Czyż nie to miał na myśli Faust, mówiąc “chwilo trwaj!”? Czyż można inaczej uczynić wiecznym moment idealnego szczęścia, który może się nigdy już nie powtórzyć?
Zawsze marzyłam by zamknąć oczy w objęciach radości i szczęścia. Tak bardzo boję się odchodzić opuszczona i zapomniana, nieszczęśliwa i żałosna jak porzucony, bury kundel. Nasi bliscy odchodzą, prędzej czy później, jeden po drugim. Nie ma więc powodu, by trzymać się życia tak kurczowo, jak niektórzy zapewne by chcieli. Cóż będzie warte życie w samotności? Wieczność zatem, nie ma racji bytu, ponieważ jeśli nawet istnieje jest bliźniacza siostrą samotności.
Moc nadania istnieniu sensu ma tylko ostatnia kropla krwi jednej istoty, zmieszana z jedyną łzą drugiej. Marzę więc, by ostatnia kropla mojej krwi spłynęła w chwili, gdy będę wierzyć jeszcze, że wraz z nią z czyjegoś oka popłynie ta jedna łza. A potem ta magiczna kropla naznaczy czyjeś spragnione usta, aby na zawsze zapamiętały jej smak. Co więcej, marzę, by odejść w chwili rozkoszy, dając rozkosz. Wierzę, że wtedy agonia przerodzi się w ekstazę.
Paulina Maria “Lorelay” Szymborska–Karcz