Postanowiłem skorzystać z promocji zorganizowanej przez Sony i pobrać kolekcję Nathana Drake’a. Od dawna nosiłem się z zamiarem zakupu tych tytułów, a skoro zostały za darmo udostępnione to tym chętniej po nie sięgnąłem. Aby nie mieszać sobie zbytnio w fabule uznałem, że zacznę od części pierwszej i gdy już chwilę pograłem i dotarłem do pewnego momentu fabularnego, żona zadała mi pytanie „Czy w lore gry jest uzasadnienie, dlaczego zabijamy przeciwników, czy można by po prostu się dogadać i szukać złota razem”.
Od razu odparłem, że nie, gdyż nasz główny rywal „zastrzelił” mojego towarzysza i raczej nie bardzo wykazywał się chęcią do jakiejkolwiek rozmowy. Wyraźnie chciał zgarnąć cały skarb dla siebie, a jedyną działką jaką dla mnie przewidział była co najwyżej powierzchnia dwóch metrów kwadratowych na cmentarzu. Zacząłem się jednak zastanawiać, czemu w obliczu tak wielkiej fortuny bohater i wróg nie są faktycznie w stanie się zjednoczyć i bardzo szybko dotarłem do pewnych faktów. Wrogowie by się w takiej sytuacji nie wypłacili!
Stwierdzenie to okazało się naprawdę uniwersalne i prawie w każdym przypadku, jaki w pamięci przywoływałem, tego typu zagrywka jedynie dla głównego bohatera byłaby opłacalna. Nawet, jeśli ten zażyczyłby sobie skromne dziesięć procent. Czemu zatem nasz przeciwnik byłby tak stratny? A za co miałby opłacić prywatne wojsko, które wynajął w celu wyeliminowania naszej postaci? W końcu nie tylko w „Uncharted” wrogowie sypią się z każdej strony i z całą pewnością nie robią tego za darmo.
Sami pomyślmy czy chcielibyśmy w ramach wolontariatu pracować dla jakiegoś łotra, który ma z góry określony cel i stara się do niego dążyć. No chyba nie. Mokry sen niektórych korporacji i firm prowadzonych przez Januszy Biznesu z pewnością nie sprawdziłby się w sytuacji, gdy musielibyśmy narażać własne życie. Owszem, mogłoby się okazać, że zgłosiliśmy się do odbierania telefonów, a szef nagle wyleciał nam z tekstem „idziesz na wojnę, albo zastąpię cię jednym z dziecięciu innych chętnych”, ale wówczas raczej odpuścilibyśmy sobie wpis do CV. No chyba, że marzy nam się kariera w wojsku, ale tak to chyba nie działa.
Pomyślmy zatem, taki antagonista ma na swoim podorędziu ogromne rzesze łotrów gotowych poświęcić własne życie byleby tylko wypełnić powierzone im zadanie. Gdy grałem w pierwszą część Uncharted praktycznie co chwilę musiałem strzelać do jakiś typów, a mniej więcej w połowie gry byłem już przekonany, że wyeliminowałem połowę populacji jakiegoś małego kraju. Każdego przeciwnika trzeba uposażyć w broń (a ta swoje kosztuje), każdemu zapewnić pensję i perspektywę bogactwa za ryzykowanie własnym życiem, a to w przeliczeniu na ilość atakujących nas zewsząd jednostek sprawia, że tworzą się ogromne koszty.
Być może wolny rynek sprawił, że sumy te nie są aż tak wielkie, a rywalizacja na polu najemników zmusiła ludzi do obniżenia swoich wymagań, ale w dalszym ciągu mówimy o poważnej fortunie, którą trzeba prędzej czy później spłacić. I nie mówcie mi, że śmierć takiego łotra sprawia, że dług się zmniejsza. W końcu większość ofiar mogła mieć rodziny, a te z całą pewnością mogą poruszyć machinę sądową by tylko uzyskać odszkodowanie za straty.
Gdy się temu wszystkiemu przyjrzymy z tej perspektywy, od razu dojdziemy do wniosku, że pewne postaci po prostu nie mają wyboru i albo zagrają vabank, albo już do końca życia się nie wypłacą.
Adam Gotan Kmieciak