Księżniczka została sama. Wiele dni minęło, zanim dotarła do niej ta prawda. Płakała, wyglądając przez okno i mając nadzieję, że król powróci. Ale nie usłyszała stukotu kopyt końskich. Czasem się zastanawiała, czy król znalazł kolejną dziewczynkę, którą uczynił Księżniczką. Nie to jednak było dla niej najważniejsze. Nie potrafiła już sama puścić kamiennej wieży. A poza tym bała się, co może ją spotkać za murami.
Jednak Księżniczka nie była całkowicie sama. Był ktoś, kto każdego dnia przybywał pod wieżę. Spokojnym tonem przemawiał do Księżniczki, delikatnością pomagał jej dojść do siebie. Pewnego dnia nie mógł już dłużej czekać. Zobaczył, że Księżniczka coraz rzadziej wspominała o starym Królu. Wyłamał drzwi i porwał Księżniczkę z jej więzienia. Całowali się na klatce schodowej, Księżniczka poznała smak czegoś, czego nigdy nie dał jej stary Król. Tamten ją tylko wielbił, z daleka, nie zbliżając się. Wielbił ją jak obraz. Ten tak nie potrafił. Księżniczka spotkała Księcia. Była pijana szczęściem. Nie raz słyszała, jak Książę pomstował na Króla, jak nie mógł mu wybaczyć porzucenia Księżniczki. Był przy niej cały czas. Zaplatał jej warkocze i nosił Księżniczkę na rękach. Śpiewał jej do ucha i powtarzał, że kocha. Bał się, czy Księżniczka pewnego dnia nie zechce wrócić do Króla. Ona wiedziała, że nie zrobiłaby tego. Nie umiałaby, już nigdy. Ważny był tylko jej Książę. Ten jeden, jedyny. Oddała mu siebie, każdy swój oddech i myśl. Porzuciła świat, który znała. Książę budził ją i żegnał pocałunkiem, podawał płaszcz, kiedy marzła i otulał kołdrą w nocy.
Pewnego dnia usta Księżniczki nie poczuły pocałunku na dobranoc. Nie było także powitania następnego dnia. Książę zniknął, bez słowa. Księżniczka nie mogła zrozumieć. Nie mogła uwierzyć, że Książę porzucił ją tak, jak zrobił to stary Król. Nie miała sił nawet się rozpłakać. Po prostu patrzyła w drzwi komnaty i nasłuchiwała kroków. Czekała na powrót Księcia, mimo iż czuła, że ten już do niej nie wróci. Nie wiedziała, co zrobiła źle. Nie wiedziała, co się stało. Wiedziała tylko, że pękło jej serce, które kiedyś Książę wyleczył swoją czułością.
***
.letter.
Królu mój, Królu!
Wprawdzie nie mogę już o Tobie mówić ‘mój’, bo przestałeś nim być, ale to zawsze lepiej brzmi na początku listu, prawda? Nie takie oschłe ‘Królu’, tylko cieplejsze ‘mój Królu’, bo takie powinny być listy. I dlatego będę pisała ‘mój Królu’, chociaż nie jesteś już mój, a ja nie jestem Twoją Księżniczką. Już nie, ale to był Twój wybór. A może tak naprawdę nigdy nie należeliśmy do siebie? Może to mi się tylko śniło? Nie wiem, teraz to już nie ważne.
Przejdę do sedna. Pewnie się dziwisz, że do Ciebie piszę. Przecież wszystko miało być pięknie, z moim Księciem z bajki. Moim Księciem, który mnie zaczarował. Ale widzisz, Królu, Książę już nie chce być mój. Odszedł, tak po prostu, zniknął bez słowa. Nie wiem, dlaczego. Może Ty mi to wyjaśnisz, Królu? Przecież zrobiłeś to samo. Ale Ty miałeś swój powód, tak naprawdę nigdy nie mogłam być Twoja do końca, to było zbyt niebezpieczne. A Ty nie mogłeś wieść życia, troszcząc się o mnie. Bo życie królów jest smutne, oni nigdy nie mogą być szczęśliwi, jeśli naprawdę dbają o poddanych. Ty dbasz, Ty poświeciłeś dla nich siebie i mnie. I umrzesz samotny w tym poświęceniu. Ale jednak jesteś mężczyzną, może Ty zrozumiesz Księcia lepiej niż ja? Chociaż z drugiej strony, tak bardzo się różnicie.
Mój Królu, Ty wiesz, kim jest mój Książę. Wiesz o tym, jestem przekonana. Widywałeś go obok już wcześniej, znaliście się. Książę nie chciał, żebyś zamykał mnie w wieży. Książę chciał porwać mnie już wcześniej. Ale byłeś Ty. Odchodząc, wiedziałeś, że Książę się mną zaopiekuje. I zrobił to. Dbał o mnie bardziej, niż ktokolwiek wcześniej. Nawet bardziej niż Ty. Nie sądziłam, że można się tak troszczyć o drugą osobę. I nagle odszedł. Ale ja nie znam mężczyzn na tyle, żeby zrozumieć, więc może Ty mi to wyjaśnisz? Powiedz, dlaczego Książę odszedł, tak bez słowa. Powiedz mi to…
Królu, nie zamykam się w komnacie. Próbuję. Wyszłam dzisiaj na wrzosowiska. Świeciło słońce, a delikatny wiatr rozwiewał mi włosy. Kwiaty wyglądały piękniej niż zwykle, nigdy nie widziałam w nich tylu barw. Ale te kwiaty nie miały dla mnie znaczenia. Nie były niczym więcej, niż wtedy, kiedy widziałam ich kontury za oknem, gdy czekałam na powrót Księcia. Wrzosowiska straciły urok. Nie chcę żyć wśród nich sama, już nie potrafię. Królu, wiem, że życzyłeś mi szczęścia. Że w głębi duszy chciałeś, żebym odnalazła je u boku Księcia. Nie wiem, co teraz mam zrobić. Nie poradzę sobie bez niego. Pamiętasz, kiedy mnie zostawiłeś? Książę nie mógł Ci tego wybaczyć. Mówił, że nie rozumie. A zrobił to samo. Dlaczego, mój Królu, dlaczego?
Królu, nie odpiszesz mi na ten list. Wiem przecież. Ale i tak do Ciebie piszę. Może nie mam do kogo? To takie dziwne. Kiedy jeszcze byłeś, mówiłam do Ciebie listami. Przelewałam w nich siebie. Znałeś mnie z tych listów. Teraz szukam w nich ucieczki przed problemami. Królu… Nie lubię listów bez odpowiedzi. Ale Ty chyba rozumiesz, dlaczego je piszę. Rozumiesz, prawda? A czy Książę by zrozumiał?
Pozdrawiam Cię ciepło, mój Królu.
I życzę szczęścia, potrzebujesz go w swoim królestwie.
Księżniczka.
***
.hope?.
Księżniczka wpatrywała się w okno. Widziała rozległe wrzosowiska. Wspominała, kiedy spacerowała z Księciem wśród kwiatów, kiedy byli sami, tylko oni i natura. Namiętne pocałunki i czuły dotyk. Tak wyraźnie pamiętała dotyk dłoni Księcia na swoim ciele, pod suknią z tafty. I dotyk jego ust na swej szyi. Wciąż czuła zapach jego włosów. Jej Książę pachniał zieloną nadzieją. Tak, wiedziała, że to był właśnie ten zapach.
Księżniczka wpatrywała się w okno i nie potrafiła płakać. Wiedziała, że łzy przyniosłyby choć chwilowe ukojenie, ale ona nie potrafiła ich w sobie odszukać. Wreszcie odwróciła wzrok od okna. Bo zbyt bolało. Uświadomiła sobie, że chciałaby krzyczeć, nawet gdyby miała zostać nieusłyszana, ale coś ją powstrzymywało. Bała się, że nawet gdyby Książę wrócił, usłyszawszy ją, to wróciłby wbrew sobie. I Księżniczka postanowiła milczeć. Przygryzała wargi i paznokcie, ale nie wydobywał się z jej ust rozpaczliwy szloch. Nagle jej serce zabiło żywiej. Księżniczka usłyszała za oknem komnaty znajomy odgłos. Stukot końskich kopyt. A później ktoś zsiadł z konia. Wiedziała, że to Książę wrócił i spoglądał w jej okno. Księżniczka przygryzła wargi niemal do krwi, ale nie odwróciła się. Czekała na cieplejszy głos, powitanie. Książę odjechał. Księżniczka nie pomachała mu na pożegnanie. Padła na łóżko, ale nadal nie mogła odnaleźć łez.
Jakiś czas później odgłos za oknem znów wywołał żywsze bicie serca. Jej Książę. Nie potrafiła udać, że go nie dostrzega. Wyjrzała przez okno, uśmiechnęła się do niego, mimo swojego bólu. Pozdrowił ją. I odjechał, znów. Przyjechał, by zajrzeć, co u niej. Książę nie był Królem, lecz też miał wiele obowiązków, które odbierały mu czas dla Księżniczki.
Księżniczka cały dzień walczyła ze sobą. Nie wołała Księcia, nawet gdy wiedziała, że był blisko. Odzywała się, kiedy wołał ją, stojąc pod oknem jej komnaty. I tylko wtedy. Czasem nie od razu, ale tym razem czekał na nią. I znów znikał. Księżniczka chciała porozmawiać, przytulić się. Ale przede wszystkim porozmawiać. O tym, co tak ją bolało. O obojętności Księcia, o jego nagłym zniknięciu. Kiedy Książę znalazł wreszcie czas dla Księżniczki i już słyszała odgłosy jego stóp na posadzce, przyjechał giermek, z wezwaniem. I Książę znów nie mógł zostać z Księżniczką, zamieniwszy z nią ledwie kilka słów przez drzwi komnaty.
Wieczorem Książę miał chwilę. Chciał ją poświęcić Księżniczce. Stanął pod jej oknem i zawołał. Nie usłyszał odpowiedzi. Księżniczka zasnęła, smutna. Zmęczyło ją oczekiwanie i nienadchodzące łzy. Książę wołał jeszcze kilka razy. W końcu Księżniczkę obudził zimny powiew wiatru w komnacie. Wyjrzała przez okno i ujrzała swego Księcia. Ale on musiał już wracać, znów nie został z nią. Znów nie ucałował na dobranoc. Książę spytał, jak Księżniczce minął dzień. Odpowiedziała, że było jej smutno. Chciała powiedzieć, co ją zabolało. Wyjaśnić, zrozumieć zachowanie Księcia. Ale powiedziała tylko, że było jej smutno. A Książę odjechał, spytawszy jeszcze o coś nieistotnego, czego w swoim bólu i tęsknocie Księżniczka nie dostrzegała.
Oparła dłonie o parapet i spojrzała w noc. Noc nad wrzosowiskiem. Noc nad miejscem, które należało do Księżniczki i do Księcia. Tylko że teraz ona czuła się tak, jakby nie istniała. Jakby nigdy jej nie były. Nie wiedziała tylko, do kogo Książę kierował swoje słowa. Te dawniejsze. I dlaczego Książę już nie mówił, że ją kocha. I po raz setny tego dnia gorzko pomyślała, że chciałaby tylko jednego. Obudzić się przytulona do Księcia, objęta jego ramieniem. Obudzić się obok niego i usłyszeć, że to był tylko zły sen.
***
.heather.
Rosa na kwiatach wrzosu lśniła w pierwszych promieniach słońca. Delikatne listki i grona płatków pokrywały połacie wrzosowiska. Między roślinkami również błyszczały srebrne pantofelki. Księżniczka trzymała uniesioną suknię z liliowej tafty, suknię koloru wrzosów. Starała się nie zdeptać żadnego z kwiatów.
Wrzosowisko leniwym szeptem witało nadchodzący dzień. A Księżniczka ze strachem witała kolejny dzień, dzień bez Księcia. Po nie przyjechał, nie zawołał. Była sama. Czuła się obco nawet wśród wrzosów. Bo te wrzosy nie należały do niej. Kiedyś miała swoje wrzosowisko, wychowywała się na nim. I stamtąd porwał ją Król. Niewiele pamiętała z tamtego życia, z okresu, kiedy na głowie nie miała srebrnego diademu, na nogach pantofelków a na szyi sznura pereł. Nie potrafiła przypomnieć sobie tak wielu chwil, nawet chwile spędzone wraz z Królem rozmywały się, jak nie do końca wyśniony sen. Ostre barwy miały tylko dni, w których był przy niej Książę. I te potworne, ostatnie, spędzone bez niego.
Książę, porywając Księżniczkę z wieży, oddał jej wrzosowiska. Niby takie same, a jednak inne. Ich wspólne, dzikie łąki. Każda piędź ziemi pachniała na nich zapachem Księcia, zapachem nadziei. W szumie wiatru Księżniczka słyszała jego głos. I nie potrafiła być sama wśród tych wrzosów. A wokół nie było nic innego. Tylko jej komnata, będąca niespełnionym oczekiwaniem.
Wrzosy były ukochanymi kwiatami Księżniczki, nawet wtedy, kiedy była jeszcze małą dziewczynką z wrzosowisk. Księżniczka nigdy nie miała nabożeństwa do róż. Kochała tylko dwie róże, białą i czerwoną. Dostała je kiedyś od Księcia, w ważnych momentach. A potem Książę usłyszał, że Księżniczka nuci, że miłość to nie kwiaty. I Książę stanowczo rzekł: ‘zapamiętać, żadnych kwiatów’. I nie wręczał ich więcej Księżniczce, kiedy przywoził jej upominki z podróży. Księżniczka nie tęskniła za różami, ale tych dwóch nie potrafiła wyrzucić. Trzymała dwa zasuszone kwiatki na toaletce, łkając w duszy, że miłość Księcia uschła jak kwiaty od niego.
***
.heath.
pośród Wrzosowisk
zasiałeś
swoje kroki
każda bruzda ziemi
napełniła się
Twoim oddechem
wspomnienia
cichutko wykiełkowały
zakwitły ciepłym szeptem
i spojrzeniem w oczy
powietrze pachnie
Twoim zapachem
***
.singing.
Wiatr szumiał nad wrzosowiskiem. Z jego szumem mieszał się cichy śpiew. Śpiew w języku, który wrzosy rzadko słyszały. Kiedyś był on nie do pomyślenia w ustach Księżniczki. Przecież zawsze nie znosiła francuskiego. Przecież kiedyś nie była Księżniczką. Wiedziała, że księżniczki uwielbiają francuski, słyszała, że jest on językiem miłości. Ale ona do nich nie pasowała, nie lubiła jego brzmienia. Król mówił do niej po francusku. Akceptowała to z trudem. A potem po francusku zaczął mówić do niej Książę. Książę uwielbiał język francuski, nawet bardziej niż Król. A Księżniczka polubiła ten język, dla Księcia. Tylko dla niego. Wrzosowiska słyszały cichą słowa, śpiewane smutnym głosem. Tę samą melodię nuciła już kiedyś, ale nie po francusku. Wtedy śpiewała ją po odejściu Króla. A teraz mogła słuchać tylko francuskiego. Języka jej Księcia. Ale jej Książę zdecydował, że chce być niczyj. I że zawsze był niczyj. Księżniczka czuła się, jakby nigdy nie istniała.
***
.thoughts.
Słońce powoli zachodziło. Mrok otulił wrzosy do snu. Księżniczka wpatrywała się w nie, ale nie dostrzegała kwiatów. Nie wiedziała nawet, że tam są. Nie wiedziała, że opiera się łokciami o kamienny parapet i gniecie suknię z tafty ani że ze stopy zsunął się jej srebrny pantofelek. Księżniczka nie czuła nawet zimnego podmuchu wiatru targającego jej włosy.
Księżniczka wspominała. Wspominała wieżę i namiętne pocałunki. Czuły dotyk i gorące słowa. Wspominała pierwsze dni spędzone z Księciem. Godzinne rozmowy, gdy jeszcze była zamknięta w wieży. Nigdy nie zbliżyła się tak do nikogo i nigdy nie pozwoliła się tak zbliżyć do siebie. Nie wiedziała, jak to się stało, że potrafiła mówić mu o sobie. A Książę słuchał i opowiadał o własnym życiu. Czuła się przy nim bez bezpieczna. Jakby te męskie ramiona, otulając ją, ochraniały przed całym światem. Księżniczka przestała drżeć z zimna w nocy i budzić się ze strachem. Odnalazła spokój w snach, w których odwiedzał ją Książę. A kiedy sie budziła, widziała jego delikatny uśmiech. Były też dni, kiedy to Książę budził ją pocałunkiem. Jak prawdziwą Księżniczkę w prawdziwej bajce. Bo przecież żyła w bajce. Tylko tym słowem potrafiła określić to, co dał jej Książę. Bajka. Ich bajka, która zaczęła się w dniu, gdy Książę zniósł Księżniczkę na rękach po stromych, kręconych schodach.
Księżniczka na nowo przeżywała każdą chwilę z Księciem, słyszała każde jego słowo. Tak wiele słów. Tak wiele czynów. Niezwykła więź, jaka ich połączyła. Na krótką chwilę Księżniczka zapomniała o ostatnich dniach, o godzinach bólu. Przez moment myślała, że jej bajka trwa, czuła ją całą sobą. A potem boleśnie odczuła, że przecież Książę się zmienił. Ale pojawiło się w niej coś jeszcze, o wiele wyraźniej niż kiedykolwiek. Niezrozumienie. Księżniczka wiedziała, że Książę był z nią szczery. Była tego pewna bardziej, niż czegokolwiek na świecie. Nie rozumiała tego, co i kiedy się wydarzyło. Nie rozumiała, dlaczego jej Książę nie chciał być jej Księciem. Nie rozumiała, co było takiego w niej, że postanowił odejść. Nie rozumiała, dlaczego to zrobił. Księżniczka nie rozumiała tak wielu rzeczy…
***
.words.
Księżniczka siedziała na podłodze z podkulonymi nogami. Obok niej siedział Książę. Rozmawiali cicho. Znów patrzył na nią jak dawniej, z ogromną czułością. Oboje byli zasmuceni ostatnimi dniami. Księżniczka jednak patrzyła w oczy Księcia pełna nadziei. I usłyszała ważne słowa. Nie, że będzie dobrze ani że to był sen. Ale Książę powiedział, że mu przykro, że doszło do sytuacji, w której muszą prowadzić taką rozmowę. I zastanawiał się, co zrobić, żeby między nimi znów wszystko się ułożyło. I Księżniczka patrzyła na niego wzrokiem bezgranicznego zaufania i nadziei. Nie widziała świata poza spojrzeniem błękitnych oczu.
Cichy szelest pościeli. Księżniczka widziała przed sobą tylko pustą ścianę. Przez chwilę nie rozumiała, co się dzieje. Pod powiekami wciąż miała resztki snu. Załkała bezgłośnie. Nie miała sił nawet zapłakać. Przez krótką chwilę, zbyt krótką, by zauważyć ją w świadomości, myślała, że jest już dobrze. Że odejście Księcia należy do przeszłości. Księżniczka opadła na poduszki, nie mając sił nawet zapłakać. Odkąd Książę odszedł, nie uroniła ani jednej łzy. Nie potrafiła. A potrzebowała tych łez, Księżniczka wiedziała, że one jedne mogą przynieść jej choć chwilę wytchnienia. Wtuliła twarz w jedwabna pościel i zdawało jej się, że czuje zapach włosów Księcia.
Dzień wydawał się jej jeszcze bardziej pusty niż poprzednie. Nie wiedziała, kiedy upływały jej kolejne godziny. Myślała tylko o śnie, o oczach Księcia, o barwie jego głosu. W jej wyobraźni był jak żywy, tak realny, że niemal czuła jego zapach i dotyk. Opuszkami palców dotknęła ust, które całował tyle razy. Nie mogła pogodzić się z myślą, że już nie poczuje tych pocałunków. Upierała dłonie na parapecie i patrzyła w dal. Nie widziała wrzosowisk, nieba ani słońca. Nie dostrzegała niczego. Szukała wzrokiem tylko jednej sylwetki, ale Książę się nie pojawiał. Nawet nie zauważyła, kiedy słońce zaszło i kilka gwiazd nieśmiało przebiło się przez chmury.
Mimo zmroku Księżniczka nie czuła senności. Nie chciała znów zasnąć. Bała się snu, po którym nie chciałaby się obudzić. Powrót do rzeczywistości był dla niej zbyt bolesny. Nagle dojrzała w oddali postać jeźdźca na koniu. Mimo odległości nie mogła się mylić, nie mogłaby nie rozpoznać Księcia. Poczuła ogromną słabość. Chwyciła się kamiennego parapetu, nie mogąc ustać na nogach. Po chwili usiadła na podłodze, przyciskając ręce do skroni. Zamroczona, próbowała odzyskać oddech i opanować omdlenie. Chwiejnym krokiem podeszła do drzwi, kiedy Książę wszedł do komnaty. Przywitał się z nią, jakby nic się nie stało, po czym przestał dostrzegać. Stała nieruchomo, czekając. Po kilku wiecznościach zaczął rozmowę. Suchą, wymuszoną. Jakby nie wiedział, co mówić. Księżniczka łkała w duchu, ale nie miała sił zmienić tematu, wspomnieć o nich. Cierpiała cicho, czekając, co powie i co zrobi Książę.
Zaczęli rozmawiać o życiu. Księżniczka przemogła się. Zadała kilka pytań. Wypowiadane słowa bolały ją. Bolało ją, bo Książę zdawał się nie rozumieć. Odpowiadał pytaniem na pytanie. Milknął. Znów. Zastanawiała się, czy jakakolwiek rozmowa przedtem sprawiła jej tyle bólu. Nie była jak ta ze snu. Nie było ciepła i czułości. Było niezrozumienie. Był strach. Księżniczka oddałaby wiele, żeby móc otworzyć oczy i obudzić się w jedwabnej pościeli.
***
.end.
Księżniczka z bólem wpatrywała się w zamknięte drzwi. Nie wiedziała, kiedy usłyszała ich ciche skrzypnięcie. Przestała dostrzegać upływ czasu. Przestała czuć. Słowa Księcia piekły, piekły zbyt bardzo. Nawet najgorsza prawda jest lepsza od kłamstw i złudzeń, słyszała to nie raz. A teraz słyszała echo słów i chciała je zrozumieć. To, co usłyszała, wypalało rany w sercu Księżniczki. Bo nadal nie wiedziała, czemu została sama. Dlaczego człowiek, którego kochała, tak po prostu wstał i zamknął za sobą drzwi.
Słowa. Słowa, słowa. Księżniczka nie wiedziała, że potrafią być aż tak dotkliwe. Księżniczka powoli zapadała się w koszmarze teraźniejszości. Książę powiedział, że odchodzi, żeby jej nie zranić. Że mu zależy. Że gasi w sobie uczucie, które do niej czuje i że robi to dla niej. A jej dusza wyła z bólu. Zastanawiała się, czemu nie rozumiał, co jej zrobił. Gdyby powiedział jej, że uczucia wygasły, zrozumiałaby. Ale teraz potrafiła tylko szlochać, bez łez. Szlochać i wpatrywać się w drzwi. Stary Król porzucił ją, by jej nie skrzywdzić. A teraz te same słowa usłyszała z ust Księcia. Po czym odszedł. Wyszedł, zostawiając ją samą. Nie pozwalając zrozumieć, tego co się stało. Nie dając odpowiedzi na miliony pytań, które zrodziły się w niej przez ostatnie dni. Poprosił, żeby nic sobie nie zrobiła. I żeby go zabiła. I powiedział coś jeszcze. Że tak naprawdę nigdy nie byli razem. Księżniczkę to zabolało. Bo myślała, że obietnice, słowa, czyny, dotyk, wspólnie spędzony czas i wymienione myśli są byciem. Ale dowiedziała się, że dla Księcia nie były, bo nigdy tego nie nazwali. Książę powiedział, że nigdy nie byli razem. Po czym wyszedł. Z cichym skrzypnięciem drzwi. A świat Księżniczki przestał istnieć.
***
.broken.
Księżniczka długo wpatrywała się w sufit. Tylko do tego była zdolna. Leżała pośród jedwabnej pościeli i nieruchomym wzrokiem patrzyła w górę. Nie zdawała sobie sprawy, w co się wpatruje, nie wiedziała, jakiego koloru są sufit i ściany w jej komnacie. Niemal ich nie dostrzegała. Przed oczami miała twarz Księcia, różne chwile z jej życia, jakby umierała i przypominała sobie szczegóły tego, co traci. Podobno przed śmiercią człowiek widzi całe swoje życie przed oczami. Księżniczka właśnie to przeżywała, tylko mocniej. Bo wiedziała, że nie nadejdzie chwila wytchnienia w zimnych ramionach śmierci, tak innych od gorących ramion Księcia. Dźwięczało jej w uszach wszystko to, co powiedział tego wieczora, a może tej nocy? gdy wrzosowiska otulił już głęboki zmrok. Każde słowo, które rzekł, zanim odszedł. Nawet bolesne ‘przepraszam’, które wykrzyczał i które wpadło do cichej komnaty przez okno, odbijając się od kamiennych ścian. Księżniczka nie wiedziała, ile czasu upłynęło. Nie czuła nic, poza żalem i bólem. I straszną tęsknotą. Książę powiedział, że odchodzi dla jej dobra. Książę powiedział, że odchodzi, żeby nie cierpiała. Książę nie wiedział, że niczym nie mógł zranić jej bardziej niż tymi słowami. Powtarzała to setki razy. Nie chciała tego, a jednak szeptała te słowa jak mantrę. Były w niej, a ona była tymi słowami. Innych myśli nie potrafiła uchwycić, były tylko obrazy wspólnych chwil i ostatniej rozmowy, którą Książę urwał cichym skrzypnięciem drzwi.
Księżniczka próbowała zasnąć, ale jedwabna pościel zdawała się nasączona jadem. Próbowała się rozpłakać, ale po jej twarzy spłynęło tylko kilka łez, nie przynosząc za sobą kolejnych i tej jednej chwili ukojenia. Gdyby był dzień, na twarzy Księżniczki rozlewałyby się promienie słońca, powoli kierując się ku zachodowi. Była głęboka noc, która odebrała jej Księcia, jej Księcia. Nagle Księżniczka zerwała się. Podbiegła boso do toaletki i przejrzała się w kryształowym lustrze. Chwilę potem zdarła z siebie suknię z liliowej tafty. Zgniecioną rzuciła na podłogę. Z toaletki porwała sznur pereł i cisnęła go na suknię. A potem diadem i srebrne pantofelki. Chciała płakać, ale nie mogła. Zapaliła świecę i cisnęła ją na swoje ubrania, na ubrania Księżniczki. Nie chciała już dłużej nią być.
Nago wyszła z komnaty. Wolnym, niepewnym krokiem. Nie nagość ją krępowała, niepewność ruchów Księżniczki była przepojona samotnością. Bosymi stopami stąpała po wrzosowisku, ich wrzosowisku, które Książę odebrał jej razem z całym światem. Czuła, jak delikatne łodyżki wrzosów gną i łamią się pod jej ciężarem. Nie czuła zimnego wiatru smagającego jej skórę. Szła, kierując się wyłącznie dotykiem, zmrok był zbyt głęboki, by Księżniczka dostrzegła cokolwiek. Nagle opadła z sił, położyła się wśród delikatnych kwiatów. Przecież jej Książę tak kochał naturę. Poczuła delikatne ukłucia roślin, kamieni, chłód ziemi przepojonej wilgocią. Nie znała tych uczuć. Wcześniej jej nagie ciało spoczywało na płaszczu Księcia, a zamiast kamieni otulały ją jego ramiona. Spojrzała w puste niebo, zasnute gęstymi chmurami. Nie świeciła już ani jedna gwiazda, nie było śladu po księżycu. Tak jakby odszedł razem z Księciem. Księżniczka przytuliła twarz do zimnych roślin. Szeptała do ich płatków ciche: ‘dlaczego?’ Ale na wrzosowisku też była już obca. Podniosła się jak w transie i wróciła do zimnej komnaty.
Bose stopy na zimnej posadzce. Zimnej jak dusza Księżniczki. Księżniczka ujrzała swoje odbicie w kryształowym lustrze na toaletce. Widziała smutne zielone oczy i spływające wzdłuż twarzy proste, jasne włosy. Smukłą sylwetkę i kształtne piersi. Nie wyglądała tak jak wszystkie księżniczki, one były delikatniejsze, eteryczne. Ale ona nigdy nie chciała być taka jak one. A teraz jej własne odbicie sprawiło jej ból. Księżniczka pamiętała, że jej ciało podobało się Księciu. Nie zapomniała, co o nim mówił. Nie chciała już dłużej się widzieć, nie nago. Owinęła się jedwabiem pościeli i znów spojrzała w kryształową taflę. Ciało, nawet zasłonięte materiałem, przypominało, że należało do Księcia. Tak jak serce i dusza Księżniczki. Odwróciła się od lustra, nie potrafiła na siebie patrzeć. Chciała stłuc lśniącą powierzchnię, uszkodzić tę taflę tak idealną, jak ona sama nigdy idealna nie była. Ale Księżniczka nie zrobiła tego. Bała się znów zobaczyć własne odbicie. Nie mogła znieść obrazu Księżniczki. Bo spalona suknia i zniszczony diadem się nie liczyły. Nie da się usunąć fragmentu życia. Wciąż była Księżniczką. Księżniczką samotną, niezdolną do życia. O księżniczki zawsze troszczyli się królowie, rycerze i książęta. Nawet w samotności w wieży strzegły ich smoki. Księżniczki nie umiały istnieć same. Księżniczka też nie potrafiła.
Księżniczka na palcach wróciła do łóżka. Zasnęła o świcie, wpatrzona w sufit. Zasnęła z obrazem twarzy Księcia przed oczami. Uśmiechniętego Księcia, pełnego ciepła. Usnęła, słysząc jego głos, pełen troski i miłości. I tęskniąc za jego zapachem w jej jedwabnej pościeli. Księżniczka zasnęła, cicho nucąc po francusku. W ulubionym języku Księcia.
***
.heath.part.two.
czym płaczą wrzosy?
fioletem płatków
szmerem wiatru
kroplami rosy?
pośród wrzosów trwaliśmy
z emocji nieprzytomni
ty zapomniałeś? – zapomnisz…
że poza czasem żyliśmy
czym płaczą wrzosy?
wspomnieniem przeszłości:
szeptów miłości
i kroków stóp bosych…
***
KONIEC