Bjørn Sortland jest norweskim pisarzem tworzącym głównie dla młodych czytelników. Wraz z Finem Timo Parvelą napisał cykl „Kepler62”, w której pokazali misję kolonizowania nowej planety. W rozmowie z Efantastyką opowiedział, jak wyglądała ta międzynarodowa współpraca i czy kolonizacja innych planet może być odpowiedzią na katastrofę klimatyczną.

ANNA TESS GOŁĘBIOWSKA: Pisanie książki w duecie jest trudne, a serię „Kepler62” zdecydowałeś się napisać nie tylko z innym autorem, ale w dodatku pochodzącym z innego kraju Timo Parvelą. Jak wyglądała współpraca Norwega z Finem? Czy nie przeszkadzały Wam różnice kulturowe?

BJØRN SORTLAND: Doskonale się bawiliśmy planując razem serię, a współpraca z Timo Parvelą i ilustratorem Pasim Pitkänenem była dla mnie dużą radością. Ciężko nam trochę czekać na tłumaczenia drugiego autora, bo dopiero po ich otrzymaniu możemy pisać kolejne części cyklu. Ludzie z Zachodniej Norwegii mają dużo wspólnego z Finami, łączy nas subtelna ironia i poczucie humoru, mam wrażenie, że Finlandia jest mi bliższa niż inne kraje nordyckie.

Który z Was wyszedł z pomysłem rozpoczęcia wspólnego cyklu?

Timo Parvela. Ja natomiast wpadłem na pomysł, by wysłać dzieci na inną planetę, co stanowi ramę dla całej opowieści.

W skład cyklu „Kepler62” wchodzi sześć tomów, trzy zostały napisane po norwesku, a trzy po fińsku (a przynajmniej tak wynika z polskich wydań – trzy tomy zostały przetłumaczone z języka norweskiego, a trzy – z fińskiego). Jak wyglądało zaplecze Waszych prac? Każdy z Was napisał po trzy tomy czy pracowaliście nad nimi wspólnie po kawałku? Jak książki ukazywały się w Waszych krajach?

Cykl ma łącznie 13 części i został właśnie zakończony. Każdy z nas pisze co drugą książkę, ale najważniejsze rysy fabularne pierwszych 6 części zaplanowaliśmy wspólnie. Mamy nieco inne podejście do pisania, ja jestem zorientowany na fabułę, Timo natomiast doskonale radzi sobie z budowaniem postaci i fikcyjnych światów.

Czy zdarzyło się, że jakieś pomysły Timo Parveli pokrzyżowały Twoje plany fabularne?

Nie, przynajmniej nie w stopniu, który miałby większe znaczenie dla serii.

Integralną częścią „Keplera62” są ilustracje, które stworzył Pasi Pitkänen – chwilami wręcz przenikają tekst. Jak wyglądała Wasza współpraca z ilustratorem? Dawaliście mu twarde wytyczne czy może miał wolną rękę?

Trochę rozmawiam z Pasim, ale on sam doskonale sobie radzi z czytaniem tekstu i rozbudowywaniem wszechświata serii, tworząc z niego coś większego i bardziej subtelnego. Ilustracje spinają również poszczególne części cyklu.

Czy siadając do pracy nad cyklem, wiedzieliście, jak się zakończy, czy wymyślaliście pewne kwestie na bieżąco?

To ja napisałem końcowe rozdziały. Jest to najtrudniejsza praca, jaka przychodzi mi do głowy. Czytelnicy zasługują na satysfakcjonujące zakończenie. Nie planowaliśmy tego zbyt dokładnie, sam podjąłem najbardziej znaczące decyzje.

Główni bohaterowie „Keplera62” pochodzą ze skrajnie różnych środowisk – Finowie Ari i Joni są ubodzy, z kolei Norweżka Marie jest ekstremalnie bogata. Dlaczego postanowiliście zetknąć ich ze sobą?

Chodziło nam o to, by przekonująco odzwierciedlić prawdziwy świat, zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie również dlatego, że kontrasty i konflikty są decydujące dla budowania interesującej opowieści.

Według Barometru Zaufania Norwegowie ufają rządowi i parlamentowi, tymczasem rzeczywistość bohaterów „Keplera62” przypomina tę z „Roku 1984”; hasło „Rząd to nasz przyjaciel” to esencja propagandy. Skąd ten rozstrzał?

Chodzi o to, że bardzo boję się tyranii, świat potrafi się tak szybko zmieniać. Owszem, jesteśmy demokratycznym krajem, ale mówi się, że „ten, kto zaśpi w demokracji, obudzi się w dyktaturze”. Musimy zachować czujność.

Chwilami w „Keplerze62” przemycasz zdania po angielsku, jak „be part of the story” czy „the government sucks” – nie obawiasz się, że to utrudni odbiór młodemu czytelnikowi? Czy może w Norwegii wszyscy dziesięciolatkowie władają już angielskim?

Wszystkie dzieci w Norwegii potrafią czytać po angielsku. Angielski jest także językiem gier komputerowych.

Katastrofa klimatyczna, która dotknęła bohaterów „Keplera62”, to też realny problem naszej najbliższej przyszłości. Czy sądzisz, że poradzimy sobie z nim, czy też czeka nas los taki jak Waszych bohaterów?

Jestem pesymistą, choć staram się myśleć optymistycznie. Ktoś powiedział mi kiedyś: „Optymizm umarł. Niech żyje nadzieja”. Musi nam się udać. Jeśli nam się nie uda, wielu ludzi umrze. Ponadto ryzykujemy rządy dyktatorów. Musimy zacząć myśleć, nie być tak bezmyślnie zachłanni, zacząć okazywać szacunek dla wszystkiego, co daje nam natura – w tym właśnie leży nadzieja.

Czy wierzysz, że kolonie zakładane na innych planetach to prawdziwa nadzieja dla ludzkości, czy też to wyłącznie kwestia fikcji literackiej?

Uważam, że nadzieją jest Ziemia. Musimy ratować to, co mamy. W najlepszym wypadku na inną planetę będzie mogła polecieć tylko elita – tak, jak w naszej serii.

Bohaterki i bohaterowie „Keplera62” borykają się też z problemami całkowicie przyziemnymi – jak wychowanie bez rodzica czy problemy w relacjach rodzinnych. Chyba żadne z nich nie wychowało się w pełnej rodzinie. Skąd taka decyzja?

Nie wiem, tak się po prostu złożyło.

W Polsce jesteś znany z serii „Kepler62”, ale w swoim dorobku masz około 50 książek. Piszesz zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Czym różni się praca nad książką dla młodego czytelnika od tej skierowanej do Twoich rówieśników? Dla kogo wolisz pisać?

Wolę pisać dla dzieci i młodzieży, choć mam w swoim dorobku również książki dla dorosłych. Nie zastanawiam się za bardzo nad grupami docelowymi, moje tytuły dla dzieci również czyta wielu dorosłych. Zawsze próbuję być lojalny wobec moich młodych czytelników.

Twoje książki przetłumaczono na liczne języki, wliczając w to kataloński i baskijski, ukazały się w ponad 20 krajach, w tym w Korei Południowej, Egipcie, Palestynie czy na Wyspach Owczych. Czy któreś z wydań zaskoczyło Cię szczególnie? Czy z którymś wiążą się ciekawe anegdotki albo wzruszające wspomnienia?

Nie za bardzo wiem, co się dzieje za granicą. Ogromne wrażenie zrobiło na mnie natomiast spotkanie z kobietą, która jest emigrantką i sprząta w szkole, w której wykładam. Była bardzo nieśmiała, któregoś dnia poczekała, aż wszyscy sobie pójdą, po czym podeszła do mnie i chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego zaczęła płakać. Przestraszyłem się trochę i spytałem, o co chodzi. „Pana książki sprawiły, że mój syn zaczął czytać, ma dysleksję i nie sądziłam, że sobie poradzi”, wydusiła w końcu kobieta, po czym odeszła pospiesznym krokiem, zanim zdążyłem cokolwiek jej odpowiedzieć.

Jak wygląda Twoja współpraca z tłumaczami, a szczególnie tłumaczkami z Polski – Karoliną Drozdowską i Martą Dybulą Östholm?

To ogromne fachowczynie. Żywię do osób tłumaczących ogromny szacunek. Moje książki nie są gotowe dopóki nie zostaną przetłumaczone.

Masz ogromny dorobek. Czy to znaczy, że jesteś pisarzem na pełen etat, czy może zajmujesz się czymś jeszcze?

Mam pół etatu jako profesor „artystycznego pisania” – uczę więc ludzi, którzy chcą ukończyć studia licencjackie lub magisterskie w zakresie tworzenia literatury.

Jak wygląda Twój dzień pracy? Wolisz pisać rano czy wieczorem, masz ulubione miejsce, rytuał?

Najlepiej pracuje mi się od 16:00 do 20:00. Mam swoje własne biuro. Żadnych rytuałów, tylko mnóstwo kawy.

Czy zawsze wiedziałeś, że będziesz pisarzem, czy może wyobrażałeś sobie swoje życie zupełnie inaczej?

Zawsze chciałem zostać albo ilustratorem, albo pisarzem. To najlepsza praca na świecie.

Otrzymałeś liczne nagrody literackie. Która jest dla Ciebie najcenniejsza?

Deutsche Jugendliteraturpreis za rok 1996. Dostałem ją jako stosunkowo początkujący pisarz i dało mi to mnóstwo wiary w siebie. Miałem wtedy 28 lat.

Przyjechałeś do Polski, ponieważ Norwegia została Gościem Honorowym Targów Książki w Warszawie 2022. W ramach tego wydarzenia nasz kraj odwiedziło aż 30 autorek i autorów. Wiem, że trudno uogólniać takie kwestie, ale czy uważasz, że w norweskiej literaturze jest coś wyjątkowego na tle twórczości z innych krajów? Czy są książki Twoich rodaków, które – gdybyś to Ty o tym decydował – powinny odnieść międzynarodowy sukces?

Trudno powiedzieć, może chodzi o jakiś szczególny rodzaj melancholii, naprawdę nie wiem. Na międzynarodowy sukces na pewno zasługują takie pisarki jak Liv Marit Weberg, Tyra Teodora Tronstad i Kristine Rui Slettebakken.

Jakie są Twoje plany twórcze na najbliższy czas?

Pisać i jeszcze raz pisać.

Dziękuję za poświęcony czas i za rozmowę!

Anna Tess Gołębiowska
Tłumaczyła Karolina Drozdowska

Zdjęcie na licencji:

CC BY-SA 4.0
File:Bjørn Sortland.JPG
Created: 14 January 2016

Share.
Gotan

Miłośnik starych konsol, a także zagorzały fan filmów o superbohaterach. Fantastyką pasjonuje się od chwili, gdy po raz pierwszy ujrzał w kinie "Więźnia Azkabanu".

Contact Us