Od czasu emisji ostatniego odcinka Dragon Ball Super praktycznie co chwilę pojawiają się plotki dotyczące kontynuowania tego anime. Mało kto wierzy, że tak dochodowa seria nie doczeka się ciągu dalszego. Na chwilę obecną nie mamy żadnych oficjalnych komunikatów na temat potencjalnego terminu premiery kolejnych sezonów. Wiadomo jedynie, że prędzej czy później to nastąpi. My jednak nie będziemy teraz spoglądali w przyszłość, a cofniemy się o kilkanaście lat wstecz, gdy widzowie także oczekiwali kontynuacji Dragon Balla. Nie mam jednak na myśli serii, która zadebiutowała w 2015 roku.
19 listopada 1997 roku został wyemitowany ostatni odcinek Dragon Ball GT. Seria spotkała się z ogromną krytyką ze strony fanów, a branżowe czasopisma mówiły wprost, że produkcja nie była w stanie oddać niepowtarzalnego klimatu, jaki w swoich dziełach ukazał Akira Toryiama. Ten bowiem nie miał zbyt wielkiego wpływu na jej kształt. Zaprojektował co prawda większość głównych bohaterów, jednak na tym jego rola zakończyła się. Fabuła, jak i poziom super wojownika czwartego stopnia były już wymysłem studia, które odpowiadało za powstanie tej serii.
Można by więc uznać, że w tym właśnie momencie zakończyła się wielka historia Smoczych Kul. Z jednej strony artystyczna porażka, z drugiej natomiast brak chęci twórcy oryginału do powrotu do stworzonego przez siebie świata. Fani jednak cały czas żyli nadzieją, że nie wszystko jeszcze stracone. Wychwytywali pojedyncze wypowiedzi z wywiadów, jakich niegdyś udzielał Toryiama, starali się wokół nich budować najróżniejsze teorie, a przy tym mieli nadzieję, że z czasem Mistrz uzna, że Dragon Ball zasługuje na coś więcej i po jakimś czasie postanowi pokazać, jak powinna wyglądać prawdziwa kontynuacja serii. Marzenia te w połączeniu z pewną grafiką, która na przełomie wieku pojawiła się w sieci sprawiły, że gdzieś tam w odmętach internetu zaczęła żyć plotka na temat powstania kontynuacji znanej jako „Dragon Ball AF”.
Trudno w tym momencie stwierdzić od czego się tak naprawdę zaczęło. To trochę tak, jakby próbować odpowiedzieć na pytanie, co było pierwsze. Jajko czy kura. Fakty są jednak takie, że w 1999 roku świat ujrzała grafika prezentująca potencjalny wygląd super sayianina piątego stopnia. Charakterystyczna postać o długich, srebrnych włosach, czerwonej skórze pokrytej jasnym futrem i dziwnej szacie z miejsca została przez wielu uznana, jako wyciek który prezentuje nową formę transformacji Goku. Nikt wówczas nie zadał sobie większego trudu by chociaż spróbować ustalić skąd ten materiał pochodzi. Pewnym wytłumaczeniem może być fakt, że grafikę opublikowano na znanym wówczas i cenionym serwisie tematycznym majin.com, którego redaktorzy także podtrzymywali wersję, jakoby był to materiał prosto z Dragon Ball AF. Po latach przeprosili za to tłumacząc się, że sami zostali oszukani.
Perspektywa powstania czegoś nowego w uniwersum Smoczych Kul była tak piękna, że niektórzy fani chyba bali się ogromnego rozczarowania mogącego przyjść wraz z ustaleniem prawdy. Ciężko jednak stwierdzić czy zaprezentowany na grafice wojownik był inspirowany powstającymi już plotkami na temat serii AF, czy to właśnie on stał się dla nich początkiem. Nikt bowiem nie potrafił odpowiedzieć na pytanie kiedy tak naprawdę powstał. Pierwsza, udokumentowana wzmianka o potencjalnej kontynuacji anime pochodziła natomiast z kwietnia 1997 roku, ale wówczas traktowana była jako żart primaaprilisowy.
W okolicach dwutysięcznego roku mało kto przejmował się datami. Ważniejsze dla ówczesnych fanów było to, co nowa seria może przynieść. Teorii pojawiało się naprawdę sporo, a niektóre były naprawdę dziwne. Największą furorę robiły jednak trzy, z czego jedna z nich ma pewne pokrycie z tym, co mieliśmy okazję obserwować w wydanym ostatecznie pięć lat temu „Dragon Ball Super”.
W tym miejscu chciałbym podkreślić, że w poniższych opisach skupiam się głównie na własnych wspomnieniach z tamtej epoki, a także pewnych notatkach, które jako nastoletni fan Dragon Balla poczyniłem. Większość źródeł, jak choćby wspomniany przeze mnie serwis majin.com, już nie istnieje.
Zacznijmy zatem od pierwszej wersji, która uwzględniała w pełni wydarzenia, jakie miały miejsce w serii GT. Jak dobrze wiemy, ostatnie sceny finałowego odcinka ukazały nam przyszłość, w której wnuczka Goku, czyli Pan, sama jest babcią, a jej wnuk Goku Jr. ma się zmierzyć podczas 64 Tenkaichi Budokai z praprawnukiem Vegety. Ich rywalizacja nie była jakoś szczególnie spektakularna, ale był tam jeden element, który sprawiał, że coś w sercu fanów drgnęło. Pojedynkowi młodzieńców przyglądał się z widowni Goku .
W tym właśnie momencie miała rozpocząć się historia, która skupiałaby się na praprawnukach naszych bohaterów i tajemniczych wydarzeniach, mających ostatecznie doprowadzić do powrotu wielu znanych nam już postaci. Obecność Goku miała stać się osią dla wydarzeń, które z jednej strony stawiałyby główny akcent na nowe pokolenie, z drugiej natomiast dawały nadzieję na pojawienie się postaci, które widzowie zdążyli już pokochać.
Oczywiście wariant ten bardzo szybko pokazał, że jest jedynie marzeniem osób pragnących za wszelką cenę ponownie ujrzeć nie tylko znanych z serialu, ale także i filmów bohaterów. Zbyt wiele było w nim nieścisłości, które wprowadzały chaos do tego, co już nam na ekranie zaprezentowano. W dodatku potencjalne przecieki okazywały się tak naprawdę albo zwykłymi, fanowskimi teoriami, albo dość słabymi próbami tworzenia sfabrykowanych dowodów, jakoby seria w takim wariancie faktycznie powstawała. Wykorzystywano w tym celu choćby pełnometrażowy film Dragon Ball GT z 1997 roku, w którym dane nam było poznać biografię Goku Juniora. Produkcja ta była w wielu krajach niedostępna, dlatego też bardzo łatwo było wmówić fanom, że poszczególne zrzuty ekranu pochodzą z tajemniczej kontynuacji serialu. W końcu bardzo ciężko było to zweryfikować, a sami widzowie także nie zawsze starali się dociec czy oglądane przez nich materiały są prawdziwe. Wiara w powrót ukochanej serii była dla nich tak wielka, że czasami wręcz unikali możliwości poznania prawdy. Co ciekawe, nawet po upływie wielu lat, gdy dostęp do produkcji ze świata Dragon Balla był zdecydowanie łatwiejszy, wiele osób dalej łapało się na to, że zmontowane z kinówek serii GT materiały są zapowiedzią powrotu Smoczych Kul.
Nieco bardziej realnie brzmiała już druga wersja, która zakładała, że wydarzenia Dragon Ball After Future (tu już wyraźnie rozwijano skrót) mają rozgrywać się od stu do aż siedmiuset lat po tych znanych nam z serii Z. Całość miała otwierać scena podczas której Son Gotan składał kwiaty przy pomniku legendarnych obrońców Ziemi / legendarnego Super Sayianina Goku (niektóre wersje mówiły także o innych bohaterach uwzględnionych na rzeczonym pomniku). Właśnie w tym momencie miało pojawić się zagrożenie. Tajemnicza i niezwykle potężna istota miała uprowadzić siostrę naszego bohatera, a mu samemu nakazać odszukanie siedmiu legendarnych kryształowych kul. Son Gotan bardzo szybko przekonał się na własnej skórze, że nie jest w stanie rywalizować z tajemniczym przybyszem i ostatecznie zgodził się spełnić jego żądanie.
Co ciekawe, także i w tej wersji do życia powracali bohaterowie serii Z, ale w tym wypadku było to całkiem dobrze, jak na te teorie, umotywowane. Jak się bowiem okazało, tajemniczy przybysz (którego tożsamość do końca pozostała zagadką) miał z Goku i jego paczką rachunki do wyrównania. Zebranie Kryształowych Kul dałoby mu sposobność by spotkać się z bohaterami i dokonać zemsty.
Powrót bohaterów miał mieć także zdecydowanie większe konsekwencje dla wszechświata, bowiem tajemniczy przeciwnik chciał praktycznie wywrócić do góry nogami całe uniwersum. Za sprawą jego działań powróciłaby planeta Vegeta, a wraz z nią cała, zniszczona niegdyś przez Frezera rasa sayian. Wątek ten umieszczano jako drugi z kilku zaplanowanych aktów dla rozległej historii Dragon Ball AF. Potencjalne starcie Son Goku z Bardockiem rozpalało wyobraźnię i bardzo szybko w internecie zaczęły mnożyć się przeróżne fanarty ukazujące walkę ojca z synem. Oczywiście nagle wszyscy wojownicy byli także w stanie osiągnąć poziom super sayianina.
Także i w tym wypadku bardzo łatwo dostrzec, że historia jest jedynie dziełem fanów. Mało kto bowiem spodziewałby się, że producenci, którzy powstanie nowej serii trzymają w ogromnej tajemnicy, jednocześnie dopuszczają do tego by tak ważne przecieki wydostały się na zewnątrz. Bardzo duże wątpliwości budziła także ilość zaplanowanych odcinków. Miało ich być ponad 700.
Ostatnią i w moim odczuciu najbardziej wiarygodną wersją była ta, w której skrót AF odczytywano jako Alternative Future. W tym wypadku nie było mowy o przyszłości, w której po wielu latach do życia powracają bohaterowie, a ukazaniu dalszych losów Trunksa, który po tym, jak rozprawił się w swojej linii czasowej z Androidami 17 i 18, a także Komórczakiem, zaczął pracować nad przywróceniem ładu w swoim świecie.
Wokół tej historii także krążyło wiele opowieści, rozważano choćby czy Trunks będzie chciał przywrócić do życia bohaterów za pomocą Smoczych Kul zdobytych na Nowym Namek (Ziemskie przestały istnieć wraz ze śmiercią Piccolo), a także jak w tej perspektywie zostaną ukazane wydarzenia, które w oryginalnej linii czasowej miały miejsce później (pojawienie się Buu), ale tak naprawdę wszelkie rozważania na ten temat były zdecydowanie bardziej zachowawcze. Warto jednak wspomnieć, że pośród teorii dotyczących takiego obrotu spraw pojawiła się jedna, którą na przełomie wieków traktowano z pewnym nawet jak na plotki dystansem, a która ostatecznie znalazła swoje odzwierciedlenie w wspomnianym już Dragon Ball Super. Otóż jednym z przeciwników Trunksa miał być ktoś, kogo określano jako Evil Goku.
Jak dobrze wiemy, jedna z sag „Dragon Ball Super” została poświęcona postaci Black Goku, czyli tajemniczego wojownika, który sprowadził zniszczenie na świat, w którym żył Future Trunks. Bohater chcąc poradzić sobie z zagrożeniem, raz jeszcze udał się do linii czasowej, w której Goku żyje. Miał nadzieję, że wspólnie uda im się uratować obie rzeczywistości.
Czy jest to jedynie zbieg okoliczności, czy może faktycznie swego czasu trwały prace nad Dragon Ball Alternative Future, a niewykorzystane wątki uwzględniono w późniejszym anime? Tego się już raczej nie dowiemy.
Lata mijały, a zainteresowanie Dragon Ball AF nie słabło. Co prawda grono osób wierzących, że produkcja kiedykolwiek powstanie malało, jednak pojawiające się od czasu do czasu informacje związane z Dragon Ballem utwierdzały pozostałych, że coś wokół tego tytułu się dzieje. Zapowiedź aktorskiego filmu z 2009 roku, o którym cały świat chciałby obecnie zapomnieć, w międzyczasie nowa animacja rozgrywająca się po wydarzeniach z Dragon Ball Z, czyli „Dragon Ball: Yo! The Return of Son Goku and Friends!!”, a także perspektywa powstania odświeżonej wersji serii Z, którą obecnie znamy jako „Dragon Ball Kai” były sygnałami mówiącymi, że szykuje się właśnie fundament pod coś nowego.
Ostatecznie, po wielu latach plotek i spekulacji na jaw wyszło, że grafika mogąca prezentować piąty stopień rozwoju super sayianina, która tak bardzo podsycała wyobraźnię fanów, tak naprawdę jest jedynie skanem fanartu opublikowanego w 1999 roku w hiszpańskim magazynie poświęconym grom „Hobby Consolas”. Jej autorem jest natomiast David Montiel Franco, który po dziś dzień tworzy materiały związane z Dragon Ball AF. Odkrycia tego dokonał Derek Padula, który w 2012 roku podzielił się nim na blogu The Dao of Dragon Ball. Jak przyznał, prawdę znał już wcześniej, jednak wolał wstrzymać się z publikacją do czasu, gdy otrzyma odpowiedź od autora.
W ten oto sposób upadła nadzieja części fanów na faktyczny powrót Smoczych Kul. Dwanaście lat plotek, przeróżnych teorii i setek tysięcy fanartów zrobiły jednak swoje. Akira Toryiama dostrzegł, że stworzony przez niego świat żyje już własnym życiem, a zapotrzebowanie na powrót ukochanych bohaterów jest tak wielkie, że aż inspirujące. Tym oto sposobem trzy lata później otrzymaliśmy „Dragon Ball Super”, za którego powstanie odpowiadał właśnie Toryiama.
Dragon Ball AF to jednak coś więcej niż tylko plotka!
W pierwszej części artykułu skupiliśmy się na kilku wariantach dotyczących fabuły mogącego powstać anime. Oczywiście, jak wiemy, nic z tego nie wyszło. Nie oznacza to jednak, że temat Dragon Ball AF został całkowicie zamknięty, bo o ile nie doczekaliśmy się serialu, to w internecie możemy natknąć się na kilka fanowskich mang, które wyraźnie pokazują, że pomysły na nową historię zawsze się znajdą.
Jednym z najpopularniejszych wariantów DBAF jest ten, za którego powstanie odpowiada artysta kryjący się pod pseudonimem Toyble. Całą mangę w jego wykonaniu, której początki szacuje się na 2000 rok, można obecnie znaleźć w internecie.
Toyble stworzył prawdziwe graficzne dzieło, które co prawda posiadało w sobie pewne zgrzyty fabularne, jednak gdy spojrzy się na ilość grafik jakie wykonał, można przymknąć na to oko. Na kartach jego mangi mieliśmy okazję spotkać zarówno starych i dobrze nam znanych bohaterów, jak i postaci nowe, które z całą pewnością nie raz rzuciły się w oczy fanom Dragon Balla. Najbardziej charakterystyczny jest prawdopodobnie Xicor widoczny w jednej z poniższych grafik.
Historia rozgrywa się krótko po zakończeniu Dragon Ball GT, a konkretniej po wielkiej bitwie, w której Goku wraz z Vegetą pokonał ostatecznie złe smoki zrodzone z negatywnej energii kryształowych kul. Na świecie zapanował pokój. Praktycznie nikt nie spodziewał się, że gdzieś w oddali może czaić się nowe zagrożenie.
Tymczasem zło nie śpi. W pewnym momencie na Ziemi lądują dwie kosmiczne kapsuły. Z jednej wyłania się wspomniany już Xicor, z drugiej natomiast Zachodnia Kaioshin, bohaterka, którą uznawano do tej pory za martwą. W teorii zginęła z ręki Majin Buu, w praktyce przeżyła i nawet doczekała się potomka, którym miał być Frieza, najpotężniejsza w jej odczuciu istota. Śmierć syna skłoniła ją jednak do poszukiwań tego, który był w stanie zagrozić jej synowi. W ten oto sposób trafiła na naszą planetę, gdzie na drodze stanęli jej ziemscy wojownicy.
Toyble postarał się by każdy miłośnik Dragon Balla znalazł coś dla siebie. Szczególnie zadowoleni byli fani Brolly’ego, którego pojawienie się wywołało spory zachwyt. Historia co prawda nie była już aż tak oryginalna, ale dla wygłodniałych nowości czytelników okazała się daniem naprawdę luksusowym. Po dziś dzień z resztą, nawet pomimo obecności na rynku kanonicznej serii Super, jego Dragon Ball AF posiada ogromną rzeszę zwolenników.
Trzeba przyznać, że styl graficzny artysty bardzo przypomina oryginalne dzieła Akiry Toryiamy i być może to w połączeniu z jego ambicją sprawiło, że w 2012 roku został zatrudniony przez japońskiego wydawcę mang ze świata Dragon Balla. Wówczas już jako Toyotarō otrzymał możliwość współpracy z ze swoim guru przy projektach związanych z rozwijaniem Dragon Ball Z, a potem stał się głównym rysownikiem mangi „Dragon Ball Super”, ale to już materiał na inną historię.