Stary milioner już czekał w toalecie. Wyraźnie nie mógł oderwać oczu od ponętnej blondynki w czerwonej sukni. Podniecenie rosło w nim z każdą chwilą, a pikanterii dodawał fakt, iż za to intymne spotkanko musiał słono zapłacić.
– Mam nadzieję, iż nie kazałam ci długo czekać? – rozpoczęła blondynka, zalotnie przy tym odsłaniając ramię. Mężczyzna nie był w stanie dłużej nad sobą panować. Wystarczyła chwila, by przyparł ją do muru, macając każdy fragment jej ciała.
– Zobaczymy, jak zaraz zaśpiewasz? – zaśmiał się w duchu Loki, jednak – ku jego zdziwieniu – mężczyzna w ogóle zdawał się nie dostrzegać szczegółu, który już dawno powinien go odstraszyć. Poirytowany Kłamca postanowił zagrać nieco inaczej.
– Spokojnie, powoli. Może dasz mi chociaż zdjąć suknię?
– A po co? – wybełkotał mężczyzna, cały czas przypierając blondynkę do ściany. – Nie mamy czasu, poza tym lubię takie jak ty, niby niedostępne, a jednocześnie władcze, męskie…
Dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że tak naprawdę adorator już dawno odkrył jego sekret. Chciał krzyknąć, jednak słowa ugrzęzły mu w gardle.
– Zaraz zabiorę cię do świata rozkoszy, kochaniutki – powiedział, po czym schylił się na wysokość paska Kłamcy…
– O ja pierdolę! – wrzasnął Loki, tym samym budząc się w hotelowym pokoju. Spojrzał w bok, dostrzegł Kłamczucha. To tylko głupi sen, wyobraźnia ostatnio płata mu figla. Odwrócił się na drugi bok i prawie natychmiast serce podeszło mu do gardła. Leżał tam mężczyzna ze snu.
– Miałeś zły sen, kochanie? – zapytał.
– Nie! – Krzyknął przeraźliwie. Tym razem naprawdę obudził się w swoim łóżku. To był popierdolony sen. Upewniwszy się, że w żadnym zakamarku pokoju nie kryje się ów facet, położył się, mrucząc tylko pod nosem.
– Morfeuszu, sukinsynie, będziesz następny!