Świat idzie na przód, postęp cywilizacyjny obiera zastraszajce tępo, człowiekowi coraz trudniej wynaleźć coś, czego jeszcze nikt przed nim nie opracował. Cóż… tak już jest ten nasz świat zbudowany, wszystko się zmienia. Wszystko poza jednym.
Dziś już nie wierzy się w bogów, nie czci sił natury i nie przypisuje wszystkiego, co „nieludzkie” mitycznym istotom. Dziś nawet wielkie religie monoteistyczne jakoś marnieją, powoli chylą się ku upadkowi. Dziś króluje niepodzielnie ateizacja społeczeństwa i twardy, naukowy racjonalizm. Czyżby? A może rolę istot dawnych kultów zaczynają przejmować inne, nowocześniejsze i bardziej na miarę naszych czasów? Kiedyś wierzono w bogów, półbogów, ćwierćbogów, herosów, boginki, duszki, skrzaty , olbrzymów. A teraz? Teraz wierzy się w… kosmitów. Teraz to im przypisuje się wszystko, czego według obecnej wiedzy naukowej, w żaden sposób uczynić nie mógł człowiek we własnej, wciąż niestety ograniczonej osobie. Piramidy egipskie zbudowali kosmici, rysunki na pustyniach wykonał nie kto inny, a i pismo hieroglificzne z pewnością „obcy” wynaleźli.
Czy między starą i nową wiarą istnieje jakaś różnica? W zasadzie nie bardzo. Zmienił się tylko punkt odniesienia, źródło wierzeń, związane z cywilizacyjnym postępem. Teraz człowiek umie podróżować w kosmos i nie musi szukać winnych obok siebie, w lasach czy górach, może ich upatrywać gdzieś dalej. Dzisiejszy człowiek nie boi się już burzy z piorunami ani sztormu, wie skąd pochodzą i jak z nimi walczyć. Mimo to, nie zna jeszcze wszystkiego. Teraz boimy się czegoś innego, nowego „obcego i nieznanego” czyli niezliczonych planet i galaktyk, znajdujących się gdzieś poza naszym Układem Słonecznym. Boimy się, że to tam może istnieć życie, w dodatku bardziej zaawansowane od nas samych, tak samo jak nasi przodkowie bali się, że potężniejsze istoty zamieszkują lasy i góry za ich osadą albo niewidzialny świat, gdzieś tuż obok naszego. Nie przerażają nas już silna magia, umiejętność pisania i czytania, miecze wykute z lepszego tworzywa, czy dalej strzelające łuki i kusze, jakie te istoty miałyby posiadać. Teraz drżymy przed ich kosmicznymi pojazdami, pokonującymi ogromne odległości z zawrotną prędkością, broń atomowa, biologiczna czy inna, o której człowiekowi nawet się nie śniło, zdolna w ułamku sekundy doprowadzić do zagłady wszechświata i co gorsza, końca istnienia ludzi. Zasada jednak pozostaje ta sama.
Raz już mieliśmy w naszej historii do czynienia z podobnym zjawiskiem. Przerabialiśmy już wielką zmianę cywilizacyjną idącą w parze z wprost proporcjonalną do niej zmianą wierzeń. W czasie powszechnej chrystianizacji Europy mianowicie, kiedy to politeizm zastąpił monoteizm, a naturalną, „prymitywną” religijność – personifikacja i unaukowienie (teologia jako nauka) przedmiotu kultu. Wtedy też wszystko co stare i „pogańskie” zdemonizowano lub ostatecznie wrzucono między bajki, czasami zaś zaadaptowano na potrzeby nowej wiary. Bogini Brygid zmieniona na świętą Brygidę, Wielka Matka ubraną w szaty Maryi, Lewiatanem który z wikińskiego potwora morskiego ewoluował w chrześcijańskiego demona, Sidhowie którym dorobiono skrzydełka – przykłady można by mnożyć w nieskończoność.
A teraz? Teraz robi się dokładnie to samo. Obecnie z chrześcijaństwem dzieje się dokładnie to samo, co ono zrobiło z poprzednikami. Bogów gwiazd, obcych przybysze uczący ludzi rozmaitych umiejętności, skrzydlaci boscy posłańcy, przedstawiciele wyższej cywilizacji, którzy “przybywają z nieba”, to już nie aniołowie, ale kosmici. Wizje aniołów, o jakich opowiadają chrześcijańscy mistycy, to w rzeczywistości wizyty kosmitów. Niebawem, nadal jeszcze popularny podział na anioły i demony, zastąpi klasyfikacja pod tytułem „dobrzy kosmici i źli kosmici”.
Kosmiczna rewolucja mityczna nie ogranicza się jednak, do detronizowania ostatniego stanu rzeczy, jaki zastała przed sobą. Bierzę się także za wcześniejsze, te
już przez chrześcijańską rewolucję wyparte, wierzenia. Po co? Pewnie po to, by ich sobie jakaś szalona mniejszość nie przypomniała. W końcu jak głosi pewna złota myśl na miarę naszych wspaniałych czasów, królowa może być tylko jedna. Mamy już znane przykłady: Atlanci – kosmici, germańscy Alfowie – kosmici, irlandzcy Tuatha de Danaan – kosmici, starożytni egipcjanie – uczniowie kosmitów, piramidy – wytwór kosmitów etc. I co? Na tym zakończymy naszą kosmiczną wyliczankę? A niby dlaczego?! Spójrzcie, ile tego tałatajstwa jeszcze zostało. Szkoda, by miało się zmarnować. No, dalej, puśćmy wodze galaktycznej, kosmicznej, meganowoczesnej fantazji! Firbolgowie? Kosmici. Nephilim? Potomkowie kosmitów. Król Artur? Namaszczony, wybrany posłaniec kosmitów. Walkirie? Kobiety kosmitów. Jednorożce? Wierzchowce kosmitów. Stare, dobre, rodzime wąpierze niech zostaną pośrednikami, przekazującymi kosmitom ludzką krew, gdyż odkryli oni, że jest świetnym paliwem do latających talerzy. A berserkerzy? Skąd brał się ich szał bojowy? Jak to skąd? Od kosmitów przeca! I Prometeusz był kosmitą. I Merlin. Et cetera… Et cetera… oczywiście również pochodzące z pradawnej mowy, której starożytnych Rzymian kosmici wyuczyli. A czemu nie? Wszystko się zmienia – fakt, ale zasada pozostaje
Paulina Maria “Lorelay” Szymborska–Karcz