Po przedarciu się przez ciemną gęstwinę, zgrzane Lillian i Yvonne wybiegły na małą polankę. Była idealnie okrągła, jakby ktoś wytyczył ją w przeszłości gigantycznym cyrklem. Dziewczęta wiedziały oczywiście, jak zresztą każdy przedstawiciel ich rasy, że przed zalesieniem tego miejsca chroni polankę starożytna elfia magia – w przeszłości, kiedy elfy były w stanie ciągłej wojny z innymi gatunkami, wabiły one pościg przez gęstwinę, po czym wpędzały wrogów na takie właśnie polanki, wystawiając ich na łatwy cel niezawodnych łuczników. Obecnie nikt już nie toczył krwawych wojen w elfich lasach, ludzie nie odważali się zapuszczać w gęstwiny, a elfia młodzież urządzała na wolnych od drzew placach potańcówki w świetle gwiazd, skrywane w najgłębszej tajemnicy przed starszyzną. Czasem także co odważniejsi z młodych wymykali się we dwoje i w miękkiej trawie oddawali miłosnym igraszkom. Lillian i jej przyjaciółka natomiast upewniały się właśnie po tej polance, że nie zmyliły drogi. Miejsce to zwało się Łzami Monique, ponieważ w czasach wojen poległa na niej elfka o tym imieniu. Skryła się w gęstwinie, uzbrojona w łuk, chcąc wspomóc elfie wojska, ale wypatrzył ją jeden z wrogów. Z początku powiadano, że zaprzedał on duszę bogom podziemi, by zyskać moc poruszania się w elfich lasach, ale im dłużej przekazywano sobie legendę z ust do ust, tym groźniejszym okazywał się przeciwnikiem – szerzyła się plotka, że przeciwnik był demonem, a nawet władcą świata podziemnego. Domyślając się elfie zasadzki, wojownik pochwycił Monique i wywlókł ją na polankę. Dalsza wersja historii nie była jasna – jedni twierdzili, że demon poderżnął elfce gardło, inni, że użył jej jako żywej tarczy, sceptyczni dodawali, że to jeden z elfich wojowników chybił. Najczęściej jednak mówiło się, że demon, pewien już swej zguby, postanowił upokorzyć całą elfią rasę i zgwałcił Monique na oczach elfich wojsk. Wojownicy złożyli broń, nie wiedząc, jak go powstrzymać, jednak Darryl, skrycie zakochany w Monique, nie wytrzymał widoku cierpień ukochanej i położył trupem demona. Strzała przeszyła jego ciało na wylot i utkwiła w sercu Monique. Właśnie z tego powodu, że każde z takich miejsc kryło lub mogło kryć podobne historie, urządzanie wszelkich tańców na polankach było zabronione – przynajmniej oficjalnie, bo ostatnie pokolenia nie wierzyły już dawnym legendom i powtarzało hardo, że mity, w tym ten o Monique, są wytworami wyobraźni starych elfek bojących się, że córka może puścić się z demonem. Niemal każda zbuntowana elfka z okolicy uważała za punkt honoru uwieść nieznajomego i zaciągnąć go na Łzy Monique – tam zresztą została spłodzona Yvonne. Najbardziej bezczelni powtarzali, że skoro Monique zginęła w najpiękniejszej chwili swojego życia, to oni w tym samym miejscu będą szukać równie potępianej rozkoszy.
Teraz przyjaciółki nie myślały jednak o zabawach czy namiętności, a zwyczajnie cieszyły się, że nie zgubiły ścieżki. Od polanki droga do ich domostw była już nad wyraz prosta, szybko więc znalazły się na głównym placu osady.
– Późno już… – szepnęła Lillian, zdając sobie nagle sprawę z tego, jak bardzo jest spóźniona.
– Ach, matka…? – W głosie Yvonne zabrzmiało zrozumienie. – Żaden problem, możesz przecież przenocować u mnie, chodź!
Jasnowłosa uśmiechnęła się w duchu na samą myśl o tym, że snów spotka matkę Yvonne. Bez wątpienia była ona o wiele bardziej interesująca, niż cała rodzina Lillian razem wzięta. Elfki pobiegły radośnie, a ich ciche kroki, niedosłyszalne dla człowieka, poniosły się szerokim echem po uliczkach miasta.
Matka Yvonne jeszcze nie spała, co nie było niczym zaskakującym. Dziwiło raczej to, że była sama – choć zawsze istniała możliwość, że nowy kochanek spał już po prostu w którymś z pokoi.
– Cześć, matka! – zawołała czarnowłosa, wbiegając do mieszkania. – Lill dziś u nas zostanie, dobrze?
– Jasne, żaden problem! Zróbcie sobie jakąś kolację…
– Dobry wieczór! Nie sprawię pani kłopotu…?
– Och, Lillian, tyle razy prosiłam, żebyś mówiła mi po imieniu… Jestem Lynna.
Młódka uśmiechnęła się. Lynna, a właściwie Yrlynne, wyglądała niesamowicie – większość swoich włosów obcięła tuż przy skórze, tworząc na głowie niezwykle długiego i lśniącego irokeza. Ponadto miała na sobie obcisłe spodnie z czarnej skóry (zakupione gdzieś na ludzkim targowisku) oraz lśniącą, elfią tunikę, jednak ściętą na wysokości bioder. Lillian, patrząc na nią, nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu – sama świadomość tego, jak bardzo Lynna bulwersowała starszyznę, poprawiała nastrój zbuntowanej młodzieży.
– Maaamoo… Co sięęę dzieeejee…? – Zza ściany dobiegło stłumione ziewnięciem pytanie, po czym do kuchni wpadł Yvo – młodszy brat Yvonne, o ognistorudej czuprynie. Sięgał siostrze dopiero do pasa i większość dnia spędzał przy matce, ale i tak było widać, że wyrośnie z niego urwis. Na razie był jeszcze w zasadzie dzieckiem. No a kolor jego włosów był niezbitym dowodem tego, że ojcowie jego i Yvonne nie mieli ze sobą za wiele wspólnego. Rude włosy były domeną mieszkańców Rubieży Zachodnich. Więcej dzieci Lynna się nie doczekała, czego można było żałować, ponieważ obcowanie z nimi było interesującą lekcją geografii.
– Twoja siostra wróciła, idź spać, Yvo! – zawołała wesoło elfka i poszła do synka. – Dziewczyny, dacie sobie radę same? Ja idę go położyć, a potem pewnie trochę pomaluję…
Malowanie było kolejną z rzeczy, które odróżniały Lynnę od innych elfek – powszechnie uważało się, że te powinny czytać i pisać, no i oczywiście tkać oraz haftować. Yrlynne nie miała nic przeciwko robótkom kobiecym, kiedy szło o przerabianie bądź szycie ubrań, jednak mozolne haftowanie nimf i zjaw wolała zostawiać śmiertelniczkom. Dla niej było to po prostu nudne. Natomiast obrazami nieustannie szokowała otoczenie, pokazując groteskowo powykrzywiane kształty nagich postaci, splecionych w miłosnych uściskach. Zbulwersowane matki zasłaniały oczy dzieciom i mrużyły własne, po czym odchodziły z zaróżowionymi policzkami, co Lynna witała wybuchami radosnego śmiechu. Farby sporządzała sama lub z pomocą Yva, płótna kupowała wśród ludzi, a raz na jakiś czas sprzedawała swoje obrazy natchnionym magom, którzy oczekiwali, że odnajdą w krzykliwych barwach natchnienie.
Yvonne i Lillian, choć miały ogromną ochotę obejrzeć najnowsze płótna matki mieszanej, gdy tylko spostrzegły, że ziewają częściej niż odzywają się do siebie, powlokły się do pokoju czarnowłosej, zrzuciły ubrania i nagie padły jak nieprzytomne na szerokie, wygodne łóżko.
CDN.