Netfliksowy Wiedźmin to chyba najbardziej wyczekiwana przez polskich fantastów serialowa premiera tego roku (a może i nawet ostatnich lat). W czasie warszawskiej premiery 18 grudnia niemal tysiąc osób miało szansę obejrzeć trzy odcinki serialu i spotkać się z obsadą. Ale to nie jedyna z atrakcji, jaką Netflix przygotował na okoliczność premiery serialu na podstawie sagi Andrzeja Sapkowskiego.
„[Próbę Traw przeżywa] troje, najwyżej czworo na dziesięć”
Tydzień wcześniej (w sobotę, 14 grudnia) chętni i wytrwali fani mogli przejść Próbę Traw i w jej ramach uzyskać wejściówkę na premierę (Netflix miał ich rozdać aż 200) dla siebie i osoby towarzyszącej. Wydarzenie miało się rozpocząć o godzinie 12.00, ale kolejka gotowych na przetestowanie swoich umiejętności ustawiła się już o wiele wcześniej.
Event testował m.in. naszą zdolność znajomość eliksirów – w dość umowny sposób, uczestnicy bowiem dostawali do wyboru buteleczkę z płynem w jednym z trzech kolorów: pomarańczowym, zielonym lub czarnym. Ich zadaniem było rozpoznanie po smaku głównego składnika np.: ogórka, marchwi czy anyżu. Jeśli próba się powiodła, następował test zręczności i refleksu – uczestnikom zaprezentowano grę w hacele – adept musiał podrzucić w górę jeden kamyczek, zgarnąć jeden lub więcej ze stołu i złapać podrzucony zanim ten upadł na stół. Gdy zaś uznano, że jego zdolności godne są wiedźmina przechodził do trzeciego testu, tym razem wiedzy o sadze Andrzeja Sapkowskiego. Pytania nie były szczególnie trudne, zwłaszcza że były to pytania jednokrotnego wyboru, wystarczyło zatem dobrze zgadywać. Próbę uznawano za zaliczoną w momencie udzielenia poprawnej odpowiedzi na dwa z trzech pytań. Tylko osoby z zaliczonymi trzema próbami otrzymywały podwójne zaproszenia na środową premierę.
Przede wszystkim przetestowano jednak cierpliwość – niektórzy z uczestników czekali na swoją kolej kilka godzin. Jednak opłaciło się, bo ci, którym się udało, uzyskali wejściówki, pozwalające dołączyć im do prasy i obsady na specjalnym, premierowym pokazie. Ponadto wszyscy uczestnicy otrzymali wiedźmińskie medaliony.
„Później mówili, że człowiek ten nadszedł od północy, od Bramy Powroźniczej”
Najważniejsze przyszło jednak 18 grudnia. W godzinach wieczornych odbyła się premiera „Wiedźmina”, podczas której fani i prasa mieli okazję spotkać się z obsadą serialu, a także obejrzeć trzy pierwsze odcinki serialu – dwa dni przed tym, jak trafi on na platformę online. Wydarzenie odbyło się na terenie Toru Wyścigów Konnych Służewiec (a konkretnie w budynku Trybuny II). Organizatorzy zadbali o odpowiedni klimat. Już po wejściu na teren obiektu trafialiśmy w aleję oświetloną pochodniami, która poprowadziła nas do bram, przy których animatorzy w strojach wiedźminów i czarodziejek sprawdzali zaproszenia i zakładali uczestnikom opaski, pozwalające na łatwe odnalezienie miejsc w trakcie pokazu.
A w budynku czekało na nas kilka atrakcji – przede wszystkim animatorzy w strojach nawiązujących do sagi Andrzeja Sapkowskiego: wiedźmini i wiedźminki, zbrojni, rycerze, piękne damy dworu czy nawet chłopki. Poza chętnym pozowaniem do wspólnych albo solowych kadrów zapraszali nas do skosztowania wiedźmińskiej zupy grzybowej (choć przebąkiwano coś o elfich uszach w środku) czy przetestowania wzmacniających eliksirów. Największą jednak atrakcją była kikimora, z którą uczestnicy premiery mogli wykonać sobie pamiątkową fotografię i to ona przykuwała największą uwagę. Z resztą zdjęcie wykonywano specjalną technologią, dzięki której mogliśmy poczuć wrażenie, jakby potwór ożył – kilkanaście aparatów umiejscowionych na półokrągłej ramie wykonywało serię zdjęć, łączonych w jedną animację.
Wreszcie około 19.00 zjawili się ONI – gwiazdy i twórcy serialu, by wziąć udział w spotkaniu z fanami, udzielić na miejscu kilku wywiadów i wystąpić w panelu przed premierowym pokazem serialu. Kogóż tam nie było: poza showrunnerką Lauren S. Hissrich (która zgodnie z plotkami pojawiła się na premierze mimo choroby) na scenie mogliśmy zobaczyć również producenta wykonawczego Tomka Bagińskiego, a także odtwórców głównych ról: Henry’ego Cavilla (Geralt z Rivii), Anyę Charlotrę (Yennefer z Vengerbergu) i Freyę Allan (Cirilla z Cintry). Na widowni zasiedli natomiast m.in. Maciej Musiał, czyli jedyny Polak wcielający się w ważną rolę (postaci napisanej na potrzeby serialu, czyli sir Laslo), wcielający się w rolę Jaskra Joey Batey a także odtwórca roli Cahira – Eamon Farren.
Panel z obsadą poprowadził Tomasz Kammel, a to, jak sobie poradził, to podstawowy zarzut stawiany przez fanów po premierze. Pytania, które zadawał, były wyjątkowo miałkie, a żarty – żenujące. Co więcej, prowadził panel w języku polskim, a choć gwiazdy były wyposażone w elektronicznego tłumacza, to pojawiły się problemy z jego działaniem. Wszystko to niestety sprawiły ogromny zawód publice i wywołało poczucie zażenowania. Całe szczęście gwiazdy panelu miały tak niesamowicie dużo energii, cierpliwości i uroku osobistego, że uratowały tę część przed kompletną klapą.
Panel nie przyniósł nam zbyt wielu nowych informacji – Tomasz Kammel zapytał obsadę o to, jak czują się będąc w Polsce, która jest miejscem powstania sagi o wiedźminie; pośmiał się z Henry’ego Cavilla, którego zdjęcie z baru z poprzedniego wieczoru widział w mediach społecznościowych, a potem zadał mu chyba najbardziej przewidywalne pytanie na świecie: o to jak to się w ogóle stało, że trafił do serialu. Poruszono również temat fizycznego przygotowania do roli, a także przyrównano Tomka Bagińskiego do Spielberga.
Aktorzy starali się odpowiadać jak najszerzej na zadane przez prowadzącego pytania, podkreślali mocno, że czują się bardzo zaszczyceni i podekscytowani będąc w Polsce, w Warszawie na premierze. Najczęściej głos zabierał Henry Cavill, który opowiedział trochę o procesie przygotowania do roli, treningu i restrykcyjnej diecie, którą stosował, żeby osiągnąć estetyczny wiedźmiński wizerunek. Po raz kolejny opowiedział również o swojej drodze do tej roli, o tym, jak zabiegał, by pojawić się w serialu choć na chwilę. Niestety panel był bardzo krótki, a pytania bardzo ogólnikowe, zatem nie poznaliśmy żadnych wyjątkowych smaczków produkcyjnych, ani też nie dowiedzieliśmy się o aktorskich planach na przyszłość.
„Toss a coin to your witcher”
Wreszcie, około 21.00, po czterech godzinach od wejścia na premierę rozpoczęła się emisja trzech pierwszych odcinków serialu.
Muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Po obejrzeniu trzech odcinków nie można powiedzieć, czy serial ma moje uznanie, czy nie, jednak nie czuję rozczarowania. Są takie sekwencje, które chciałoby się oglądać w nieskończoność, powtarzać i analizować klatka po klatce, ale są też sceny i całe wątki, które w moim mniemaniu można było pominąć, bądź napisać inaczej.
Z perspektywy trzech odcinków bardzo ciężko ocenić jest zmiany dokonane w stosunku do materiału źródłowego. Widać, że netfliksowa produkcja czerpie z niego pełnymi garściami, jednak jeśli spodziewacie się serialu co do słowa i znaku interpunkcyjnego oddającego sagę Andrzeja Sapkowskiego, to srogo się zawiedziecie. Zresztą, showrunnerka, Lauren S. Hissrich od samego początku podkreślała, że to opowieść, w której wprowadziła sporo modyfikacji. I rzeczywiście tak jest – często zachowany jest jedynie wydźwięk i główny motyw opowiadania, zaś reszta napisana jest od nowa. Czy to źle? Nie sposób na razie ocenić, przekonamy się po obejrzeniu całego pierwszego sezonu.
Ewa Iwaniec-Stucka