– Wspaniale! To znaczy… tato jest w sumie normalny, ale dla mnie i tak jest najwspanialszym ojcem na świecie! Niesamowicie było, kiedy uczył mnie latać na miotle…
– Ciebie? Na miotle? Chłopcze, ile ty masz lat?
– Jedenaście… ale to nie było wysoko. Jakbym spadł, nic by mi się nie stało. Mama i tato latali od dziecka, więc zależało im, żebym też mógł się sprawdzić w quidditchu, a mi się to bardzo spodobało. Może w przyszłości też zostanę zawodnikiem, jak mama? Na razie czekam na eliminacje do drużyny mojego domu, najbardziej chciałbym zostać obrońcą, ale chyba jestem na to za mały. Ale zobaczymy… James, mój brat, trochę mi dokucza, że muszę jeszcze do tego dorosnąć, ale on tak zawsze.
– Dobrze, ale nie mówmy o twoim bracie…Opowiesz mi jeszcze o ojcu?
– Naprawdę super się z nim dogaduję, mamy ze sobą świetny kontakt. O! I nie miał do mnie pretensji, jak nie poszły mi eliksiry… powiedział, że też tak zaczynał…
– Dziękuję, to wszystko, co chciałam wiedzieć.
– Ale ja jeszcze…
– Nie, nie, to kiedy indziej. Nie będę ci zabierać więcej cennego czasu, na pewno musisz się uczyć… eliksirów.
Rita Skeeter spojrzała na samonotujące pióro, które właśnie skończyło podskakiwać na kawałku pergaminu. Oczyma duszy już widziała tytuły nagłówków w “Proroku Codziennym”… Jej przymusowy urlop trwał długo, ale zapowiadało się na to, że wróci w wielkim stylu.
– Do widzenia, Albusie!
– Do widzenia pani…