Przyznam, że w ostatnich miesiącach nie śledziłam jakoś szczególnie nowości wydawniczych. Miałam sporo spraw na głowie i tak prawdę mówiąc raczej unikałam pokus, które mogłyby pozbawić mnie tej odrobiny wolnego czasu, który starałam się wykorzystywać na odpoczynek. Pewnego dnia się jednak przełamałam, zajrzałam na redakcyjnego czata z nadzieją, że sezon wakacyjny przywita mnie co najwyżej dwiema lub trzema nowościami, a tymczasem lista nowych lektur była tak obszerna, że w pierwszej chwili chciałam po prostu odsunąć się od komputera, ukryć gdzieś głęboko w szafie i wyjść stamtąd jakoś pod koniec sierpnia (2022 roku). Ciekawość jednak wzięła górę, poczułam dreszczyk emocji i postanowiłam nieco napiąć mój i tak ledwo trzymający się w szwach grafik. Tym oto sposobem w moje ręce wpadła debiutancka powieść Agnieszki Kulbat zatytułowana “Mojra: Przeklęte dzieci Inayari”.
O tym, że mam do czynienia z debiutem dowiedziałam się z resztą nieco później, mniej więcej w połowie lektury. Obawiam się, że gdyby ta informacja dotarła do mnie od razu, to raczej zdecydowałabym się na coś innego, a co za tym idzie straciłabym możliwość zapoznania się z całkiem ciekawą (choć nie pozbawioną wad) pozycją, która może i nie zapisze się u mnie w kanonie najwybitniejszych powieści z jakimi miałam styczność, ale z całą pewnością nie wpadnie też do niechlubnego grona książek, które skradły mi tylko niepotrzebnie czas. “Mojra” jest bowiem historią, którą nie tylko da się lubić, ale przede wszystkim dobrze się ją czyta.
Agnieszka Kulbat zabiera nas do wykreowanego przez siebie świata, w którym czytelnicy od razu odnajdą nawiązania do wielu znanych i cenionych powieści. Trafiłam na wiele podobieństw do serii o Harrym Potterze. Mam przez to dosyć mieszane uczucia, bo o ile drobne nawiązania czy puszczanie oka jest czymś ciekawym, to już ich nadmiar sprawia, że odnośi się wrażenie czytania czegoś, co już się zna. Mimowolnie porównywałam Zakon do Hogwartu, a przebywające w nim osoby do uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Rozumiem, że powieści młodzieżowe rządzą się własnymi prawami. Coś, co się sprawdza z pewnością pojawi się w jakiejś formie gdzie indziej, ale kluczowe musi się stać odpowiednie skomponowanie tych motywów z własnymi pomysłami. W tym wypadku trochę mi to zgrzytało.
Nie da się jednak ukryć, że sama historia mnie zainteresowała i sprawiła, że bezboleśnie przebrnęłam przez perspektywę utraty dwóch wolnych wieczorów na rzecz lektury. Owszem, autorce zdarzały się pewne potknięcia, czasami miałam też wrażenie, że nie do końca pewne rozwiązania przemyślała, ale nie czarujmy się, jest to debiut i na pewne sprawy można przymknąć oko.
Kulbat stara się oddać w swojej powieści lekko mroczny, ale i nie pozbawiony humoru klimat. Muszę przyznać, że wychodzi jej to całkiem zgrabnie. Wpływ na to mają nie tylko ciekawe opisy pewnych miejsc i sytuacji, ale także cienie rzucane przez przeszłość. Tytułowe Mojry, czyli boginie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości tkają skrupulatnie losy każdej postaci. Czy z góry zaplanowanemu przeznaczeniu da się jakoś przeciwstawić? Czy możliwym jest wybranie własnej drogi, która oprze się ingerencji sił wyższych?
Nieco gorzej wypada w moim odczuciu wątek romansu, który nie wywołał we mnie większych emocji. Sprawił wręcz, że chwilowo miałam wrażenie, jakby tam był “bo tak i już”. Tutaj z pewnością przyda się autorce drobne popracowanie nad konstrukcją wątków miłosnych by te budowały w odbiorcy odpowiednie emocje.
W trakcie czytania w mojej głowie rodziła się masa pytań i niestety nie na wszystkie znalazłam odpowiedzi. Być może jest to akurat celowe działanie i rozwinięcie niektórych wątków znajdzie się w kontynuacji, ale przez to po lekturze miałam spory niedosyt i poczucie, jakby pewne elementy zostały potraktowane bardzo powierzchownie.
O pojawiających się w powieści bohaterach mogę powiedzieć tyle, że są ciekawie nakreśleni, ale z całą pewnością autorka musi jeszcze trochę popracować nad rozwojem ich osobowości. Dzięki temu czytelnik będzie mógł się z nimi lepiej identyfikować i za sprawą tego jeszcze intensywniej przeżywać ich przygody.
Słowa uznania należą się także za okładkę, która od pierwszej chwili przykuwa oko. Co prawda nigdy nie byłam zwolenniczką oceniania książki po tym jak prezentuje się graficznie, ale z pewnością jest to element, który może wpłynąć na nasz wybór w chwili, gdy przeglądamy nowości w księgarni.
Czy zatem mogę polecić debiutancką powieść Agnieszki Kulbat? Myślę, że tak. Książkę się przyjemnie czyta, a wspomniane przeze mnie wyżej problemy z pewnością nie są czymś, co by od niej odrzucało. Mam tylko nadzieję, że w trakcie prac nad kolejnym tomem autorka skupi się bardziej nad poprawieniem pewnych niedoskonałości i dzięki temu kontynuacja stanie się jeszcze przyjemniejsza w odbiorze.
Natalia Andrzejczak
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Nowa Baśń
Tytuł: Mojra. Przeklęte Dzieci Inayari
Autorka: Agnieszka Kulbat
Wydawnictwo: Nowa Baśń
Ilość stron: 336
Format: 145x205mm
Wydanie: I
Oprawa: miękka
Gatunek: lit. młodzieżowa
ISBN: 978-83-8203-012-9