Dark Angels cz.1
Spokojne nienaruszone nocne powietrze rozdarł trzepot skrzydeł. Duży smukły ptak wylądował na gałęzi starego dębu, jedynego drzewa w tej okolicy. Poświata księżyca w pełni padła na jego sylwetkę dokładnie ją rozświetlając.
Miał prawie metr wysokości, dziób smukły ale mocny i twardy w kolorze jasnego grafitu. Pióra mieniły się na przemian setkami odcieni szmaragdu i szafiru tworząc kaskadę maleńkich kolorowych plamek na całej powierzchni ciała zwierzęcia. Od piór biło zdrowie, skrzydła miał umięśnione podobnie jak silne nogi uzbrojone w mocne i ostre pazury. W identycznych jak pióra lazurowych oczach czaił się spokój ale też coś w rodzaju gniewu. Malutka jego iskierka, jakby miała zaraz zniknąć na zawsze w morskiej otchłani ślepi. Ale nie zniknęła.
Siedział spokojnie jakby na kogoś czekał. Po kilku chwilach trzepot skrzydeł rozległ się ponownie i przybysz wylądował tuż obok Szafirowego, zachowując jednak bezpieczny dystans kilku centymetrów. Księżyć oświetlił także jego postać. Był identyczny jak jego towarzysz, lecz w przeciwieństwie do niego jego pióra przybierały kolor setek odcieni czerwieni - od krwistej przez winną aż po rubin. Oczy miał koloru róży z dużą domieszką weglowej czerni. I w nich czaiła się jedynie złość.
- Po co chciałeś się spotkać? - warknął Czerwony nawet nie patrząc w stronę towarzysza. Ten także nie zaszczycił go spojrzeniem. Obydwoje wpatrywali się w księżyc, blady, tajemniczy. Była pełnia. A światło od niego bijące niespotykanie mocne.
- Ciebie też miło widzieć Tenebrisie. Wiesz po co chciałem byś przybył.
- Nie, bo nie raczyłeś mi tego wyjaśnić Radiusie.
- A czego poszukujesz?
- Zależy o co pytasz, ale to moja sprawa i tobie nic do tego - w głosie Tenebrisa wezbrał gniew, delikatnie najeżył pióra. - Każdy z nas czegoś szuka.
- To prawda - odparł Radius - Ale mam jedną z rzeczy której tak pragniesz.
Czerwony ptak posłał mu pełne żłości ale też zaciekawinia i radości spojrzenie.
- Niemożliwe że ją masz. A nawet jeśli to dlaczego mi o tym mówisz?
- Bo obydwoje możemy na tym zyskać. O ile mi wiadomo nie przepadasz za swoją ziemską postacią?
- Nie cierpię jej - warknął jego towarzysz - I ty dobrze o tym wiesz.
- Wiem. I wiem też że wszyscy będziemy w nich tkwili dopóki każdy z nas nie znajdzie tego czego wszyscy szukamy oraz....
- Oraz dopóki nie wypełnimy swoich zadań które narzucił nam Deus - dokończył Tenebris.
- Więc współpracujmy.
- Nie ma mowy.
- Więc zapomnij o czymkolwiek - Radius naprężył mięśnie do lotu.
- Nie! Zaczekaj! - zatrzymał go towarzysz. Niebieski wrócił do normlanej postawy - Jeśli faktycznie go masz to mi go pokaż. Wtedy możemy rozmawiać.
Radius przez chwilę nieufnie oplatał go spojrzeniem ale w końcu sięgnął do malutkiej skórzanej sakwy którą miał przywiązanej do lewej nogi i coś z niej wyjął. Wyciągnął w stronę Tenebrisa zaciśnięte szpony po czym je rozchylił.
Trzymał mały, nie większy niż laskowy orzech błyszczący kamień, mieniący się podobnie jak pióra Tenebrisa setkami odcieni czerwieni, Wydawało się że własnie z nich jest upleciony. Błyszczał w świetle księżyca kaskadą światełek niczym posoka. Był o wiele piękniejszy niż rubin, zachwycał swym pięknem i majestatem, był to klejnot godny tylko najwyższego stworzenia.
Tenebrisowi zalśniły oczy.
- Znalazłeś go....
Radius skinął głową.
- Nie było to proste ale się udało.
- A swój masz?
- Jeszcze nie. Ale mam twój i z tego mogą wyniknąć obustronne korzyści, jesli ten jeden raz zgodzisz się ze mną współpracować.
Czerwony zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem.
- Mam rozumieć że go dostanę jeśli...
- Jeśli znajdziesz Szmaragdową Luizjanę - Radius schował kamień z powrotem sdo sakiewki. Tenebris podążał smutnym wzrokiem za każdym jego ruchem.
- I to wszystko? - otrząsnął się
- Nie. Dostaniesz swoją Krwawą Orchideę jeśli po pierwsze odnajdziesz mój kamień i po drugie jeśli pomożesz mi zanleźć Auxilię.
Tenebris odskoczył od Radiusa jak od najgorszego wroga.
- Ją! Tą podłą zdrajczynię!
- Tenebrisie....
- Nic nawet nie próbuj mi wyjaśniać! To przez nią! To przez nią tkwimy w tych postaciach, tu na Ziemi! To ona jest wszystkiemu winna! To przez nią Deus....
- Uspokój się! To nie była jej wina! I o to chodzi - musimy ją odnaleźć żeby wszystko wyjaśnić, musimy znaleźć całą resztę, potem resztę kamieni i wtedy....
- Wtedy powrócimy do normlanych postaci...
- Dokładnie.
Tenebris pokręcił głową.
- Rób co chesz. Szmaragd pomogę ci znaleźć ale nie ją. Ją musisz znaleźć sam. ja ci nie pomogę. A jeśli to jest dla ciebie warunkiem przekazania mi Krwawej Orchodei to możesz być pewien - będę cię ścigał i prześladował aż mi ją oddasz albo sam ci ją odbiorę.
- Pomóż mi odnaleźć Auxilię to ci ją zwrócę.
- Nie. Nie masz co na to liczyć.
- A więc miłego pościgu. Może i byłeś zawsze silniejszy, ale ja zawsz szybszy.
Radius w ułamku sekundy zerwał się z drzewa i poleciał w stronę księżyca. Tenebris natychmiast ruszył za nim.
Komentarze
Dobrze się czyta, jak dobry
Dobrze się czyta, jak dobry prolog. Czekam na cz.2