Ostatni sen na jawie… A ty jesteś jawą w śnie moim.
Stoję rozpięty niczym na niewidzialnym krzyżu, na granicy rzeczywistości i fikcji. Spoglądam w niebo, które otwiera się przede mną jakby w oczekiwaniu, a jednocześnie zamyka z trzaskiem wrota dla takich jak ja. Woda przepływa między moimi nogami, unosi rozognione genitalia. Biegnę z jej wartkim prądem, opasany ciepłem i wilgocią.
Moje ręce rozpostarte jak skrzydła do lotu, przypominają mi, że jestem aniołem. Grunt pod stopami daje znać, że jestem człowiekiem. Ból i rozkosz, ekstatyczne uniesienie i słodkie jarzmo cierpienia, przypominają, że jestem upadłym. Dzikość w oczach i chaos myśli podpowiada, że jestem demonem. Łaknienie twego smaku, zapachu, chciwość drżenia, krew pod niedokładnie przyciętymi paznokciami szepcą, że jestem wampirem.
Otulony wilgotną tobą, owiany wiatrem twego oddechu, ogrzany słońcem twych oczu, wyglądającym zza chmur twoich włosów, zasłuchany w muzykę niebiańską bicia twego serca, zapatrzony w boskość błogości na twej twarzy, niczym Jezus na krzyżu – umieram… z rozkoszy…