Dawno, dawno temu ludzie z całego świata, ze wszystkich regionów i różnych kultur, wierzyli w mnóstwo wszelakich mitów, legend i innych niesamowitości. Te wierzenia, dla nas po prostu głupie i prostackie, dawnym ludziom tłumaczyły niepojęte sekrety otaczającego ich świata. Teraz natomiast, gdy wiedza i nauka potrafią wyjaśnić nam niemal wszystko, są one tylko wymysłem i ułudą. Nasuwa się jednak pytanie: A gdyby jednak nie? Gdyby jednak te wymysły miały okazać się prawdą?
W historii pojawili się ludzie, którzy nie tylko zadawali sobie to pytanie, lecz także usiłowali na nie odpowiedzieć. Opisali światy, gdzie wspomniane wierzenia są rzeczywistością , mity stały się prawdą, legendy stąpały po ziemi, a niemożliwe było codziennością. Stworzyli światy, które dla nas, otoczonych ścisłymi prawami nauki, są pełne cudów i magii.
Czy niemożliwe może być budulcem całego świata? Czy tak właśnie widzieli świat dawni ludzie? Pisarze fantastyki przedstawiają nam odpowiedzi w swojej twórczości.
Szczególnie zafascynowani fantastyką byli twórcy romantyczni, chociażby Adam Mickiewicz czy Juliusz Słowacki. Jednak w tej prezentacji chciałabym skupić się na literaturze z czasów nam bliższych – od dwudziestego wieku. Nie sposób niestety w tak krótkim czasie omówić wszystkich wątków fantastycznych pojawiających się w wybranych przeze mnie dziełach, dlatego skoncentruję się na kilku wybranych, które uznałam za reprezentatywne.
Zacznę od wybitnego pisarza Johna Ronalda Reuela Tolkiena i jego twórczości, uznanej za przełomową w dziedzinie literatury fantastycznej. Tolkien jako profesor filologii germańskiej w Oksfordzie, znawca literatury i języka staroangielskiego oraz autor wielu prac naukowych, doskonale znał staroangielskie legendy, pełne magii, smoków i przedmiotów o niezwykłych mocach.
Zdobyte wykształcenie zapewne w znacznym stopniu przyczyniło się do napisania w 1937 roku powieści „Hobbit, czyli tam i z powrotem” o nieszczęsnym Bilbo Bagginsie, który opuścił swą przytulną norkę, by wraz z kompanią krasnoludów wyruszyć na wyprawę po smocze skarby, przeżywając po drodze mnóstwo przygód.
Przyjrzyjmy się więc wspomnianym krasnoludom. Są one jednymi z mitycznych stworzeń pojawiających się w świecie Tolkiena.
W Polsce nazwa krasnolud jest neologizmem utworzonym przez Marię Skibniewską jako zgrubienie od krasnoludka, pojawiającego się w tradycji słowiańskiej i bajkach dla dzieci, niewielkiego humanoida w czerwonej czapeczce, mieszkającego pod ziemią i szukającego tam złota.
Zamieszkujące Śródziemie krasnoludy cechowały się niskim wzrostem, krępą budową ciała oraz gęstymi brodami, noszonymi jednako przez krasnoludzkich mężczyzn i kobiety. Istoty te powstały ze skał i minerałów z wnętrza ziemi i zachowały charakteryzujące je siłę i wytrzymałość. Nie oddaliły się też od miejsca swego powstania, zamieszkały w stworzonych przez siebie podgórskich miastach i w głębokich kopalniach, gdzie wydobywały cenne kruszce. Krasnoludy były powszechnie znane ze swej dumy, wyniosłości oraz upodobania do dobrej strawy, o czym miał okazję przekonać się Bilbo już podczas pierwszego spotkania z nimi.
Łatwo można dostrzec podobieństwo Tolkienowskich krasnoludów do wspomnianych wcześniej słowiańskich krasnoludków oraz pojawiających się w mitologi nordyckiej karłów. I w tym momencie możemy zadać sobie pytanie: Skąd jeszcze mistrz czerpał swoje inspiracje? Sam stwierdził niegdyś, że „starał się unowocześnić mity”. Trzeba przyznać, że udało mu się zrobić to bardzo zręcznie.
Dobrym przykładem jest legenda o Zygfrydzie, który wyruszył na wyprawę mającą na celu zabicie smoka strzegącego skarbu Nibelungów, w tym magicznego pierścienia dającego właścicielowi niewidzialność. Pokonawszy smoka Zygfryd wykąpał się w jego krwi, dzięki czemu, podobnie jak Achilles, stał się odporny na wszelkie ciosy. Lecz i on miał swoją piętę. Podczas kąpieli w smoczej posoce do pleców Zygfryda przyklejony był liść i to właśnie miejsce stało się jego słabym punktem.
Zygfryd niechcący także napił się smoczej krwi, dzięki czemu rozumiał mowę ptaków, a te ostrzegły go o niebezpieczeństwie czyhającym ze strony pragnącego jego śmierci Odyna. Niedługo później Zygfryd zostaje napadnięty i zraniony oszczepem we wrażliwy punkt na plecach. Ta rana okazuję się dla niego śmiertelna. Traci nie tylko życie, ale i magiczny pierścień.
Wyraźnie ukazują się liczne podobieństwa pomiędzy historią Zygfryda i Bilbo Bagginsa. W obu występują strzegący skarbu smok oraz postaci gotowe dopuścić się morderstwa dla zdobycia skarbu, pojawia się też dający właścicielowi niewidzialność magiczny pierścień, obłożony niestety groźna klątwą i powodujący moralną degenerację posiadacza.
Można by przedstawić wiele podobnych przykładów w twórczości Tolkiena, przyjrzyjmy się jednak jednemu z jego znajomych, również Oxfordzkiemu profesorowi, C. S. Lewisowi, który wraz z Tolkienem i kilkoma innymi pisarzami tworzyli grupę the Inklings. Na cotygodniowych spotkaniach czytali swoje prace i dyskutowali na ich temat.
Choć Lewis napisał wiele książek dla dorosłych to największą sławę przyniósł mu cykl dla dzieci „Opowieści z Narnii”. Pierwszy tom „Lew, czarownica i stara szafa” opowiada o dzieciach, które podczas zabawy w chowanego odkrywają szafę prowadzącą do Narnii, magicznego świata zamieszkanego przez stworzenia takie jak karły, centaury, driady, a także mówiące zwierzęta. Światem tym rządziła Biała czarownica i przez nią od stu lat panowała tam sroga zima. Pomóc mógł jedynie lew Aslan, lecz przydatne okazało się też rodzeństwo Pavensie.
W powieści można odnaleźć liczne nawiązania do angielskiego folkloru, chociażby występowanie magicznych stworzeń, mitologii greckiej, między innymi pojawiające się fauny, centaury i driady, oraz mitologi nordyckiej, gdzie tuż przed końcem świata miała nastąpić sroga zima Fimbulwinter. Pojawiają się również wpływy chrześcijańskie.
Jednak czytając „Lwa, czarownicę i starą szafę” najbardziej wyraźnie widać podobieństwo do „Królowej śniegu” Andersena. Edmund, niczym Kaj, zostaje porwany przez kobietę będącą władczynią krainy, w której panuje wieczna zima. Obaj zostali zaczarowani i odwrócili się od kochających osób. Pomimo tego, wciąż mogli liczyć na ich pomoc.
Jak wspominałam, „Opowieści z Narnii” podbiły serca wielu młodych czytelników. Przyjrzyjmy się teraz bardziej współczesnej książce, która również zyskała sobie uznanie wielkiej rzeszy fanów.
Mowa rzecz jasna o Harrym Potterze, którego losy spisane przez J.K. Rowling są znane czytelnikom na całym świecie. Historia sieroty, który w dniu swoich jedenastych urodzin dowiaduje się o swych magicznym korzeniach i następnie trafia do elitarnej szkoły dla czarodziejów po raz kolejny udowadnia nam prawdziwość powiedzenia, że najbardziej lubimy to, co jest nam znane. Czarodzieje, latające miotły, magiczne eliksiry czy zły czarnoksiężnik, wszystkie te motywy znane są w literaturze od dawien dawna. Skąd dokładniej czerpała Rowling? Sama autorka twierdzi, że największy wpływ na Harry’ego Pottera miała powieść „Tajemnica Rajskiego Wzgórza” Elizabeth Goudge. W serii można jednak odnaleźć też odwołania do mitologii greckiej i rzymskiej, będące obiektem studiów Rowling oraz nawiązania do wydarzeń z jej własnego życia.
Przyjrzyjmy się więc historycznemu pochodzeniu postaci znanych z przygód Harry’ego.
Według średniowiecznych wierzeń czarownicami były najczęściej kobiety, które otrzymały magiczną moc od diabła w zamian za odbywane stosunki seksualne. Według różnych wierzeń posiadały zdolność rzucania na ludzi różnych klątw, zaklęć i uroków, przyjmowały postaci zwierząt, znały się też na leczeniu chorób i zielarstwie. Ich nieodłącznym atutem, chyba zresztą najbardziej charakterystycznym, była umiejętność latania na miotle. Podobno podróżowały na nich na sabaty, gdzie odbywały się orgie z udziałem diabła. Lecz nawet mimo tego wszystkiego oraz społecznego odizolowania czarownic, ludzie często szukali u nich pomocy we wszelakich kwestiach.
Natomiast w powieści Rowling czarodzieje są społecznością żyjącą pośród zwyczajnych, pozbawionych magicznego talentu ludzi, nazywanych mugolami. Musieli jednak na wszystkie sposoby ukrywać swoje niezwykłe zdolności. Okazało się również, że nie wystarczyło posiadanie magicznej różdżki i czarodziejskiej księgi. Swoje zdolności czarodzieje z Anglii szkolili w Hogwarcie, elitarnej szkole magii i czarodziejstwa, a nagrodą za zdobyte umiejętności była możliwość posługiwania się magią we wszelkich dziedzinach życia, od prostego używania różdżki jak latarki, poprzez zaklęcia pomocne w gospodarstwie domowym, aż po magiczne leczenie, a nawet możliwość przybrania wyglądu innej osoby.
Charakterystyczne dla czarownic latanie na miotle również w świecie Pottera odgrywało niemałą rolę. Miotły stanowiły najbardziej popularny środek transportu wśród czarodziejów, służyły także do rozgrywanych na całym świecie meczów quidditcha, gry przypominającej powietrzną odmianę koszykówki.
Kolejnym elementem zaczerpniętym z dawnych wierzeń są pojawiające się nawiązania do mitologii greckiej i rzymskiej, chociażby Puszek, trójgłowy pies, strzegł klapy prowadzącej do kamienia filozoficznego, zupełnie jak Cerber, również trójgłowy pies, sprawujący pieczę nad wejściem do krainy zmarłych.
Jak widać, zagraniczni twórcy pełnymi garściami czerpią z dawnych wierzeń. Nie jest to jednak umiejętność obca również twórcom z naszej ojczyzny. Przykładu nie trzeba daleko szukać.
Andrzej Sapkowski, znany nie tylko w Polsce, ale i na świecie polski pisarz fantasy w swoich powieściach wykorzystuje wiele motywów, zwłaszcza z rodzimych podań i wierzeń.
Spójrzmy na jedno z jego dzieł, a konkretnie opowiadanie „Wiedźmin”. Tytułowy bohater, Gerald z Rivii, zostaje wynajęty przez króla, by zdjął z jego córki klątwę, która przemieniła królewnę w potworną strzygę. Wiedźmin podejmuje się tego zadania i wieczorem udaje się do królewskiego grobowca, gdzie znajduje się legowisko strzygi, spędza tam noc i zdejmuje klątwę z królewny.
Nie tylko strzygi zagrażały mieszkańcom wykreowanego przez Sapkowskiego świata. Pojawiały się tam również inne stwory znane doskonale z dawnych, polskich wierzeń, takie jak dziwożony, nocnice, utopce, wampiry, rusałki czy kikimory. Choć w naszej rzeczywistości były one jedynie wymysłem ludzi żyjących w dawniejszych czasach, to w świecie Geralta stanowiły realne niebezpieczeństwo. Nie powinno więc dziwić zapotrzebowanie na usługi cechu wiedźmińskiego, który zajmuje się zabijaniem niebezpiecznych stworów.
Przyjrzyjmy się teraz strzydze. Według podań strzygą mogło stać się dziecko zmarłe nie będąc ochrzczonym lub narodzone z kazirodczego związku i następnie zmarłe. Właśnie takie dzieci mogły w późniejszym czasie odrodzić się pod postacią strzygi, by zabijać swe ofiary. Według innych podań strzygi siadały na dachach domów i kwileniem zapowiadały śmierć jednego z mieszkańców.
U Sapkowskiego strzygą została poczęta z kazirodczego związku córka króla. Odrodzony po kilku latach od śmierci niemowlęcia potwór miał czerwone oczy, nieproporcjonalnie długie ramiona zakończone długimi pazurami, spiczaste zęby i zabijał mieszkańców pobliskiego miasta.
Geraltowi udało się zdjąć ze strzygi klątwę dzięki spętaniu jej srebrnym łańcuchem i ogłuszeniu, a następnie spędzeniu nocy w zamieszkałym przez nią grobowcu. Wiedźmin musiał przebywać tam aż do trzeciego piania koguta. Odczarowana królewna pomimo ciała nastolatki, miała mentalność dziecka.
Również młode pokolenie polskich fantastów czerpie swe inspiracje z ludowych wierzeń. Doskonałym przykładem jest Jakub Ćwiek, który, mimo napisania również kilku innych książek, serią o „Kłamcy” zdobył sobie największą popularność.
Miałam okazję być osobiście na spotkaniach z autorem. Mówił, że swe inspiracje czerpał z wszelakich mitologii. Uwielbia się nimi bawić, zmieniać, mieszać i dostosowywać na potrzeby swoich opowiadań.
Tytułowy „kłamca” to Loki, nordycki bóg zniszczenia, kłamstwa i oszustwa. Miał on moc zmieniania swojego wyglądu, a nawet płci i rasy. Odznaczał się także niesamowitym sprytem.
Ćwiek doskonale wykorzystał tą postać jako głównego bohatera swoich opowieści. Akcja jednej z nich, zatytułowanej „Cicha noc”, toczy się podczas wieczoru wigilijnego. Światowid w przebraniu świętego Mikołaja ucieka przed próbującym go zamordować Lokim, przebranym za elfiego pomocnika Mikołaja. Podczas pościgu trafiają na plac przed blokowiskiem, gdzie zostają zauważeni przez dwójkę dzieci. Rodzice szkrabów zapraszają Lokiego i Światowida do domu na kolację. Niedoszły morderca i uciekinier wcielają się w role Mikołaja i pomocnika, rozdają dzieciom prezenty i zostają ciepło przyjęci przez rodzinę. W końcu sami poddają się świątecznej atmosferze.
W „Cichej nocy” Loki stanowi idealne odzwierciedlenie nordyckiego boga. Nie przykleja sobie sztucznych elfich uszu, lecz tworzy ich iluzję, jest sprytny i ma błyskotliwą odpowiedź na każde stwierdzenie. Jest również gotów do zabójstwa niewinnych osób. Pomimo swej boskości wykazuje również ludzkie uczucia chociażby zażenowanie, kiedy dzieci patrzą na niego z uwielbieniem. Zszywa też rozdartego pluszowego misia.
Świętowit natomiast, bo tak brzmi poprawne imię najważniejszego słowiańskiego bóstwa, przedstawiany był przez dawnych ludzi jako posąg o trzech głowach i fallicznym kształcie, co może wiązać go z kultem płodności. Trzy głowy są zaś symbolem władzy bóstwa nad niebem, ziemią i światem podziemnym. Można by również dopatrywać się w tym bóstwie podobieństw do wierzeń chrześcijańskich, a konkretnie do Świętej Trójcy.
Światowid został przedstawiony przez Ćwieka jako bóstwo o nadludzkim wzroku, co widać, gdy przechodząc przez ulicę nie musiał oglądać się na jadące samochody. Ponadto przedstawił się jako Bogusław Widzeński. Światowida cechowała również zdolność do narzucenia innym pewnych obrazów myślowych.
Zaprezentowane przeze mnie przykłady pokazują jak wielki wpływ na literaturę fantastyczną miały wierzenia ludowe. Choć często mówi się o twórcach fantastyki, że ich wyobraźnia jest nieskończona, to dokładniej analizując ukazane przez nich wątki, często okazuje się, że nie są tak bardzo oryginalni i twórczy jak nam się mogło wydawać. Odtworzenie i zmodyfikowanie historii przedstawionych w zakurzonych i zapomnianych księgach może się okazać przepisem na bestseller. Wystarczy odrobina wyobraźni i talentu literackiego by przenieść czytelnika w świat w którym nie istnieje niemożliwe. Nawet Mistrz Tolkien, który od kilku dekad inspiruje kolejne pokolenia pisarzy czerpał z niewyczerpanych źródeł dawnych wierzeń. Pomimo iż żyjemy w czasach, kiedy nauka tłumaczy nam niezrozumiałe niegdyś zjawiska, to wciąż istnieją rzesze ludzi, którzy uwielbiają mieć do czynienia z tym, co przeczy rozumowi. Nic nie wskazuje na to, by te tendencje miały się zmienić w przyszłości. Ci ludzie będą więc żyli długo i szczęśliwie.
Marta “Nubia” Porwich