Śniłam o Tobie co noc, Łabędziu, lecz nie śmiałam pragnąć niczego ponad sny. Gdybyś przyszedł do mnie na jawie, gdybyś nagle wyłonił się z rzeki otaczającej kręgiem moją osadę, nie uwierzyłabym w Twoje istnienie. Uciekłabym, spłoszona niczym łania. Nie śmiałabym dotknąć Cię, a nawet na Ciebie patrzeć. Nie ośmieliłabym się, podnieść na Ciebie mych oczu. Duch mój zbyt słaby jest i zbyt niestały, by spoglądać na Czystego Jasnego Łowcę – mego Łabędzia. Manitau mój nie wystarczająco jest czysty, niegodny. Może kiedyś, gdy złączymy się w Krainie Wiecznych Łowów, gdy mi wstęp do Twego świata będzie pisany, ośmielę się opowiedzieć Ci moje sny. Może przyznam Ci się, że Cię sobie wyśniłam, a ty sprawisz, by sen stał się jawą… Na razie jednak chcę śnić, śnić, śnić… i co noc oglądać Cię, Łabędziu, bo mój świat nie jest dla Ciebie, Twój zaś – jeszcze nie dla mnie…
Paulina Maria “Lorelay” Szymborska–Karcz