– Stać! Osoby poniżej czwartego stopnia nie mają wstępu do katakumb – świszczący i nieludzki głos strażnika zaświdrował Lisie w głowie. Nie odpowiedziała. Zamiast tego podała swój identyfikator. Duch przyjrzał się karcie ID i po chwili drzwi stanęły otworem.
– Jest pani telepatką… To dobrze… – usłyszała za plecami, przechodząc przez przejście – Przyda się pani silny umysł…
Nie mówiąc nic weszła dalej, w plątaninę korytarzy i sal, gdzie przetrzymywano obiekty badań zbyt niebezpieczne, by trzymać w jednostkach na powierzchni, a jednocześnie zbyt cenne, by zabić. Nie interesowały jej jednak ani hybrydy zergów i protossów, ani wewnątrz gatunkowe hybrydy tych pierwszych… Interesowało ją coś znacznie, znacznie gorszego…
Po chwili znalazła to, czego szukała. A właściwie, kogo.
Potrójna, zbrojona szyba i pomieszczenie o wzmacnianych, tytanowych ścianach dzieliło ją od stworzenia. Tak, stworzenia. Czarne, przypominające strąki włosy opadały luźno w dół. Zielona skóra, przypominająca nieco łuskę węża opinała ciało, które nadal jeszcze zachowało formę i kształty atrakcyjnej kobiety. Dwa skrzydła – wachlarze morderczych ostrzy zostały przybite do ściany. Po rękach i tułowiu, aż do głowy sięgały kable przerobionego PSI Emitera, mającego zakłócać i blokować jej potworne zdolności telepatyczne. A mimo to nadal budziła strach – swoją obcością, i człowieczeństwem zarazem
– Witam… sierżant Sarah Kerrigan.
Głowa, dotąd opuszczona, powoli podniosła się. Lisa ujrzała twarz nadal przejawiającą oznaki urody, i parę oczu. Wściekle zielonych i pełnych pierwotnego gniewu.
– Sierżant Sarah… heh, minęły wieki odkąd ktoś mnie tak nazywał – powiedziała powoli, jakby dobierała słowa; spojrzała na Lise i jej odznaczenia – Wybaczy pani …major… że nie zasalutuje na pani widok… Czym podyktowana jest pani wizyta?
– Dowództwo poprosiło mnie o sporządzenie szczegółowego raportu na temat tego, co działo się podczas Wojny Rojów. Postanowiłam zasięgnąć informacji z samego źródła…
Kerrigan zaśmiała się, lecz po chwili syknęła, gdy Emiter zaczął blokować jej myśli.
– Miło… Ale to chyba nie jedyny powód?
– Nie, nie jedyny. – przełknęła ślinę – Miałam ochotę poznać osobę, która przyczyniła się nieomal do zniszczenia znanego mi świata. I być może przekonać się, dlaczego to zrobiła?
– Dlaczego? To proste – uśmiechnęła się złośliwie – Miałam taki kaprys.
– Zadziwiające, że nawet po przemianie i pobycie tutaj masz coś takiego jak poczucie humoru i cynizm.
– Życie uczy człowieka wielu rzeczy. – Sarah wyprostowała się a przynajmniej na tyle, na ile pozwalały jej więzy – A ja miałam wiele lekcji, z których mogłam brać nauki.
– Przemiana zmieniła twoje ciało, a częściowo i umysł. Nadal jednak byłaś w stanie wyrwać się spod kontroli Overminda. Dlaczego tego nie zrobiłaś?
– Dlaczego… znów to pytanie…Wiesz, co to znaczy dzieciństwo? Bo ja nie. Nigdy nie poznałam, co to matczyna miłość czy zabawy w dom. Pamiętam za to świdrujący w mej głowie ból, niekończące się testy moich zdolności telepatycznych i tortury mające je podnieść. Pamiętam krew tych, których wskazywała Konfederacja, a którzy byli materiałem testowym dla moich mocy. Pamiętam misje, podczas których zabijałam bez mrugnięcia okiem, bo taka była ICH wola – a ja byłam tylko małą zabaweczką… Ale wiesz co jest najgorsze? Że gdy wreszcie znajdujesz kogoś, kto się tobą interesuje – nie dlatego że jesteś maszynką do zabijania – ale dlatego, że jesteś do niego podobna, gdy będziesz robiła dla niego wszystko o co cię poprosi, bo myślisz, że los się wreszcie odwrócił… On okazuje się wart niewiele więcej niż ci poprzedni, albo nawet jeszcze gorszy…
– Mówisz o Mengsku? Czytałam raport… podobno zostawił cię na kolonii w momencie, gdy Zergowie wymknęli się spod kontroli…
Kerrigan wierzgnęła, jakby próbowała uwolnić się ze swojego więzienia, nie zważając na ból wywołany blokadą.
– Zostawił?! Łagodnie powiedziane! Rzucił mnie zergom niczym ochłap mięsa, licząc, że zajęte mną, nie pójdą za nim… Nawet sobie nie zdajesz sprawy, co to za uczucie widzieć ogromną masę tkanki, prowadzonej i kontrolowanej przez nadrzędny system nerwowy, zalewająca bazę i niszczącą wszystko na swej drodze. Zabijaliśmy je, jeden po drugim a ich wcale nie ubywało – było ich coraz więcej i więcej. A ty myślałaś sobie: „Czy walić w nie do końca, czy może ostatnią kule zostawić sobie?” Dziwisz mi się, że chciałam zemsty?
– A Raynor? Na nim też chciałaś się mścić?
– Ach, Raynor… – Kerrigan westchnęła i popatrzyła w bok – Do końca myślał że zdoła mnie uratować, ocalić… Ale nie było co ratować. Podobno coś do mnie czuł… Podobno ja coś czułam do niego… Mogło to być coś poważniejszego… Do pewnego momentu…
– Do momentu aż nie zabiłaś Fenixa. Od tamtej chwili przysiągł cię zabić.
– O tak – zaśmiała się – On i ta jego dumna przyjaźń… W gruncie rzeczy był idealistą. I głupcem. Co osiągnął? Co zdobył? Ja jestem władczynią Zergów! Ja jestem Królową Roju! Jam jest Królowa Ostrzy! A czym on jest?! Czym był?! Szaleńcem, ścigającym mnie po systemach razem z grupką jemu podobnych głupców! I co mu z tego przyszło?
– Czyli nie żałujesz… nie żałujesz tego, co zrobiłaś?
– Nie. Ani krwi która przelałam, ani ludzi których zabiłam. Ani Duka, ani Fenixa ani Raynora. Mojej przemiany i mojego nowego królestwa. Ani tego, co straciłam, ani tego, co zyskałam. Nie żałuję niczego.
Lisa spojrzała w te oczy, które niegdyś były oczami pięknej kobiety. Oczami człowieka, który śmiał się i płakał jak ona. Wzdrygnęła się. Teraz dopiero dotarła do niej ohyda Kerrigan. Nigdy nie spotkała kogoś tak zepsutego, bezlitosnego i krwiożerczego. Kogoś, dla którego życie ludzkie jest warte tak niewiele – nawet życie tych, których niegdyś się kochało. Kogoś, kto przedkłada kierowanie rojem bezrozumnych mutantów nad obcowaniem z ludźmi, a jednocześnie robi to z uśmiechem na twarzy, cynizmem i przeświadczeniem o własnej potędze.
– Jesteś potworem Kerrigan – wyszeptała – Niczym więcej. I to nie z powodu wyglądu. Jesteś zgnita od środka. Doszczętnie.
– Wy jesteście tymi, którzy ów proces zapoczątkowali. Moja przemiana tylko go przyspieszyła, a śmierć Overminda – zakończyła. To wy mnie stworzyliście – nie Zergowie. A teraz żegnam panią, bo czuje, że nasza rozmowa dobiegła końca…
Lisa cofnęła się od szyby i odwróciła, przygotowując się do wyjścia. Na progu zatrzymała się:
– Jeszcze jedna rzecz, Saro – Kerrigan słysząc to podniosła głowę – Masz pozdrowienia od Jima.
W tym samym momencie potężny impuls psioniczny wstrząsnął całym ciałem Królowej; zawyła, czując jak cały jej umysł zdaje się pękać na kawałki, rozrywany niewyobrażalną siłą.
Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła, zanim jej mózg spłonął i przestał funkcjonować, była uśmiechnięta twarz Jima Raynora…
Vivaldi (2006)