Maskon 2013 – mini relacja z konwentu
(Czyli co udało mi się zobaczyć i zasłyszeć)
Miesiące snucia planów i zamierzeń, wreszcie działania i realizacja. Zaproszenia, odwołania, prośby, groźby i zachęty. Takie są składniki każdego eventu. Nie inaczej było podczas organizowania Maskonu 2013. Gdy piszę tę relację, wydarzenie należy do przeszłości, euforia minionych chwil zdążyła opaść, a szara codzienność znów wpycha się na pierwszy plan. Zanim zadusi w nas resztkę magii i przysypie niczym śnieg za oknem ostatnie pozaziemskie tchnienie – podsumowanie konwentu.
Dokładnie w piątek (29 listopada 2013 roku) o godz. 15.00 przecięto wstęgę. Dyrektor Młodzieżowego Domu Kultury nr 2 Adam Łętocha otworzył w Bydgoszczy drzwi do innego wymiaru – Wymiaru Fantastyki! Towarzyszył mu Tadeusz Krajewski – główny inicjator konwentu. Łukasz „Nikor” Nalewajk, koordynator wszelakich spraw „techniczno-administracyjnych”, witał w tym czasie pierwszych uczestników. Śmiałkowie, gnani miejską plotką, zjawili się na czas. Wśród przybyłych dominowali mieszkańcy Bydgoszczy, Torunia, Inowrocławia, Poznania i Gniezna, choć zdarzały się wyjątki, jak goście z Francji, którzy wynieśli konwent do rangi międzynarodowej. A wszystko przez kuszący bogatym programem blok gier, nad jakim czuwała niezmordowanie (podobnie jak nad blokiem popkulturowym) Agnieszka Trzepacz.
Nie tylko gry kusiły przybyłych, prelekcje również przyciągały. Wykład Dominiki Repeczko był na tyle interesujący, że po upłynięciu czasu programowego przeniósł się do klubowej kawiarenki. Pani Dominika opowiadała o granicach w literaturze, dużo uwagi poświęcając młodym pisarzom, stawiającym pierwsze kroki. Wieczorem przyszedł czas na koncert zespołu Celtric Tree, który zachwycił profesjonalizmem. Nie zawiedli – jak zwykle – tancerze z grupy artystycznej Avalon. Ponownie (vide: ostatni Wieczór z MASKONEM) zaprosili publiczność na scenę i „zmusili” do wycinania dość skomplikowanych hołubców.
Po piątkowej rozgrzewce nastała sobota – najbardziej wyczekiwany dzień konwentu. Zaczęło się od warsztatów literackich, podczas których Marek Żelkowski otworzył młodym adeptom bramy do pisarskiej chwały. Po południu przyszedł czas na spotkania z autorami. Mistrzowie pióra w osobie Tadeusza Meszki, Marka Oramusa, Wojciecha Szydy i Zdzisława Domolewskiego zjawili się w MDK-u i natychmiast zostali uprowadzeni przez dwie urocze niewiasty. Cóż, sława i chwała to rzeczy, o których na warsztatach nikt Wam nie powie.
Praca przy akredytacji (tym razem na pytanie: „Realizm? – trzeba było odpowiedzieć: „Niestety, tak”) nie pozwoliła mi wziąć udziału w pierwszych spotkaniach z twórcami. Doniesiono mi jednak wiele… Wojciech Szyda bronił się przed posądzeniem o obrazoburstwo i herezję. O tym, czy mu się udało, mogą powiedzieć jedynie uczestnicy spotkania autorskiego. Prowadząca – Iza Budzyńska – na łamach strony internetowej klubu Fantasmagoria wyznała, że „została intelektualnie oczarowana”. Część odbiorców odniosła podobne wrażenie. Marek Oramus we wspaniałej anegdotycznej opowieści trwającej blisko godzinę mówił o znanych pisarzach SF, którzy przedwcześnie odeszli (dużo miejsca poświęcił Adamowi Wiśniewskiemu Snergowi). Zapomniał przy tym powiedzieć choćby słowa o sobie. Skromność czy kokieteria?
Udało mi się teleportować na ostatnie spotkanie autorskie ze Zdzisławem Domolewskim, które poprowadził Łukasz „Nikor” Nalewajk. Autor Domku świeczki okazał się niezrównanym gawędziarzem. Raczył słuchaczy opowieściami o akwariach, pływach i odpływach, niebieskich oczach i wielu innych cudach. Trudno powiedzieć, jak wiele miało to wspólnego z literaturą… W sobotę, tak jak w piątek, w godzinach wieczornych odbył się koncert. Zespół Willow w sile dwojga rodzeństwa przybył prosto z Torunia i zjednał sobie publiczność. Młodziutki duet podczas występu zatrzymał czas, a słuchaczy przeniósł do odległych, magicznych krain. Autentycznością i talentem grupa podbiła serca słuchaczy, czego dowodem były niezwykle żarliwe owacje.
Niedziela okazała się dniem najspokojniejszym, wymęczeni wielogodzinnym zaangażowaniem konwentowicze starali się wykrzesać jeszcze odrobinę energii i uczestniczyć w ostatnich już prelekcjach oraz drugiej części warsztatów literackich. Marek Żelkowski nie odpuszczał, zmuszał do aktywności, wdając się w dyskusje z debiutantami, wyciągając powody, dla których sięgają po pióro (względnie siadają przed klawiaturą). Prowadzący nie dał się zbyć byle czym! A oprócz tego kadra UKW w sile:
dr Aleksandry Mochockiej, która wyjaśniała fenomen kryminałów, dr. Mirosława Gołuńskiego przybliżającego zebranym postać rodaka, ojca historii alternatywnej – Teodora Parnickiego i dr Marty Kładź Kocot przedstawiającej Stanisława Lema jako ironicznego mitotwórcę. O godzinie 13.00, a więc na deser, Przemysław Nowakowski poprowadził wykład o twórczości J.L. Borgesa. Przedstawił słuchaczom wpływ spuścizny pisarza na kształt współczesnego kina fantastycznego. Po raz kolejny udowodnił, że świat filmu to jego konik.
Maskon 2013 skupiał uwagę głównie na literaturze (gdyby ktoś jeszcze nie zauważył;)). Nie mogło więc zabraknąć możliwości zakupu książek (z wydawnictwa Solaris) – perełki literatury takie jak “Miasto Potępionych” Jeffa Vandermeera czy “Niebezpieczne Wizje” Harlana Elissona kusiły konwentowiczów. W wielu konkursach można było wygrać powieści sponsorowane przez księgarnię ENIGMA z Bydgoszczy.
Paśnik – czyli konwentowa kawiarenka, funkcjonował non stop, a można z niego było wyjść z naprawdę zaokrąglonym brzuchem. Organizatorzy dobrze wiedzieli, że nie samą fantastyką człowiek żyje, a marzeniami nikt się jeszcze nie przejadł. Dla uczestników Maskonu 2013, którzy odczuwali silne pragnienie, czekały miejskie atrakcje w postaci Klubokawiarni 1138, znanej z szerokiej gamy regionalnych, płynnych przysmaków, oraz pubu Zamek. W MDK-u po zgaszeniu świateł działy się cuda w postaci spontanicznych LARP-ów, pojedynków szachowych, tańców, a nawet małego show electric boogie dance. Słowem – integracja pełną gębą, poprzez niezliczone wspólne działania.
Choć frekwencja mogłaby być odrobinę większa, liczba gości sprawiła, że konwent odbył się w kameralnej atmosferze, a przez to niezwykle przyjemnej. Zawiązały się znajomości, które mam nadzieję, tak szybko nie ulegną zapomnieniu.
Każdy musi coś poświęcić – tak brzmiała dewiza organizatorów… Cóż, myślę, że poświęcając zyskali satysfakcję, bo Maskon 2013 należy do udanych imprez. Liczę, że konwent zostanie popełniony co najmniej jeszcze raz! Tego sobie i Wam życzę!
PS
Za całkowite pominięcie w relacji tematu gier z góry przepraszam, niestety nie dane mi było się roztroić (choć rozdwoić niekiedy owszem).
Relacjonowała Marta “Prokris” Sobiecka
Korekta Iga Wiśniewska