Wychowanka domu dziecka. Dziesięcioletnia dziewczynka o bujnej wyobraźni. Krucha istota, czekająca na dar od Losu w postaci rodziców i ciepłego domu. Ofiara. Jak i czy w ogóle można tu mówić o „silnej kobiecie”? Wydaje mi się, że tak. Udowadnia to, bowiem swoją postawą. Ale po kolei…
Monika, bo o niej mowa, bohaterka opowiadania Krzysztofa Kochańskiego Sto dziewięćdziesiąt zapałek, to mądra i rezolutna dziewczyna. Mieszkając w bidulu, poświęca czas na czytanie książek (wszystkich nie-nudnych, w przeciwieństwie do swojej koleżanki Agaty, która znana jest z czytania wyjątkowo nudnych pozycji, w tym m.in. baśni Andersena). Potrafi cytować z pamięci fragmenty przeczytanych dzieł; zawsze znajdzie choćby pojedyncze zdanie, odpowiednie do danej sytuacji. Jej elokwencja nieraz zawstydza dorosłych lub też spotyka się z ich niezrozumieniem. Poznajemy Monikę jako trochę zamkniętą we własnym wyimaginowanym świecie. Nie oszukujmy się: życie dzieci w domu dziecka nie jest usłane różami. Poczucie bezpieczeństwa jest czymś fundamentalnym w życiu człowieka. Jeśli dziecko nie znajduje go na zewnątrz, chowa się we własnej głowie, stwarzając miejsca, gdzie może czuć się beztroskie. Poza tym, świat dzieci rządzi się swoją logiką. Tak było i z Moniką. Uciekała w świat postaci z książek, które tak uwielbiała. Przychodzi tu na myśl postać Ofelii z Labiryntu Fauna, filmu reżyserowanego przez Guillermo del Toro. Jednak historia Moniki nie kończy się aż tak źle. Z każdą kolejną przewracaną kartką wchodzimy coraz głębiej w jej świat, by w końcu odkryć to, co jest jego zasadą i co stanowi jego istotę. Autor, będący naszym przewodnikiem po tej z pozoru tylko prostej konstrukcji, prowadzi nas na manowce. Pozwala uwierzyć, że Monika jest złą osobą. Odkrywa przed nami jej podwójną naturę. Przedstawia nam ją jako Mister Hyde’a ukrytego w ciele doktora Jekylla. I znowu przypomina to pewną postać – tym razem córkę Earla z filmu Bruce’a A. Evansa pt. Mr. Brooks. Dziewczynę, która odkrywa swoją mroczną naturę, jako schedę po tatusiu. Tak, jak poprzednie, i to skojarzenie z postacią, nie naprowadza nas jednak na ścieżkę prowadzącą do poznania prawdziwej natury Moniki.
Być może ktoś przeczyta ten mój krótki opis dziewczyny, może kogoś on nawet zainteresuje i rozbudzi w nim chęć sięgnięcia po opowiadanie, dlatego nie będę zdradzać tego, co leży w centrum dziecięcego świata bohaterki. Muszę jednak odpowiedzieć na pytanie: dlaczego wybrałam właśnie ją? Bo to naprawdę silna kobieta (a już na pewno na taką wyrośnie!). Monika ulega strachowi i całe opowiadanie okazuje się być jej heroiczną z nim walką. Daje się nastraszyć koledze z domu dziecka wymyśloną postacią tajemniczego Krooka. Wydaje jej się, że straszydło wychodzi ze ściany i próbuje ją skrzywdzić. Doszukuje się go w otaczających ją osobach. Niezwykłe jest jednak to, jak próbuje sobie poradzić z własnym lękiem. Jak na swój sposób – nie zapominajmy: sposób dziesięcioletniego dziecka – usiłuje go zracjonalizować i nie dopuścić do tego, by zapanował nad jej życiem. „Strach potrafi człowiekiem zawładnąć. Wtedy rodzi się zło.”1 Właśnie to zdanie, przeczytane przez Monikę w jednej z książek, staje się motorem jej działania. Chcąc ustrzec się przed złem, usiłuje zapanować nad swoim strachem i nie dać mu dojść do głosu. Kochański pokazuje nam jej upór i wytrwałość w walce z własnymi demonami. Opowiadanie jest szkicem dziecięcej psychiki, poszukującej bezpieczeństwa i ciepła. Bohaterka w nim przedstawiona z pewnością wyrośnie na silną kobietę. To, co tak naprawdę ujęło mnie w jej postawie i dlaczego zdecydowałam się napisać właśnie o niej, to gest, który wykonuje w kierunku Krooka, który po raz kolejny próbuje wyjść spod tapety. Zwyczajnie puka się wtedy w głowę, dziarsko patrząc mu przy tym w oczy. Czyż taka postawa nie zasługuje na wyróżnienie? Ilu z nas, „dorosłych”, potrafi tak, jak ona, stawić czoła swoim lękom i irracjonalnym strachom zakorzenionym w naszych skotłowanych głowach? Chyba każdy ma swojego własnego Krooka, który czasem wyłazi spod łóżka, czy starej szafy. Nie każdy jednak potrafi go zawstydzić na tyle, by uciekł z podkulonym ogonem. A Monika tego właśnie dokonała.
Paulina Goncerz