Wszystkich, którzy przyłączyli się do naszej akcji, chcemy zapewnić – to, do czego się przyczyniliście, to było sprawienie dwunastce dzieci czystej, niesamowitej radości.
Słowem wstępu – Adam „Gotan” Kmieciak, redaktor naczelny Efantastyki (a prywatnie mój mąż), wpadł na pomysł, wcielić się w rolę Mikołaja i przygotować paczki świąteczne dla dzieci. Obawiał się jednak, że nie zdążymy zorganizować fajnej akcji w roku 2020, więc jego pomysł dotyczył roku 2021. Namówiłam go jednak, by to właśnie Gwiazdkę 2020 uczynić dla kogoś szczęśliwszą i bardziej magiczną i stąd wzięła się akcja „I Ty możesz zostać (e)fantastycznym Mikołajem”.
Pomysł był dość prosty – poprosić o napisanie listów do Mikołaja dzieci z pieczy zastępczej i zrealizować to, co znajdzie się w listach. Choć potocznie mogło zdarzyć się nam wspomnieć mówić o dzieciach „z domów dziecka”, wybraliśmy dwa miejsca: rodzinny dom dziecka oraz rodzinę zastępczą. To formy pieczy dla dzieci najlepsze – ponieważ te, mimo że czekają na adopcję, mieszkają w zwyczajnym domu i mają konkretne osoby, do których mogą powiedzieć „mamo” i „tato” czy „ciociu” i „wujku”. Jednocześnie są to formy otrzymujące o wiele mniej środków na jedno dziecko – czyli potrzebują największego wsparcia.
Gotan z ramienia Efantastyki już kiedyś zorganizował akcję świąteczną – wówczas zbierał książki, które trafiły do biblioteczki w domu dziecka właśnie. Nie twierdzę, że taka pomoc nie była potrzebna – po prostu mając już większą wiedzę na temat pieczy zastępczej, wybraliśmy miejsca potrzebujące większego wsparcia.
***
W jednym ze wspieranych przez nas miejsc mieszka ósemka dzieci, w drugim – czwórka. To razem wspomniana dwunastka. Najmłodsze z dzieci ma 2 latka, najstarsze – 20 lat (z powodu niepełnosprawności dziewczynka nie jest samodzielna). Listy były przeróżne i – nie ukrywamy – trochę nas przeraziły. Wśród marzeń znalazły się drogie lalki i zestawy Lego, hulajnoga wyczynowa, smartfon, smartwatch, markowe ciuchy…
Baliśmy się, że nie damy rady zebrać wszystkiego i powtarzaliśmy sobie, że najważniejsze, żeby każde dziecko dostało coś z rzeczy, które sobie wymarzyło… ale nie ukrywajmy – marzyliśmy, by udało się kupić wszystkie rzeczy z list. Chcieliśmy spełniać marzenia, a nie budzić rozczarowanie.
***
Tutaj mała dygresja – wiele lat temu czytałam artykuł o akcjach charytatywnych, który na zawsze zostanie mi w pamięci. Dotyczył on nastawienia Polek i Polaków do pomagania. Autorka wspominała m.in. o świątecznej zbiórce żywności – o tym, że jak kupowała w jej ramach dobre czekolady, ktoś zwrócił jej uwagę, że powinna kupić wyroby czekoladopodobne, ponieważ są o wiele tańsze i dzięki temu byłoby ich więcej… Dla młodszych małe wyjaśnienie – „wyrób czekoladopodobny” to było coś, co wprawdzie miało w składzie czekoladę i powinno smakować prawie jak czekolada, ale do tej czekolady domieszane były tanie wypełniacze w takiej ilości, że przepisy nie pozwalały na umieszczenie napisu „czekolada” na tabliczce.
Artykuł poza anegdotkami odnosił się też do badań i sondaży, a jego pointa była przygnębiająca. Część osób decyduje się na pomaganie innym, pod warunkiem, że wyraźnie widać różnicę między pomagającym a osobą otrzymującą wsparcie. A to znaczy, że zbiórki powinny obejmować znoszone ubrania, najtańsze wyroby czekoladopodobne, rzeczy nie tylko używane, ale też podniszczone. Że niektórzy potrzebują rozróżnienia: ja jestem „normalna”, więc moje dziecko dostanie prawdziwą Barbie, ale „biedne dziecko” może bawić się tylko tanią plastikową lalką, której po tygodniu odpadnie głowa i którą trzeba będzie ratować taśmą klejącą. Że pomoc jest według nich ok tak długo, póki nie narusza to ich statusu.
Lektura tego artykułu, którego niestety po tylu latach nie jestem w stanie odnaleźć, sprawiła, że miałam od zawsze ustawione podejście do pomagania – jeśli chcę komuś coś podarować, to nie może być proteza. To nie może być wybór czekoladopodobny. To muszą być rzeczy, które mnie samej sprawiłyby radość, a nie takie, których bym się wstydziła.
***
Jak możliwe że pamiętacie – akcja wystartowała z hukiem, potem przygasła i kiedy już zaczynaliśmy tracić nadzieję, że uda nam się zrealizować to, co sobie wymarzyliśmy, udało nam się ją rozkręcić na nowo. W pewnym momencie wiedzieliśmy już, że uda się zgromadzić wszystkie przedmioty wymienione w listach. I… znów poczułam niepokój. Wiem, brzmi absurdalnie, prawda?
Tym razem źródło niepokoju było zupełnie inne. Po prostu… listy do Mikołaja napisane przez dzieci nie były sobie równe. Gdy jedno z dzieci prosiło o ponad dwadzieścia prezentów, inne prosiło o trzy – cztery, w dodatku skromniejsze. Kompletując gigantyczne, bogate paczki baliśmy się, że każdym kolejnym dorzuconym do nich gadżetem zwiększymy poczucie niesprawiedliwości u dziecka, które w liście wymieniło minimum. Wybadaliśmy, jakie są zainteresowania tych dzieci i zaczęliśmy dorzucać do paczek niespodzianki zgodne z tymi pasjami. Staraliśmy się oszacować wszystko tak, by każde dziecko dostało paczkę o podobnej wartości, a także by każde dostało jakąś niespodziankę. Jasne, te niespodzianki nie były sobie równe – ale nawet do najdroższych paczek dorzuciliśmy jakieś drobiazgi, by każde dziecko wiedziało, że Mikołaj chciał mu sprawić jak największą frajdę. Niektóre z tych dodatków zawdzięczaliśmy Wam – paczki z fantami, które przychodziły, zawierały rzeczy ekstra, na przykład termosy, termokubki i pendrive’y, niektóre dobieraliśmy sami pod zainteresowania dzieci.
Przyznam, że ten finisz był niesamowity – biegałam na zakupy trzy – cztery razy dziennie, wracałam obładowana, zostawiałam torby w domku moich rodziców (w naszym mieszkaniu by się nie pomieściły, a poza tym mieszkamy z Gotanem na czwartym piętrze bez windy…), po czym biegłam dalej. W sklepach z zabawkami, z ubrankami dziecięcymi czy ze słodyczami byłam rozpoznawana już od drzwi, zresztą tam też spotkałam się ze wsparciem. Jeden z wrzesińskich sklepów zabawkowych dorzucił nam drobiazgi do paczek, właściciel drugiego podwiózł nam paczki pod samą furtkę. W obu spotkałam się z profesjonalnym wsparciem, kiedy przychodziłam z pytaniami typu: „Co można kupić jedenastolatkowi, który lubi gotować?”. W szalonych rajdach po sklepach towarzyszyła mi przede wszystkim mama – Gotan dbał o internetową część akcji, ale ponieważ dojeżdża do pracy pociągiem, w czasie, kiedy otwarte były sklepy z zabawkami, on był w innym mieście, a zdrowie często nie pozwalało mi na samotne wyprawy. To było męczące, ogromnie męczące, ale dawno nie czułam takiej satysfakcji, jak przestawiając stosy paczek na korytarzu. Kurierzy pukali kilka razy dziennie i tylko w nocy serce podchodziło mi do gardła na myśl, że ktoś się włamie i ukradnie te tony zabawek tuż przed świętami, a ja nawet nie będę miała z czego ich odkupić…
18 grudnia miało miejsce wielkie pakowanie paczek – to przecież Gwiazdka! Prezent ma znaczenie, ale musi też zostać ładnie wręczony, prawda? Rozkładanie wszystkiego zgodnie z listami, dokładanie niespodzianek, dorzucanie góry słodyczy do każdej paczki, a potem układanie całości w kartonach i pakowanie w piękne papiery – to trwało cały dzień i całą noc. Widzieliście tę górę paczek, wrzucaliśmy nagranie. Oprócz paczek dla każdego dziecka przygotowaliśmy też drobiazgi dla opiekunów – osób, które poświęcają tym dzieciakom 365 dni w roku, dając im mnóstwo miłości, a także paczki wspólne, zawierające m.in. zestawy książek.
19 grudnia zapakowaliśmy się w dwa samochody i ruszyliśmy w Polskę – a dokładniej w Wielkopolskę. Niestety nie widzieliśmy odpakowywania paczek – wolą rodzin było, by te czekały pod choinką na 24 grudnia, a my nie chcieliśmy ingerować w ich plany. Widzieliśmy natomiast radość na twarzach dzieci, gdy kolejne paczki trafiały pod choinkę. Słyszeliśmy okrzyki: „Już są! Już są!” zza drzwi, kiedy dopiero zastanawialiśmy się, czy trafiliśmy pod dobry adres. To było naprawdę magiczne i łatwo było uwierzyć w naszą własną opowieść – że jesteśmy elfami, które wysłał Mikołaj, ponieważ sam mógłby mieć problem z kwarantanną. I że jesteśmy przed 24 grudnia, ponieważ chcieliśmy mieć pewność, że najgrzeczniejsze dzieci w Polsce na pewno dostaną prezenty na czas, a wiadomo, że ostatnio różnie z transportem bywa…
24 grudnia rozmawialiśmy natomiast z opiekunkami dzieci telefonicznie – i obie mówiły, że radość dzieci była nie do opisania. Że to było niesamowite. I że trudno uwierzyć, że to się działo naprawdę. To dzięki Wam! My tylko spięliśmy to wszystko razem, ale bez Was nic by nam się nie udało! DZIĘKUJEMY, nie wiem, po raz który, ale niezmiennie z całego serca!
***
Zwróciliście pewnie uwagę, że nie wymieniliśmy miejscowości, w których mieszkają dzieci objęte akcją. To nie jest przypadek, dokładniejsze dane narażałyby dzieci na zidentyfikowanie w otoczeniu, a co za tym idzie – możliwe, że zaczepki lub nawet hejt. Z tego samego powodu nie pokazujemy ich twarzy. Nie mamy najmniejszych wątpliwości, że pokazanie ich uśmiechów przy stosie paczek okazałoby się znakomitą reklamą kolejnych akcji… ale – no właśnie – reklamą. Formą wykorzystania. Nie chcieliśmy tego i nie planujemy robić tego w przyszłości (chyba że zostaniemy o to wyraźnie poproszeni przez samych zainteresowanych). To nie była transakcja wiązana: prezenty w zamian za reklamę. Kierowała nami wyłącznie chęć zrobienia czegoś dobrego, a że skala akcji przekraczała znacznie nasze możliwości finansowe, to poprosiliśmy Was o pomoc.
Jeśli to wyjaśnienie do Was nie przemawia i obawiacie się, że padliście ofiarą wyłudzenia – wyślijcie nam wiadomość prywatną. Jesteśmy upoważnieni przez obie rodziny do podania namiarów na nie w celu potwierdzenia, że rzeczywiście odwiedziliśmy je ze stosami paczek.
***
W każdej takiej akcji nie może zabraknąć podsumowania. Ponieważ nie kupowaliśmy wszystkich prezentów osobiście, nie mamy pewności, ile dokładnie kosztowały wszystkie prezenty, ale szacujemy, że były warte około 11-12 tysięcy złotych.
W dniu, w którym wręczyliśmy prezenty dzieciom, na zrzutce znajdowało się dokładnie 3997 złotych. Wydaliśmy 4265,48 złotych (plus oczywiście paliwo – tu trudno o kwotę co do grosza, ale było to około 200 złotych) – więcej, niż planowaliśmy pierwotnie, ale gdy już wyczerpaliśmy budżet, ostatnie z zabawek wciąż wołały „weź nas, zobacz, jak idealnie pasujemy do tej paczki!”, a wizji uśmiechów dzieci trudno było odmówić… Wartość prezentów od Was oszacowaliśmy na 7-8 tysięcy… ale może były warte jeszcze więcej? Tego raczej się nie dowiemy. W każdym razie były to niezwykle bogate paczki! Takie, których żadne z dzieci nie będzie musiało się wstydzić, bo żaden z prezentów nie był „wyrobem czekoladopodobnym”. Jeśli dzieci będą chciały się pochwalić wśród swoich koleżanek i kolegów lalkami czy klockami, to będą miały się czym chwalić!
A gdy już wydawało się, że w całej akcji zostało już tylko napisanie podsumowania… na zrzutce pojawiła się jeszcze jedna wpłata od anonimowej osoby. W wysokości 1005 złotych. Tak, zrzutka była otwarta nieco dłużej, ponieważ ustawiając datę zakończenia, nie wiedzieliśmy jeszcze, którego dnia będziemy jechać z paczkami, a potem w feerii emocji oraz przedświątecznej gorączce umknęło nam przestawienie daty i po prostu nie zaglądaliśmy na ten portal. Część tej kwoty wyrównałaby wydaną przez nas nadwyżkę, ale co z resztą…? W końcu uznaliśmy, że rzeczywiście mniej więcej połowę wydanej nadwyżki wypłacimy – a reszta będzie uzupełnieniem naszej cegiełki, ale 800 złotych będzie czekać na kolejną akcję. Bo choć był to ogromny wysiłek i przez cały grudzień żyliśmy niemal tylko tym, poświęcając własne przygotowania do świąt, to nie wyobrażamy sobie, by nie kontynuować czegoś, co okazało się tak niesamowitym sukcesem. Tym razem zaczniemy wcześniej, by mieć więcej czasu na działanie… i jaka się okazuje – zaczniemy nie z pustym kontem. Jeśli dzieci ponownie poszaleją w listach, to jedna paczka w zasadzie już jest, a jeśli tym razem ich marzenia okażą się bardziej w naszym zasięgu – to może nawet dwie…?
Tej akcji nie było, gdyby nie Wy. Dziękujemy serdecznie:
- Osobom, które wsparły nas rzeczowo. Są to: Magdalena Cuprjak, Anna Najmiec-Gagnon, Marta Kicińska, Agata Nalepa, Kasia Taperek, Kamila Staniszewska, Paulina Dolewa, Sylwia Tajsner, Agnieszka Pacocha, Jagoda Pacocha, Kasia Wilczopolska, Nina Ziółkowska, Katarzyna Ophelia Koćma, Katarzyna Witerscheim, Patrycja Słocińska, Łukasz Żelechowski, Robert Rybacki, Małgorzata Gołębiowska, Irena Pietrzak
- Osobom, które wsparły nas finansowo. Są to: Monika Baranowska, Piotr Ciszecki, Milena Tupadlo, Ewa Sierotowicz, Jakub Zaleśny, Jerry Bremer, Agnieszka Pladzyk, Katarzyna Kowalczyk-Zaleśna, Przemek Piotrowski, Małgorzata Gołębiewska, Agnieszka Kuczynska, Krzysztof Kmieciak, Monika Szulc, Maciej Bednarski, Agnieszka Pietrzak, Katarzyna Kowalczyk-Zaleśna, Karolina Sęsoła, Maciej Liteon Strzępa, Patrycja Roszak, Jolka R., M.K, MMMOSzub, Małgorzata Gr, Marcelina, LidiaK (oraz kilkadziesiąt anonimowych osób)
- Osobom, które wsparły nas w jeszcze inny sposób. Jerry Bremer przygotował grafiki promujące akcje. Robert Rybacki i Jagoda Pacocha zorganizowali nam transport, dzięki któremu mogliśmy dostarczyć paczki osobiście i na czas. Wydawnictwa Insignis oraz Powergraph przygotowały dla nas paczki pełne książek dla dzieci i młodzieży oraz zabawek edukacyjnych.
Jeśli powinniście znaleźć się na tej liście, ale Wasze nazwisko zaginęło – wybaczcie nam. To nie zła wola, tylko chochlik drukarski lub złośliwość przedmiotów martwych: czasem zdarza się, że fragment strony się nie wczyta, w dodatku w trakcie akcji Facebook kilkakrotnie kasował treści, które musieliśmy odtwarzać z kopii zapasowych. W takim przypadku koniecznie dajcie nam znać! Jeśli przygotowaliście paczkę wspólnie z kimś, a pojawiło się tylko Wasze nazwisko, też dajcie nam znać – uzupełnimy brakujące dane. W końcu jeśli wpłatę anonimową na zrzutce zaznaczyliście przypadkiem – jako organizatorzy widzimy Wasze adresy mejlowe, więc możemy łatwo zidentyfikować, że Wy to Wy i oddać Wam należne honory. Nie chcemy nikogo pominąć, wszyscy jesteście niesamowici i tak samo ważni!
Wszyscy jesteście dowodem na to, że wciąż istnieją ludzie o dobrych sercach, którzy mimo własnych trosk i zmartwień potrafią znaleźć czas i środki, by uczynić czyjeś życie lepszym. Wszyscy jesteście dowodem na to, że magia świąt istnieje naprawdę!
Anna Tess Gołębiowska
w imieniu portalu Efantastyka.pl
PS. Przepraszamy, że na relację z zakończenia akcji musieliście czekać dłuższą chwilę. Tess, autorka powyższego tekstu, wciąż zmaga się z powikłaniami po przechorowaniu covidu na początku listopada, a Gotan, główny organizator akcji, prywatnie jest jej mężem. Opieka nad chorą żoną naprawdę utrudnia znalezienie czasu na cokolwiek, a tym bardziej – skupienie się.
Tak, nie pomyliliśmy się z datami – Tess przeszła covid jeszcze przed ogłoszeniem tej akcji. Po prostu nie przypuszczaliśmy, że skoro teoretycznie już wyzdrowiała, a choroba miała u niej stosunkowo lekki przebieg – tzn. co prawda wyłączyła z życia na dwa tygodnie, ale nie wymagała hospitalizacji – powikłania po covidzie okażą się aż takim problemem w codziennym funkcjonowaniu.
Ekstremalna mobilizacja pozwoliła nam dopiąć akcję przed świętami, ale potem Tess naprawdę potrzebowała czasu, by dojść do siebie – oraz naprawdę angażującej opieki. Raz jeszcze przepraszamy za opóźnienie w publikacji tego tekstu. I dziękujemy za wyrozumiałość!
PS 2. Poniżej prezentujemy Wam zestawienie wszystkich paragonów ukazujących wydatki związane z akcją.