Ale zacznę może od początku. W ośrodku badawczym Janjira, nieopodal Tokio, dochodzi do tragedii – potężne trzęsienie ziemi niszczy znajdującą się tam elektrownię jądrową. W wyniku katastrofy Joe Brody, pracujący na miejscu naukowiec, traci żonę, a krótko potem, z powodu ewakuacji, cały swój dobytek. Choć rząd upiera się przy swojej wersji wydarzeń, że to wstrząsy sejsmiczne zniszczyły ośrodek i całą jego okolicę, badacz nie wierzy w ani jedno słowo. Czuje, że to, co doprowadziło do tragedii, było czymś więcej niż zwykłym trzęsieniem ziemi, a wyjaśnienia polityków to stek bzdur…
Nic się nie stanie, jeśli napiszę, że Joe miał rację – wszak wszyscy wiedzą, o czym jest film, i istnienie jakich stworzeń próbował zatuszować rząd japoński. Dziesięć lat później uśpione istoty z głębin oceanów i z den największych rozpadlin powstają, by stoczyć śmiertelny bój. W samym środku tych wydarzeń znajduje się syn Brody’ego, Ford, którego cenne umiejętności saperskie mogą przyczynić się do zwycięstwa ludzkości nad wynaturzonymi potworami. Tyle że na Ziemi jedno jest pewne: natury nie da się poskromić.
Z podobnego założenia wyszedł reżyser tej megaprodukcji. Za jego sprawą legendarny Gojira wygląda tak jak jego pierwowzór rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni. Jest majestatyczny, potężny i byłoby nieporozumieniem porównywać go do „dinozaura” z 1998 roku, który może i fascynował (mnie film się podobał, ale należę do mniejszości), lecz za bardzo odbiegał od oryginału stworzonego przez Japończyków, dziś stanowiącego kanon. Dzięki Edwardsowi Godzilla budzi niepokój i na kilometr widać, że widz nie ma do czynienia ze stworzeniem, które dałoby się oswoić. Ten prehistoryczny gad nie stanowi w filmie wroga lub przyjaciela – symbolizuje raczej to, że z naturą nie można wygrać, bowiem ona zawsze znajdzie jakiś sposób na to, by zatriumfować nad słabszym od siebie człowiekiem.
Na tym właściwie kończą się zalety najnowszego obrazu z Królem Jaszczurów w roli (prawie) głównej. Reszta to wady, których w życiu nie spodziewałabym się po tak dobrze zapowiadającej się superprodukcji. Na pierwszy plan wysuwa się drewniana gra aktorska: Aaron Taylor-Johnson w roli Forda wypada tak nieprzekonująco, że już nawet Ken Watanabe, wcielający się w postać wiecznie zdziwionego naukowca, okazuje się lepszą postacią. Z Juliette Binoche i Bryanem Cranstonem wiązałam największe nadzieje, ale było ich w filmie tyle, co kot napłakał. Ani się człowiek nie obejrzał, a już ślad po nich zaginął. Aż strach pomyśleć, że jedynym godnym uwagi bohaterem okazał się niemy potwór o gigantycznych rozmiarach i niejasnych motywach postępowania.
Kolejnym minusem Godzilli jest fabuła, a raczej jej brak. Film postrzegałam jako zlepek niekoniecznie spójnych wydarzeń i – co najgorsze – historia w nim opowiadana nijak ma się do tego, co sugerował zwiastun. Podczas gdy zajawki produkcji wręcz kipiały akcją i dawały do zrozumienia, że legendarny jaszczur to zaledwie tło dla fascynującej historii ludzi, ta okazała się jedynie mdłą opowieścią pełną niedomówień i absurdów.
Film Garetha Edwardsa nie wyróżnia się ani muzyką, ani ujęciami. Te drugie właściwie nieraz doprowadziły mnie do szewskiej pasji, gdy musiałam przyglądać się akcji zza węgła lub pleców jakiejś postaci. Wiem, że jest to reżyserska naleciałość z czasów Super X, ale nie mogłam cieszyć się seansem, kiedy na ekranie działy się takie „cuda”. Nie opłacało się również iść na projekcję do IMAX 3D, ponieważ w przypadku Godzilli trójwymiar nie był ani trochę odczuwalny – praktycznie tam nie występował. Tak naprawdę pozytywne wrażenie zrobiło na mnie jedynie intro, gdy w którymś momencie ryk Króla Jaszczurów zatrząsł ekranem i wywołał ciarki na plecach. Muszę przyznać, że niezbyt dobrze świadczy to o obrazie.
Jestem pewna, że wielu fanów Gojiry tak czy inaczej wybierze się na seans – i świetnie! Może oni znajdą w tym dziele coś, co przypadnie im do gustu. Ja, niestety, srodze się zawiodłam, bo już nawet w Godzilli z 1998 roku więcej się działo i człowiek miał na co popatrzeć. Film Garetha Edwardsa okazał się średnim monster movie, którego jedynym naprawdę dobrym akcentem była symbolika wielkiego gada – wybawiciela ludzkości, co ciekawe, działającego wyłącznie dla swojego własnego interesu. Reasumując, do kina warto się wybrać chociażby dlatego, by podziwiać na dużym ekranie wielkie arcydzieło współczesnej grafiki komputerowej w postaci świetnie wykreowanej, prehistorycznej jaszczurki. Bo – nie da się ukryć – jej widok robi niemałe wrażenie.
Angelika Angie Wu Wawrzyniak
Korekta: Monika Katriona Doerre
Oryginalny tytuł: Godzilla
Gatunek: Akcja | Sci-Fi | Thriller
Reżyseria: Gareth Edwards
Produkcja: Yoshimitsu Banno, Patricia Whitcher
Scenariusz: Max Borenstein
Montaż: Bob Ducsay
Zdjęcia: Seamus McGarvey
Muzyka: Alexandre Desplat
Długość: 123
Język: angielski
Premiera: 16/05/2014
Obsada: Aaron Taylor-Johnson, Bryan Cranston, Elizabeth Olsen, Ken Watanabe