Gdy zaczynamy rozmyślać o przyszłości, to momentalnie przed oczami stają nam wizje tego, jak będzie wyglądał świat. Czy supernowoczesna technologia ułatwi nam życie, czy jednak nasza cywilizacja będzie chyliła się ku upadkowi? Czy postęp technologiczny ograniczy nierówności społeczne, czy wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej wyraźną uczyni granicę pomiędzy biednymi a bogatymi? Gdzieś w tym wszystkim pomijamy jednak inną bardzo ważną kwestię, a mianowicie, jak zmieni się sam człowiek.
„Jestem tu” to kolejna krótkometrażowa produkcja rozwijająca tworzone przez Adama Nowaka uniwersum science fiction. Tak, jak w przypadku „(Nie)Sprawnej”, tak i w nowym filmie nie uświadczymy jakiś niezwykłych fajerwerków graficznych, czy elementów mogących świadczyć o tym, że czeka nas kawał dynamicznej akcji. Nie, produkcja ta jest bowiem bardzo ambitnym studium ludzkiej psychiki, która ma na celu ukazanie nam tego, na co wielu z nas z pewnością nie zwróciłoby od razu uwagi.
Głównego bohatera filmu poznajemy w dniu jego urodzin. Od razu w oczy rzuca nam się, że jest raczej samotnikiem, w dodatku takim, którego nie do końca da się polubić. Nie tylko nie wykazuje zainteresowania światem zewnętrznym, ale wręcz odnosi się wrażenie, że po prostu nie jest w stanie się w nim odnaleźć. Swoje życie spędza w mieszkaniu, które znacząco odstaje od wizji, jakie mamy na myśl o przyszłości. Wystrojem pasuje raczej do czasów nam współczesnych aniżeli świata pełnego nowoczesnych rozwiązań technicznych. Z resztą świat ten jest doskonale widoczny zarówno za oknem, jak i na korytarzu wiodącym do mieszkania. W środku jednak jedyną oznaką nowoczesności jest inteligentny system sterowania domem.
Pierwsze ujęcia ukazują nam kogoś, kto wydaje się tęsknić za wyobrażeniem o dawnym świecie. Małym zaskoczeniem jest zatem fakt, że mężczyzna szykuje się do spotkania z androidką. Nie zależy mu na relacji z prawdziwą kobietą, gdyż nie wierzy w miłość. Uważa, że androidy nie są do niej zdolne i tym samym tylko utwierdza nas w przekonaniu, że świat, w którym funkcjonuje nie jest dla niego w pełni zrozumiały. Jakby tego było jeszcze mało, swoim zachowaniem podkreśla swoją niechęć wobec przyznania, że może nie mieć racji.
Mamy zatem do czynienia z postacią zagubioną, która na domiar złego w pewnym momencie doświadcza brutalnego zderzenie z rzeczywistością. Nie będę w tym miejscu streszczał całego filmu, gdyż z jednej strony byłoby to zwykłe psucie przyjemności z oglądania, z drugiej natomiast pewne zmarnowanie potencjału tej historii. Wspomnę tylko, że początkowa sekwencja idealnie wprowadza nas w dalszy etap, w którym zwykła rozmowa przeradza się w coś więcej. Teoretycznie proste zagadnienia stają się fundamentem dla poważnych zmian. Tylko czy wyjdą one bohaterowi na dobre?
Przyznam, że po tak krótkim, bo trwającym niespełna 14 minut filmie nie spodziewałbym się aż tak dużej dawki emocji. Oczywiście nie mam tu na myśli jakiś eksplozji, walk czy wyścigu z czasem. Mówię o prawdziwych, ludzkich emocjach, którymi jest strach, gniew czy smutek. Wszystkie te elementy, które sprawiają, że czujemy się ludźmi.
Obserwując rozmowę człowieka z androidką odnosimy wrażenie, że granica pomiędzy sztuczną inteligencją, a ludzkim umysłem nie tylko już dawno się zatarła, ale wręcz pewne aspekty uległy odwróceniu. Już w „(Nie)Sprawnej” mieliśmy okazję zapoznać się z człowiekiem, dla którego procedury stanowiły pewien rodzaj sterującego życiem programu, a z kolei ciekawość bohaterki była czymś niezwykle ludzkim. Tutaj jest podobnie. Mężczyzna zdaje się zupełnie nie interesować zmianami, jakie zachodzą na świecie, nie uznaje wielu aspektów, które przyniosła przyszłość. Androidka z kolei stara się go poznać, przegląda zebrane przez niego książki aby móc wyrobić sobie na ich podstawie opinię na jego temat. Mało tego, gdy widzi niechęć w jego oczach, to nie rezygnuje z kontaktu, ale stara się wyjaśnić mu pewne aspekty tak, aby może zrozumiał, że ona także jest w stanie coś poczuć.
Dobry scenariusz to podstawa udanego filmu, jednak jednym z ważniejszych czynników jest także gra aktorka. Na szczęście zarówno Sebastian Cybulski, jak i Kinga Jasik poradzili sobie ze swoimi rolami idealnie, a nie da się ukryć, że odpowiednie oddanie tych kreacji nie należało do łatwych. Wiarygodne ukazanie zagubionego w przyszłości człowieka, jego wewnętrznych rozterek i emocji w taki sposób, aby widz miał wrażenie, że faktycznie śledzi losy żywego przedstawiciela przyszłości było wyzwaniem. Jeszcze trudniej jednak, przynajmniej w moim odczuciu, wejść w skórę androidki. Z jednej strony pokazać, że jest się dziełem ludzkich rąk, z drugiej natomiast wyraźnie zaakcentować posiadanie prawdziwej, choć różniącej się od naszej świadomości.
„Jestem tu” jest zatem pewnego rodzaju odpowiedzią na pytanie, jak zmieni się sam człowiek i wskazówką, że pewne problemy są czymś ponadczasowym. Myślę, że naprawdę warto zapoznać się z tym filmem i po seansie poświęcić chociaż kilka minut na przemyślenie tego, co właśnie oglądaliśmy. Być może odkryjemy wówczas, jak bardzo przyszłość zakorzeniona jest w teraźniejszości?
Adam Gotan Kmieciak
Korekta: Anna Tess Gołębiowska