Tym razem zwierzchnik Luki nakazał jemu i jego towarzyszom przybycie do Wenecji i szukanie tam fałszerza złotych monet. By nie wzbudzić żadnych podejrzeń, przyjaciele muszą udawać bogatą, kupiecką rodzinę. Podczas dochodzenia dowiedzą się o wiele więcej, niż się spodziewali. Spotkają tajemniczego alchemika, poszukującego legendarnego kamienia filozoficznego, zagłębią się w świat interesów, a także poznają wiele nieznanych im dotychczas naukowych zjawisk. Czy uda im się znaleźć podrabiacza monet? Co jeszcze odkryją?
Poprzedni tom, czyli „Krucjata”, niezbyt przypadł mi do gustu, szczególnie przez fakt, że moim zdaniem był on swego rodzaju „zapchajdziurą”. Po prostu wygląda to tak, jakby Gregory miała wizję tego, co chce napisać w dwóch tomach, ale wiedziała, że musi być coś pomiędzy nimi, więc dołożyła do tego duetu „Krucjatę”. Historia, jaką tam przedstawiła ani nie nawiązuje zbytnio do wydarzeń z pierwszego tomu, ani nie jest wspomniana w kolejnym. Zupełnie jakby wszystko, co się wydarzyło, było nieistotne. „Złoto głupców” wypada zdecydowanie lepiej. Widoczna jest jakaś celowość otrzymanego zadania, zaś bohaterowie starają się znaleźć fałszerza, działają – a nie jak to było we wcześniejszej części, gdy nie robili właściwie nic.
Choć z reguły nie przepadam za wątkami miłosnymi w książkach dla młodzieży, perypetie uczuciowe Luki w „Złocie głupców”, ogromnie mnie zaciekawiły. Bardzo podoba mi się, że Gregory poprowadziła ten wątek w tak nietypowy, zaskakujący sposób. W tym tomie niezdecydowanie Luki jeszcze bardziej się pogłębia. Mężczyzna musi wybrać tym razem nie tylko między Izoldą a Iszrak, ale i inną kobietą. Choć jego dotychczasowy stosunek do miłości niezbyt mi się podobał, przestało mi to przeszkadzać, traktuję to raczej jako oryginalny pomysł urozmaicający fabułę. Scena w ogrodzie była moim zdaniem najlepszą w całej powieści i wywołała u mnie ogrom emocji, a co najważniejsze ogromnie zmobilizowała mnie do czytania.
Philippa Gregory jest znana jako autorka bestsellerowych powieści historycznych. Zaczęłam w to wątpić po przeczytaniu „Krucjaty”, ale kolejny tom przywrócił mi wiarę w jej możliwości. W „Złocie głupców” mamy zdecydowanie więcej opisów, swoją drogą całkiem zgrabnych. Może klimat średniowiecza nadal nie jest na takim poziomie, jakiego oczekuję, ale za to atmosferę weneckiego karnawału Gregory oddała wspaniale – widać ludzi w kolorowych maskach, zdobionych kapeluszach, wymalowane kobiety obwieszone biżuterią i kochanków całujących się w gondolach. Na coś takiego czekałam. Pod względem kreacji świata tym razem poradziła sobie świetnie.
„Złoto głupców” zostało wydane niemalże tak samo jak jego poprzedniczka – spora czcionka, dość duże marginesy i odstępy między wierszami. Całość jest bardzo przejrzysta, co z pewnością przekłada się na tempo czytania. Myślę, że bez większego problemu dałoby się „połknąć” powieść w jeden wieczór, zwłaszcza, że momentami piekielnie wciąga.
Przyznam, że „Krucjata” obrzydziła mi twórczość Gregory na tyle, że z niezbyt dużą chęcią sięgnęłam po „Złoto głupców”. Gdy zamknęłam powieść, byłam bardzo zaskoczona tym, co właśnie przeczytałam. Nie sądziłam, że to napiszę, ale ta książka była naprawdę dobra. Nie jest to literatura z najwyższej półki, ale lekkie, niewymagające czytadło, które, jak się okazuje, wcale nie tak łatwo stworzyć. Może nie będę czekała z niecierpliwością na następną część cyklu, ale gdy się ukaże, z chęcią ją przeczytam. Choćby dla prostoty formy, całkiem przyjemnej fabuły czy świata, który z każdym kolejnym tomem jest coraz bardziej dopracowany.
Patrycja „Ilussia” Ratajczak
Redakcja i korekta: Matylda Zatorska
wydawnictwu Egmont
Tytuł: Złoto głupców
Tytuł oryginału: Fools gold
Autor: Philippa Gregory
Wydawca: Egmont
Tom: III
Tłumaczenie: Maciejka Mazan
Projekt okładki:Katarzyna Borkowska
Data wydania: 10.09.2014
Liczba stron: 340