Gdy pierwszy raz usłyszałem o tym, że ktoś postanowił stworzyć w naszym kraju film science fiction, w dodatku mocno osadzony w klimatach postapo, a przy tym nie dysponuje ogromnym budżetem koniecznym do zrealizowania tak ambitnego dzieła, uznałem, że po prostu porywa się z motyką na słońce. Ciężko mi było sobie wyobrazić, by same dobre chęci wystarczyły. Czas jednak mijał, otrzymałem okazję porozmawiania z reżyserem projektu „Angel.A”, dostrzegłem wielką pasję oraz pracę, jaką ekipa pracująca na planie wkładała w swoje dzieło i zacząłem pojmować, że to się naprawdę może udać.
Na premierę musiałem jednak trochę poczekać i co tu dużo mówić, moje oczekiwania rosły. Teraz, gdy jestem świeżo po seansie, mogę przyznać, że warto było spędzić parę godzin w pociągu do Warszawy. „Angel.A” okazała się nie tylko ciekawym filmem, ale także dobrym początkiem wyznaczającym kurs ku czemuś większemu. Niestety nie obyło się bez kilku wpadek.
Wizje przyszłości ukazywano już w licznych opowieściach. Bardzo często punktem wspólnym okazuje się rozwój technologii, która zaczyna zagrażać ludzkiej rasie. Taki obraz świata widzieliśmy choćby w „Terminatorze” czy „Matriksie”, a niedawno w serialu „Westworld”. Inny wariant skupia się na świecie zniszczonym przez samego człowieka, który w pogoni za fortuną zupełnie zapomina o konsekwencjach i w efekcie tego doprowadza do katastrofy. „Angel.A” prezentuje nam mieszankę tych dwóch wizji ukazując przyszłość, w której to człowiek zawinił. Co gorsze, nie wyciągnął z tego żadnych konsekwencji.
Pozbawiony protokołów bezpieczeństwa, a przy tym oparty na najnowocześniejszej technologii robot Angel serii A otrzymał świadomość i pewne wspomnienia, które w znacznym stopniu wpłyną na jego – a raczej jej – przyszłość. Tak się bowiem złożyło, że mówimy w tym wypadku o postaci wzorowanej na kobiecie. W dodatku kobiecie bardzo ważnej dla twórcy androidki. Niestety tak zaawansowany projekt jest łakomym kąskiem dla korporacji, w której powstał. Nic zatem dziwnego, że firma ma wobec Angeli poważne plany. Jedyną nadzieją na wolność okazuje się trudna wyprawa do pewnego Azylu.
Już pierwsze minuty pokazały mi, że „Angel.A” nie będzie typowym, nastawionym na akcję filmem science fiction, a dziełem, które obrało sobie za zadanie pokazanie czegoś więcej. Warto bowiem zaznaczyć, że bardzo istotnym elementem tego widowiska jest poszukiwanie własnej tożsamości, a także ukazanie walki, jaką nie raz trzeba stoczyć, aby społeczeństwo było w stanie pewne rzeczy zaakceptować. Najlepiej dostrzegamy to w relacjach pomiędzy Angelą, a towarzyszącym jej w ucieczce Janusem. Mężczyzna nie przyjmuje do wiadomości tego, że jego towarzyszka ma wolną wolę, cały czas stara się ją przekonać, że odczuwane przez nią emocje nie są prawdziwe. Dopiero z biegiem czasu pojawia się pewna iskra zrozumienia, która pozwala mu spojrzeć na nią nie jak na androida, ale na istotę żywą.
Odegranie odpowiednich emocji było bardzo trudnym wyzwaniem dla aktorów i cieszę się, że poradzili sobie z tym wspaniale. Wcielająca się w główną bohaterkę Monika Chrzanowska miała chyba najtrudniejsze wyzwanie. To ona musiała wykreować postać, która w wiarygodny sposób pokazałaby na ekranie posiadającego wolną wolę robota, a przy okazji odkrywającego, czym tak naprawdę jest otaczający ją świat. Udało jej się to fantastycznie. Szczególnie było to widać w jednej ze scen, gdy po raz pierwszy poczuła kontakt z naturą. Cieszyła się każdym dotykiem, każdym bodźcem napływającym z otoczenia, a wiarygodność jej emocji dodatkowo potęgował świetny montaż ujęć, w którym wspomnienia płynnie przechodziły do rzeczywistości.
Bardzo dobrze zaprezentował się na ekranie także jej towarzysz, którego sportretował Zbigniew Zylm. Grany przez niego bohater otrzymał zadanie eskortowania Angeli do bezpiecznej strefy i trzeba przyznać, że kreacja w jego wykonaniu była bardzo przekonująca. Na ekranie śledziliśmy poczynania kogoś, kto w każdej sytuacji panował nad emocjami. Doskonale wiedział co musi zrobić i jak tego dokonać. W pewnym momencie myślałem nawet, że noga mu się trochę podwinęła, gdyż jedna ze scen w drugiej części filmu wymagała w moim odczuciu ukazania większych emocji, jednak bardzo szybko okazało się, że zabieg ten był celowy.
Angela i Janus to główni bohaterowie produkcji, ale w filmie pojawiło się też kilka innych postaci, o których warto wspomnieć. Tomasz Sobczak wcielił się w Horusa, człowieka, który stworzył główną bohaterkę i podarował jej wolną wolę. Sceny z jego udziałem przepełnione były filozoficznymi wypowiedziami, które bardzo dobrze ukazywały kogoś, kto nie tylko doskonale zna życie, ale także wie, że pewne sprawy warte są nawet największych poświęceń. Maciej Radel z kolei odegrał przepełnionego rządzą władzy Onurisa. Jego bohater był w stanie zrobić wszystko, aby tylko dorwać w swoje ręce zbiegłego robota, a przy okazji nie wahał się pokazywać prawdziwego szaleństwa. Kilka słów pochwały należy się także Sebastianowi Cybulskiemu, który sportretował Klucznika. Bohatera najprościej określić jako mieszankę Jokera i Człowieka Zagadki z komiksów DC, gdyż w swoim szaleństwie przejawiał ceny obu złoczyńców.
Wspomniałem już w kilku słowach o montażu, warto jednak dodać coś o lokacjach. Część scen rozgrywała się w opuszczonych budynkach, inne natomiast ukazywały rozległe tereny. Wszystkie jednak łączyła wspólna cecha. Pokazywały miejsca opuszczone przez ludzi i dzięki temu wiarygodnie obrazowały świat, w którym człowiek doprowadził do katastrofy. Fabryki, puste miasta czy ciemne korytarze robiły naprawdę dobre wrażenie. Nieco gorzej wypadały sceny wykonane w pełni w CGI, jednak warto pamiętać, że „Angel.A” jest filmem niezależnym, na którego powstanie udało się zebrać jedynie skromny procent tego, ile musiałby wynosić budżet takiej produkcji. Tym bardziej trzeba docenić efekt końcowy.
Nie wszystko jednak wyszło idealnie. Największym problemem był dźwięk, który momentami utrudniał zrozumienie niektórych scen. Dało się też dostrzec pewne problemy w synchronizacji. Nie były to co prawda jakieś wielkie niedogodności, jednak z całą pewnością wymagały jeszcze dopracowania.
Poprawiłbym też kilka ujęć. Scena rozmowy Horusa z przedstawicielem korporacji ucierpiała nieco przez ruchomą kamerę, która w moim odczuciu za bardzo traciła stabilność. Nawet jeśli zastosowanie ujęć „z ręki” w tej scenie było celowym zabiegiem, nie przemówił on do mnie i uważam, że przy statycznej kamerze ujęcia zyskałyby. Inaczej widziałbym też realizację sceny, w której bohaterka rzuca nożem. Na koniec mógłbym jeszcze się przyczepić śmierci jednego z bohaterów, który, otrzymując postrzał, upadł zbyt delikatnie, ale są to na szczęście tylko detale, które bledną na tle całości.
Czy zatem „Angel.A” warta jest poświęcenia jej czasu? Zdecydowanie tak. To naprawdę świetny film, w którym ekipa postawiła ogromny nacisk na ukazanie wiarygodnej walki o wolność i prawo do stanowienia o samym sobie. Cieszę się, że miałem okazję uczestniczyć w premierze i z całą pewnością jeszcze nie raz chętnie do niej powrócę.
Za zaproszenie na premierowy pokaz dziękujemy reżyserowi Adamowi Nowakowi i całej ekipie produkcji “Angel.A”
Adam Gotan Kmieciak
Korekta: Anna Tess Gołębiowska
Data premiery: 20 luty 2020 r.
Scenariusz: Adam Nowak, Hubert Bąk
Reżyseria: Adam Nowak, Hubert Bąk
Zdjęcia: Michał Szymczak
Wystąpili
Angel.A – Monika Chrzanowska
Janus – Zbigniew Zylm
Horus – Tomasz Sobczak
Onuris – Maciej Radel
Klucznik – Sebastian Cybulski