Film włączyłem w nocy. Nie niepokojony przez nic i nikogo, skupiłem się na nim w pełni. Dwie godziny później zacząłem się zastanawiać nad jego oceną. Minął dzień, potem drugi, a ja wciąż nie byłem w stanie powiedzieć jednoznacznie, czy film był dobry, czy też nie.
Wielopoziomowa fabuła
Historia opowiedziana w Sucker Punch była kością niezgody dla wielu recenzentów. Niektórzy (całkiem niesłusznie) twierdzili, że takowa nie występuje, a tych kilkanaście dialogów to jedynie przykrywka dla dziwacznych scen akcji. Z kolei ci, którym udało się ją dostrzec oceniali ją wyjątkowo nisko, mniej więcej na poziomie płytkiej kałuży. W moim odczuciu problem tkwi w dużej złożoności fabuły oraz sposobu, w jaki została przekazana, wymagającym od widza sporego skupienia.
Młodej dziewczynie imieniem Babydoll ginie matka. W testamencie cały majątek zostaje zapisany jej dwóm córkom, co nie podoba się ojczymowi. Wściekły mężczyzna doprowadza do sytuacji, w której Baby, broniąc się przed oprawcą, zabija przypadkowo swoją siostrę, a sama zostaje wysłana do zakładu dla umysłowo chorych. Przekupiony pielęgniarz załatwia dla niej zabieg lobotomii, który ma mieć miejsce dokładnie za pięć dni. Tak wygląda wstęp, jedna z najlepszych scen w filmie, okraszona coverem Sweet Dreams w wykonaniu Emily Browning (grającej główną bohaterkę). Potem zaczyna się problem.
Akcja toczy się na trzech płaszczyznach. Pierwszą jest Lennox House, miejsce pobytu dziewczyn umysłowo chorych. Ten wyglądający ponuro i odpychająco zakład widać tylko na początku i pod koniec filmu, wiadomo więc, że stanowi warstwę nadrzędną. Druga, wykreowana w umyśle Babydoll, to luksusowy dom publiczny połączony z kabaretem, gdzie za pięć dni ona, młody i świeży narybek, zostanie sprzedana niejakiemu Ostremu Graczowi. Miejsce to, chociaż piękne i zadbane, jest więzieniem, zarządzanym przez okrutnego alfonsa Blue Jonesa. Tutaj bohaterka poznaje towarzyszki niedoli i wspólnie z nimi planuje uzyskać tak bardzo upragnioną wolność, a mówiąc prościej – uciec. Pomaga jej w tym taniec, nigdy w filmie nie pokazany, z pomocą którego przykuwa uwagę mężczyzn i pozwala działać koleżankom.
Płaszczyzna trzecia jest powodem, dla którego film ostro krytykowano, zarzucając mu chociażby bycie przebajerzoną grą komputerową. Składają się na nią japońska świątynia, okopy pierwszej wojny światowej, a nawet szturmowany przez średniowieczną armię orczy zamek. W nich Babydoll dowiaduje się, co jest jej potrzebne do ucieczki i tam też zdobywa kolejne przedmioty. Przy okazji walczy kataną, strzela, tłucze niemieckie zombie, smoki i cyborgi, a to wszystko z pomocą czterech koleżanek z zakładu i pod kierownictwem starszego mężczyzny – mędrca, dowódcy, doradcy.
Brzmi skomplikowanie? Brzmi i takie jest. Akcja przeskakuje z poziomu na poziom, obrazy mieszają się ze sobą, sceny walki ustępują spokojniejszym momentom, by zaraz znów powrócić z jeszcze większym natężeniem. Całość przypomina jazdę kolejką górską, której twórca nie mógł się zdecydować, czy swoich klientów uśpić, czy też może doprowadzić do zawału. Dlatego trzeba skupić się na seansie i chłonąć więcej, niż tylko obrazy strzelających do Niemców panienek w mundurkach szkolnych, albo pilota samolotu uciekającego przed goniącym go smokiem. Jeśli nie wychwyci się rzadkich dialogów, gdzie każde słowo ma swoją wartość i nie zacznie szukać metafor, to w pewnej chwili snuta przez Snydera opowieść straci wszelki sens i stanie się jedynie bardzo ładnym miszmaszem zupełnie nie powiązanych ze sobą scen.
Rozumiem problemy recenzentów z uczciwą oceną scenariusza. Mi historia ucieczki Babydoll bardzo się podobała, głównie ze względu na jej przekaz i morał, podane wprost, ale nienahalnie i zrozumiale, jak również pozytywne, spokojne zakończenie. Potrafię jednak zrozumieć tych, którzy widzą go zupełnie inaczej, chociażby z powodu mieszania się ze sobą światów oraz pewnej niekonsekwencji fabularnej. Postacie ze szpitala w wyobraźni głównej bohaterki przyjmują niekiedy bardzo dziwne, trudne do wyjaśnienia role, a to, co się dzieje w jej umyśle, wpływa na świat rzeczywisty, chociaż nie wiadomo, czy powinno.
Niestety, nie na każde pytanie dotyczące filmu, które widz zadaje sobie po seansie, znajdzie się odpowiedź.
Aktorstwo
Jak już pisałem, scena otwierająca jest świetna, podsycająca ciekawość i dająca nadzieję na świetny ciąg dalszy. O ile fabuła i efekty wizualne potrafią ten stan podtrzymać, to z poziomem aktorskim bywa różnie. Emily Browning, grająca rolę nieśmiałej dziewczyny o dziecięcej twarzy, wypada nawet dobrze, podobnie jak Jena Malone w roli Rocket, pierwszej i jedynej osoby, która obdarzyła ją troską i współczuciem, jednak z oceną reszty mam problem. Oscar Isaac jako alfons i pielęgniarz Blue Jones, Carla Gugino jako pani madame Gorski i Scott Glenn w roli przewodnika dziewczyn przez świat wyobraźni pojawiają się na tyle często, że można im wystawić jakieś noty (w większości pozytywne), ale już chociażby Vanessa Hudgens (w filmie Blondie) występuje zdecydowanie zbyt rzadko.
Co mogę powiedzieć o grze aktorskiej kogoś, kto czasem się pojawi, zrobi swoje i zniknie ze sceny? Jak mogę ocenić postać, która ma dosłownie pięć minut na scenie, nie znam jej przeszłości, charakterystycznych zachowań i wiem tylko tyle, że jest chora psychicznie i pomaga głównej bohaterce? Rola w scenariuszu jest, ale głębszego rysu brak. Na tę przypadłość cierpi kilka postaci, które z początku bierze się za ważne, a które z upływem czasu coraz bardziej tracą na znaczeniu.
Ogólnie aktorstwo w Sucker Punch wypada dość blado. Dziewczyny mają stanowczo zbyt mały repertuar zachowań, postacie w większości prezentują niski poziom skomplikowania, a niektóre dialogi brzmią sztucznie. Jest jednak kilka osób oraz scen podnoszących poziom, toteż koniec końców nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać.
To, co widać
Ci, którzy oglądali 300 albo Strażników, z pewnością pamiętają ciemną, ponurą kolorystykę tamtych dzieł, przywodzącą na myśl gry komputerowe. W Sucker Punch jest podobnie. Prym wiodą oczywiście sceny walki, zachwycające bogactwem, wręcz przepychem graficznym, jednak i pozostałe momenty w niczym im nie ustępują. Przygnębiające barwy domu Babydoll i zakładu psychiatrycznego, jaśniejsze, lecz wciąż stonowane w przypadku domu publicznego, wszystko to razem tworzy dość ciężki klimat historii o próbie ratowania wolności pod presją czasu.
Na uwagę zasługują efekty specjalne. Niektórzy recenzenci zarzucali im przestarzałość. Nawet jeśli tak jest, to w czasie oglądania eksplozji olbrzymiego zeppelina albo pojedynku z olbrzymim robotem-samurajem nie zwraca się na to uwagi, tylko chłonie efekt pracy grafików. Trzeba przyznać, że zaszaleli, wypełniając film przyjemnymi dla oka detalami. Tutaj nawet niemieckie zombiaki, rzecz trudna do uzyskania, potrafią się nieznacznie między sobą różnić. Niby nic, a cieszy, podobnie jak efekty dymu czy eksplozji. Za to wszystko zdecydowany plus.
To, co słychać
Ścieżka dźwiękowa do filmu jest dziełem bliskiej współpracy dwóch osób, Mariusa de Vries i Tylera Batesa. Dzięki temu znaleźć w niej można zarówno partie chóralne, jak i rockowe bądź elektroniczne. Oficjalny soundtrack składa się z dziewięciu kawałków, bez wyjątku remixów i coverów mniej i bardziej znanych utworów. Niektóre, takie jak przygnębiająca wersja Sweet Dreams, Army of My Bjork czy też Tomorrow Never Knows Carly Azar wpadają w ucho od razu i na długo zostają w pamięci. Inne, takie jak Search and Destroy lecą gdzieś w tle i pozostają bez echa. W czterech z nich wokalistką była Emily Browning. Efekt został bardzo ciepło przyjęty przez krytykę.
Trzeba przyznać, że muzyka została dobrze dobrana do scen. Jest smutna gdy potrzeba i szybka w czasie walki, przede wszystkim zaś po prostu przyjemna. W żadnym momencie nie naszła mnie ochota przyciszenia głośników. Słuchałem jej także przez cały czas pisania tej recenzji. Jednak najlepiej świadczą o niej branżowe oceny (baza danych o tematyce muzycznej Allmusic – 3.5 na 5, brytyjski magazyn filmowy Empire – 4 na 5).
Więc jaka ocena?
Tak jak pisałem wielokrotnie, ocena Sucker Punch jest trudna. Scenariusz można uznać zarówno jako wadę, jak i zaletę, zależnie od tego ile i w jaki sposób się wychwyci. Gra aktorska wypada blado, postacie w sporej części są dość płytkie, jednak braki te nadrabiają efekty specjalne oraz muzyka. Jednak w moim odczuciu elementy pozytywne przeważają nad negatywnymi i ostatecznie jestem skłonny wystawić tej zeszłorocznej produkcji dobrą notę. Z drugiej strony film wzbudzał, i wciąż wzbudza, skrajne odczucia, więc jak zwykle najlepiej samemu wyrobić sobie o nim zdanie.
Łukasz „Salantor” Pilarski
Redakcja: Marta “Nubia” Porwich
Korekta: Monika “Katriona” Doerre
Tytuł: Sucker Punch
Czas trwania: 110 minut wersja kinowa/ 128 minut wersja reżyserska
Kraj produkcji: USA
Obsada:
Emily Browning – Babydoll
Abbie Cornish – Sweet Pea
Jena Malone – Rocket
Vanessa Hudgens – Blondie
Jamie Chung – Amber
Carla Gugino – Madame Vera Gorski/Dr. Vera Gorski
Oscar Isaac – Blue Jones
Jon Hamm – Doktor/Ostry Gracz
Scott Glenn – Mędrzec/Generał
Gerard Plunkett – Ojczym/Ksiądz
Produkcja:
Reżyseria: Zack Snyder
Scenariusz: Zack Snyder
Muzyka: Tyler Bates, Marius de Vries
Studio: Legendary Pictures, Cruel and Unusual Films