Czy może być coś gorszego od epidemii czarnej ospy? Owszem. I Wrocław zdecydowanie nie miał szczęścia. Oto bowiem w mieście wybucha jeszcze groźniejsza zaraza, która w ciągu zaledwie kilku godzin dziesiątkuje okoliczną populację, a umarłych zamienia w bezmyślne zombie. Wezwana na pomoc milicja jest bezsilna, co gorsza wojsko także. Ludzie bardzo szybko tracą kontrolę nad sytuacją i starają się znaleźć schronienie za murami więzienia. Co jednak zrobić z niebezpiecznymi przestępcami, którzy się tam znajdują? Zostawić na miejscu czy może wypuścić w nadziei, że wygłodniałe zombiaki same rozwiążą problem? Podjęcie odpowiedniej decyzji nie jest łatwe, a jej konsekwencje będą miały ogromny wpływ na przyszłość.
Zacznijmy od początku. Tym, co mnie najbardziej urzekło w fabule powieści były realia, w jakich została osadzona akcja. Polska lat sześćdziesiątych okazała się naprawdę świetną odskocznią od ogranych już do granic możliwości schematów, w których tajemniczy wirus wymyka się spod kontroli, a dzielna ekipa stara się nie tylko przeżyć, ale także powstrzymać zagrożenie poprzez stworzenie odpowiedniego antidotum. Tutaj z kolei wszystko wygląda inaczej i muszę przyznać, że takiej odmiany właśnie oczekiwałem.
Klimat PRL-u jest z resztą bardzo ciekawie wyeksponowany i w moim odczuciu stanowi idealne tło dla akcji. W świecie, w którym nie uświadczymy komputerów ani telefonów komórkowych, komunikacja między ludźmi jest bardzo utrudniona, a to z kolei zmusza do kombinowania. Nie da się ukryć, że brak technologii jest w tym wypadku sporym plusem.
W tym miejscu muszę przyznać, że nie miałem okazji czytać pierwszego tomu, dlatego też moja przygoda z nową powieścią niosła za sobą pewne ryzyko. Obawiałem się, że pojawią się elementy, których nie będę rozumiał, konsekwencje wydarzeń, które mogą wywołać w mojej głowie zamęt, bądź bohaterowie, których intencje będą mi obce. Jak się jednak okazało, obawy mogłem bardzo szybko odsunąć na bok, gdyż „Szczury Wrocławia. Kraty” to naprawdę dobrze przemyślana historia, która co prawda niesie za sobą pewien bagaż nawiązań do poprzedniczki, jednak bez problemu daje się zrozumieć komuś, kto dopiero od niej zaczyna swoją przygodę.
Szybko zatem dajemy się wciągnąć w wir akcji, która być może nie gna na złamanie karku, jednak z całą pewnością absorbuje czytelnika i skłania do odkrywania kolejnych elementów układanki. Bardzo miłym akcentem było także ujrzenie nazwisk znanych mi osób, które tym razem wystąpiły w zupełnie innych rolach. W „Szczurach Wrocławia” bohaterami są bowiem m.in. autor wielu ilustracji, które pojawiły się na łamach Efantastyki czy jeden z naszych dawnych redaktorów. Robert Schmidt chętnie włącza realne postaci do fabuły swoich powieści, ku uciesze samych bohaterów, jak i czytelników.
Wydarzenia poznajemy z perspektywy trzech grup. Pierwszą z nich stanowi personel więzienia, który postanowił wykorzystać solidne mury, by ukryć siebie i swoje rodziny przed zagrożeniem. Aby jednak mogli poczuć się w pełni bezpiecznie, podjęto decyzję o wypuszczeniu na miasto groźnych przestępców. Ci właśnie stanowią kolejną grupę i opisy akcji z ich perspektywy są pełne przemocy i makabry. Skazańcy szybko bowiem zdali sobie sprawę, że w obecnej sytuacji są na bardzo uprzywilejowanej pozycji. Wielu z nich za więziennymi kratami groziła kara śmierci, a teraz mogą wspólnie przejąć kontrolę nad zainfekowanym miastem. Na domiar złego bardzo szybko udaje im się wykombinować, jak wykorzystać zagrożenie ze strony żywych trupów dla własnych celów.
Ostatnią grupę stanowi wojsko, które stara się czegoś dowiedzieć na temat zombie. W tym celu stworzyło w okolicach ZOO specyficzny fort, w którym przetrzymuje zainfekowanych, prowadzi badania i stara się znaleźć sposób na pokonanie zagrożenia… tyle że póki co zombie wydają się nieśmiertelne.
W tym właśnie miejscu pojawia się bardzo ciekawy aspekt powieści. Czytelnik dość szybko zauważa, że największym zagrożeniem jest właśnie człowiek. Nie nieśmiertelny żywy trup, a właśnie bezwzględny i myślący człowiek, który zawsze znajdzie sposób, aby wykorzystać sytuację do własnych celów. Jasne, takie motywy pojawiały się już w historiach o zombie, ale w momencie, gdy tym człowiekiem jest skazany na karę śmierci zwyrodnialec, sytuacja staje się jeszcze gorsza.
Prawdę mówiąc nie wiem, czy w trakcie lektury natrafiłem na cokolwiek, czego mógłbym się przyczepić. Owszem, zdarzały się chwile, gdy musiałem się nad pewnymi kwestiami zastanowić, jednak upatrywałbym w tym swojej nieznajomości pierwszego tomu, a nie błędów poczynionych przez autora. I mimo licznych obowiązków, które ostatnio mi ciążyły, książkę przeczytałem naprawdę szybko.
Czy zatem mogę polecić Wam lekturę powieści „Szczury Wrocławia. Kraty”? Z całą pewnością miłośnicy zombie nie poczują się zawiedzeni. Książka bardzo szybko wciąga i absorbuje na długie godziny, a wykorzystanie przez autora autentycznych rejonów miasta czy zaczerpniętych z prawdziwego życia imion i nazwisk poszczególnych bohaterów, tylko dodaje historii smaku. Któż z Was bowiem nie chciałby przeczytać jak znajomy pisarz lub kompan od planszówek radzi sobie w świecie opanowanym przez żywe trupy?
Adam Gotan Kmieciak
Korekta: Anna Tess Gołębiowska
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Insignis
Tytuł: Szczury Wrocławia. Kraty
Autor: Robert J. Szmidt
Wydawnictwo: Insignis
Data premiery: 30 stycznia 2019 r.
ISBN: 978-83-6574-388-6
Liczba stron: 616
Cena: 44,99 zł
Tom cyklu: II