Ten irytujący cwaniaczek za wszelką cenę musiał udowodnić, że wszystko przypadnie jemu. Był ode mnie głupszy – to nie pozostawia żadnych wątpliwości. Tyle że był też cholernie ambitny. I nie potrafił pogodzić się z porażką.
Jak stać się najlepszym, kiedy nie ma się ku temu żadnych predyspozycji? Trzeba wyeliminować konkurencję. A on o tym wiedział.
To jasne, że nie próbowałem wszystkiego zagarnąć dla siebie – co to, to nie. Mój brat był głupi, ale to jednak rodzina. Ta sama krew, nawet jeśli jego nieco zgniła. Tyle że teń leń nie zamierzał iść w moje ślady. Chciał być najlepszy. Chciał, żeby Szef widział tylko jego.
No i sprzątnął mnie. Brat oczywiście, nie Szef. Tamten z kolei zrobił coś, co tego zasranego zdrajcę zaskoczyło. Nie dał się nabrać. O tym mój braciszek już nie pomyślał. Tyle że i tak postawił na swoim.
Szef wkurzył się ostro i wyrzucił tego gnojka na zbity pysk. Nawet klątwę gratis dorzucił. Fajnie, co? Miło pomyśleć, że po Twojej śmierci ktoś wypnie się na mordercę. Tyle że Szef mu pomógł!
Nie, nie dał mu drugiej szansy. Ale przeklinając tego dupka, postawił go w blasku reflektorów. Nagle każdy słyszał o nim, a nawet o jego bachorze. Minęło dwa tysiące lat i dalej o nim gadają. Utrwalili jego pamięć w literaturze i przysłowiach.
Cholerny Kain! Nie mówiłem, że taki brat jest irytujący?