O wydaniu słów kilka
Pierwsze gromy w tej recenzji spadną jednak nie na autora, a wydawcę. Doskonale rozumiem potrzebę umieszczania za okładką skrótu fabuły. Moim jedynym warunkiem jest zrobienie tego dobrze. Tymczasem przedstawiciel Bellony nie dość, że napisał go chaotycznie, w paru miejscach rozmijając się z treścią książki, to jeszcze zdradził wydarzenia rozsiane po kilku odległych od siebie rozdziałach, także ostatnich. Jakież było moje zdziwienie, gdy wspomniana tam Rzeczpospolita Wielu Narodów pojawia się dopiero pod koniec powieści, chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że ujrzę ją wcześniej.
Nie mam za złe redakcji Bellony użycia wielkiej czcionki i sporej interlinii, dzięki którym Orędzie rozrosło się do ponad sześciuset stron, w efekcie stając się knigą grubą i nieporęczną. Jestem za to niezadowolony z faktu, że przynajmniej w kilku miejscach zapomniano wstawić myślnika, przez co tekst dialogu zlewał się z narracją i powodował chwilową dezorientację. Jednak i ten grzech bym wybaczył, gdyby historia była spójna. Gdyby…
O fabularnych bezsensach
[Poniższy podrozdział zawiera spoilery!]
Czasy współczesne. Wysoce zaawansowana pozaziemska cywilizacja nawiązuje kontakt z ludźmi. Dzięki oferowanej przez nią pomocy i nowoczesnym technologiom, wszystkie państwa świata zaczynają rozwijać się w błyskawicznym tempie. Powoli zanikają: bieda, nierówności społeczne i konflikty, a władze kontynentalne starają się działać jak najlepiej dla dobra ogółu. Przynajmniej pozornie, co udowadniają grupy religijnych fanatyków oraz rządy niektórych państw. Co więcej, także i nowy sojusznik okazuje się nie do końca szczery z Ziemianami. W celu zrozumienia Onijanów, bo tak zwą się goście, powołana zostaje specjalna grupa pod zwierzchnictwem ONZ. Jej dowództwo obejmuje Aleksander, oficjalnie handlowiec, nieoficjalnie pracownik wywiadu USA.
Tak nakreślona fabuła mogła dać w efekcie wspaniałą historię, gdyby nie fakt, że pełno jest w niej dziwnych, niewyjaśnionych, bądź po prostu bzdurnych wątków. Przez długi czas zachodziłem w głowę, dlaczego Onijanie porywają ludzi i oczyszczają ich ciała z wnętrzności, albo dlaczego umieścili na dnie oceanów setki swoich okrętów, nie informując o tym gospodarzy. Żeby przebadać swych sojuszników i w pełni poznać ich biologię? Przygotować atak z zaskoczenia, wcześniej uśpiwszy czujność Ziemian? Podobnie, dlaczego w obliczu III Wojny Światowej stany USA grożą secesją z Unii? Kim jest chiński przywódca, skąd się wziął i jaka jest jego rola?
W czasie lektury, w mojej głowie pojawiało się coraz więcej pytań i wątpliwości, lecz jedynie na część z nich otrzymałem satysfakcjonującą (o ile w ogóle) odpowiedź. Fabuła sprawiała wrażenie, jakby biegła od jednego punktu do drugiego bez żadnego wyraźnego celu. Autor mnoży wątki, wrzuca kolejne wydarzenia i postacie poboczne, nie troszcząc się o dobre wyjaśnienie swoich pomysłów. Nie wiem, czemu miały służyć zamachy bombowe w Niemczech. Nie wiem, jak ludzkość zareagowała na ataki Onijanów, które w efekcie zniszczyły kilka większych miast na świecie. Nie wiem wreszcie, dlaczego autor rozpętał nowy konflikt światowy. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda nieźle, ale po głębszej analizie wychodzi, że fabuła prowadzi donikąd.
O kukiełkach na sznurkach
Od postaci książkowych nie wymagam zbyt wiele. Muszą być na tyle ciekawie zbudowane, bym chciał śledzić ich losy, a zarazem na tyle ludzkie i prawdziwe, bym nie przewracał oczyma, czytając ich wypowiedzi bądź poznając perypetie. Robert Preys starał się osiągnąć ten, jakże pożądany przeze mnie, stan, ale, koniec końców, poniósł klęskę. O ile z początku interesowałem się losami Aleksandra, Petera i kilku innych postaci istotnych dla fabuły, tak z czasem stawali się dla mnie coraz bardziej obojętni.
Wpływ na to miało parę czynników. Przede wszystkim nie byłem w stanie ujrzeć w bohaterach ludzi. Na próżno szukałem w nich wad, głębszego rysu psychologicznego – tego wszystkiego, co odróżnia postacie papierowe od żywych. Nie pomagały sztywne, pozbawione polotu dialogi, wygłaszane na jedno kopyto niemal przez wszystkie osoby. Nie wspomnę już o emocjach bohaterów, bo te raz są, a raz nie, jakby ich wystąpienie zależało od jakiegoś nieznanego mi czynnika losowego. Jeśli w jednym rozdziale postać widzi śmierć przyjaciółki, a jego uczucia opisano z pomocą zaledwie dwóch zdań, zaś w kolejnym w żaden sposób nie okazuje bólu po wielkiej dlań stracie, to mam go traktować jak człowieka czy marionetkę?
Druga, bardziej istotna sprawa, to uczynienie głównym bohaterem historii nie postaci, a zbiorowości. Książka bowiem koncentruje się nie na losach Aleksandra, a ludzkości w spotkaniu z kosmitami i problemach, jakie z tego wynikną. Jeden rozdział opisuje szpiegowską misję ekipy ONZ, kolejny zaś jest telegraficznym skrótem ostatnich wydarzeń na świecie. W takiej sytuacji trochę ciężko jest zżyć się z postaciami.
O stylu autora
Robert Preys, jak sam przyznaje, jest pisarzem z zamiłowania. Orędzie to jego pierwsza książka, co, niestety, widać. Moją uwagę zwróciły, przede wszystkim, wyjaśnienia. Te pojawiają się zarówno w narracji, jak i dialogach, w postaci bardzo rozbudowanych, szczegółowych monologów, objaśniających ostatnie wydarzenia ze świata czy kwestie techniczne właśnie oglądanej maszyny. Ich ilość była tak duża, że w pewnej chwili zacząłem się zastanawiać, czy nie lepiej było te wszystkie informacje podzielić na mniejsze fragmenty i wpleść w tekst.
Autor ma również problem z utrzymaniem tempa akcji. Stosunek ilości scen statycznych do dynamicznych wypada z korzyścią dla tych pierwszych. Innymi słowy, nim dojdzie do walki bądź bitwy, czytelnik jest raczony długimi, ciągnącymi się przez wiele stron, dialogami na multum tematów, z których tylko część wnosi cokolwiek do treści. Z tego powodu musiałem dość często przerywać lekturę, inaczej zasnąłbym z książką w dłoni. Szkoda, bo za ścianą nudnego tekstu kryją się zdecydowanie ciekawsze sytuacje, z nawiązką wynagradzające poświęcony czas.
O tym, czy warto
Gdy przychodzi do oceny całościowej Orędzia, pojawia się problem. Z jednej strony powieść razi brakami i błędami warsztatowymi, jest pełna nic nie wnoszących do treści epizodów i straszy płaskimi bohaterami. Z drugiej jednak, czyta się ją przyjemnie, została bowiem napisana prostym i łatwo trafiającym do wyobraźni językiem, zachęcającym do zaciśnięcia zębów i przebrnięcia przez dłużyzny. Podczas lektury towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że mam przed sobą fabularyzowany reportaż, którego autor miał do opowiedzenia bardzo ciekawą historię, ale nie za bardzo wiedział, z której strony ją ugryźć i jak przekazać. Dlatego wyszło tak sobie.
Łukasz “Salantor” Pilarski
dziękujemy wydawnictwu Bellona.
Autor: Robert T. Preys
Tytuł: Czas Przyszłości: Orędzie
Wydawnictwo: Bellona
Data wydania: 2010 r.
Miejsce wydania: Warszawa
Oprawa: Miękka
Projekt okładki: Anna Damasiewicz
ISBN: 978-83-1111-910-9
Liczba stron: 640
Format: 155 x 220 mm
Cena: 35zł