Zdjęcia ze spotkania z George’em R. R. Martinem
Nie jestem pewna, o której godzinie zaczęła formować się kolejka po autografy George’a R. R. Martina, ponieważ słyszałam, że osoba, która – już po przybyciu Mistrza – odstała niemal godzinę, ustawiła się karnie trzy godziny przed jego przybyciem. Daje to pewne wyobrażenie o tym, ile czekali ci, którzy zjawili się na miejscu punktualnie, prawda?
Ale od początku… Autor Pieśni Lodu i Ognia przybył do Polski po raz pierwszy w życiu i zabawił w niej tydzień. Zwiedziwszy Warszawę (o tej wizycie szerzej napisał Jakub Ćwiek na Kawernie) oraz Międzynarodowy Festiwal Fantastyki, zawitał też i do Poznania, w którym mieści się siedziba wydawnictwa Zysk i S-ka, polskiego wydawcy Martina.
Spotkanie z fanami – a raczej wielkie podpisywanie książek – odbyło się w salonie EMPiK przy Placu Wolności. Pisarz przybył na miejsce krótko po 17:00… i zastał tłumy. Ciężko było mi oszacować, ile osób zapragnęło zobaczyć napis Winter is comming na swoim egzemplarzu Gry o tron (i pozostałych książek), ponieważ miałam szczęście ustawić się jeszcze w budynku. Widziałam więc ogonek ciągnący się przez dwa poziomy salonu (oraz, oczywiście, przez schody), a także fragmenty kolejki za oknami, ale jej koniec niknął poza granicami mojego wzorku. EMPiK zadbał o przyjęcie gościa: wszędzie, gdzie tylko się dało, były wystawione jego książki, co zapewne przełożyło się na ich sprzedaż – niejednokrotnie byliśmy pytani przez przechodniów, co to za zbiegowisko; po uzyskaniu odpowiedzi ruszali oni do półek, a czasem też do kas. Ponadto między rozgorączkowanymi fanami przemykały cztery osoby przebrane za bohaterów Gry o tron. Rozdawali kartki osobom marzącym o imiennych autografach oraz chętnie pozowali do zdjęć.
Gdy George R. R. Martin przybył na miejsce, wszyscy zamarli. Szybko przeszedł obok tłumów, pozdrawiając serdecznie zgromadzonych fanów i mam wrażenie, że wówczas wiele osób odetchnęło z ulgą. Bo choć gwiazdor, to człowiek. Ciepły i sympatyczny. W dodatku najwyraźniej szczęśliwy, choć ja na jego miejscu (widząc taką kolejkę) chyba bym uciekła…
Pierwsze wrażenie nie było mylne – słowo “sympatyczny” najlepiej oddaje podejście twórczy do czytelników. Martin uśmiechał się na widok każdej osoby, nawet jeśli targała ze sobą wszystkie jego powieści. Pozdrawiał, zagadywał i dał się zagadywać. Chętnie odpowiadał na pytania, mówił o tym, iż podoba mu się w Polsce, wymieniał poglądy na temat serialu Gra o tron produkcji HBO. Pozował do zdjęć i obejmował fanów. W ogóle nie było widać po nim zmęczenia – choć zdecydowanie musiał się napracować, w okolicach wpół do siódmej wypisał mu się długopis – Martin promieniał taką dawką pozytywnej energii, iż na sam widok można było podładować sobie akumulatory. Odniosłam wrażenie, iż spotkanie sprawia mu przynajmniej taką samą radość, jak jego fanom. To było niesamowite.
Po tym, dość krótkim kontakcie z George’em R. R. Martinem, jeszcze bardziej żałuję, iż nie udało mi się przyjechać na spotkanie z nim w Warszawie, gdzie usłyszałabym więcej niż strzępy rozmów z niektórymi spośród kilkuset fanów. Gdy wychodziłam z salonu EMPiK po ponad dwóch godzinach, kolejka wciąż była gigantyczna, a wieść z Warszawy głosi, iż pisarz podpisuje do ostatniego egzemplarza… Cóż, zapewniam, iż warto było poczekać.
Anna Tess Gołębiowska