Za realizację produkcji odpowiadają Andrew Stanton, który zasiadł na stanowisku reżysera, a także Mark Andrews i Michael Chabon zajmujący się scenariuszem . Panowie już od najmłodszych lat interesowali się twórczością Edgara Rice’a Burroughsa, autora Księżniczki Marsa (pierwszej części cyklu science fiction o przygodach Johna Cartera), którą postanowili wspólnie zekranizować. Udowodnili w ten sposób, iż dziecięca fascynacja może w przyszłości zaowocować w naprawdę rewelacyjny sposób.
John Carter (Taylor Kitsch) odkąd wrócił do domu z wojny secesyjnej był wrakiem człowieka. Przestały się liczyć dla niego jakiekolwiek autorytety, bardzo łatwo dawał się ponieść emocjom, przez co w końcu wylądował w więzieniu. Niefortunnym zrządzeniem losu, podczas swojej ucieczki, natrafia na grupę Indian. Chcąc ratować skórę – zwłaszcza tą na głowie – a jednocześnie nie dać się ponownie aresztować, decyduje się na odwrót. Wkrótce potem w tajemniczy sposób zostaje przeniesiony na planetę Barsoom – znaną nam jako Mars. Tam rozpoczyna się jego przygoda, podczas której będzie musiał zarówno odnaleźć swoje przeznaczenie, jak i uratować księżniczkę Dejah Thoris. Scenariusz może i niezbyt oryginalny, jednak nie jest to bynajmniej wada produkcji, zwłaszcza, że fabuła została naprawdę sprawnie poprowadzona.
Aktorzy podeszli do swoich ról profesjonalnie, praktycznie obyło się bez potknięć. Szczególnie dobrze wypadła wcielająca się w Dejah Thoris – Lynn Collins. Jej kreacji naprawdę nie mam nic do zarzucenia. Jakbym miał się na siłę doszukiwać wad, to mógłbym się przyczepić jedynie do Taylora Kitscha i jego mimiki twarzy, która niezależnie od sceny, pozostawała praktycznie taka sama.
Istotną rolę w filmie odgrywają efekty specjalne. Wielokrotnie zachwycałem się pięknem wykreowanych przez grafików światów, w tym wypadku nie było inaczej. Wszystko za sprawą Stantona, który już nie raz udowodnił, iż na tworzeniu wirtualnych krajobrazów się zna. Zarówno lokacje, jak i postacie tubylców wykonano z niezwykłą dbałością, przez co momentami można mieć wrażenie, jakoby pojawiający się w filmie Marsjanie żyli naprawdę. Jeżeli mam być szczery, to efekt podobał mi się bardziej od tego, jaki miałem okazję podziwiać w Avatarze, a to już musi o czymś świadczyć, bowiem do tej pory dzieło Jamesa Camerona traktowałem jako ideał w tej dziedzinie.
Niektórzy widzowie mogą poczuć się rozczarowani, gdyż na ekranie ujrzą całą masę konceptów żywcem wyjętych z innych filmów science fiction. Sam po seansie słyszałem głosy niezadowolenia, kiedy to zarzucano wręcz plagiat w stosunku do Avatara i brak pomysłów na poprowadzenie historii, bądź też ukazanie świata. Faktycznie, pewne podobieństwa są, momentami nawet bardzo wyraźne, czego przykładem może być scena walki z dwiema bestiami, która swoim wykonaniem bardzo przypomina podobną, z drugiej części Gwiezdnych Wojen. Nim jednak zdecydujemy się ocenić dzieło negatywnie, zwróćmy uwagę na fakt, że obraz powstał na bazie powieści napisanej sto lat temu. Twórcy zdecydowali się nie ingerować zbytnio w jej treść i nie uwspółcześniać na siłę historii. Dzięki temu mamy do czynienia z prawdziwym heroic fantasy.
John Carter to naprawdę porządny kawałek science fiction łączący w sobie elementy kina przygodowego z domieszką zręcznie wplecionego wątku miłosnego. Pozycja, która z całą pewnością dostarczy wrażeń i na długo zapadnie w pamięci widzów. Idealny dowód na to, że powieść napisana sto lat temu może posiadać potencjał do opowiedzenia za pomocą języka filmu intrygującej historii dla współczesnego widza, a przy tym dostarczyć rozrywkę na poziomie. Osobiście mam nadzieję, że na jednym filmie z tej serii się nie skończy.
Adam “Gotan” Kmieciak
Redakcja i korekta: Marta “Nubia” Porwich
Produkcja: Walt Disney Pictures
Obsada: Taylor Kitsch, Lynn Collins, Samantha Morton, Willem Dafoe, Thomas Haden Church, Mark Strong, Ciaran Hinds, Dominic West, James Purefoy, Bryan Cranston, Polly Walker, Daryl Sabara
Reżyseria: Andrew Stanton
Scenariusz: Andrew Stanton, Mark Andrews, Michael Chabon, oparty na historii Księżniczka Marsa Edgara Rice Burroughsa
Producenci: Jim Morris, Lindsey Collins, Colin Wilson
Rok produkcji: 2012