Zapada zmierzch, a ja wypalam papierosa za papierosem. Czuję nadciągającą burzę. Jestem zupełnie sam, nie licząc mojego towarzysza, który w każdej chwili może mi się objawić. Z oddali dobiega mnie przeszywający niebo grzmot. Chciałbym zasnąć i przespać to wszystko, wiem jednak, że nie dane mi uciec w rozkoszny świat marzeń sennych. Nie spałem już od trzech dni, z każdą godziną czuję się coraz gorzej. Nie wiem, gdzie szukać ratunku. Zwykli ludzie tego nie zrozumieją.
Kolejny piorun rozświetlił niebo. Zimna strużka potu spłynęła po moich plecach. Czuję, jak moje ciało przeszywa strach. Na pewno już tu jest, jest w tym pokoju i tylko czeka na odpowiedni moment, aby ukazać swe przerażające oblicze. Może powinienem uciec? Ale dokąd? Mam wrażenie, że On mnie znajdzie wszędzie, wybrał mnie i upodobał sobie.
Cisza, jakby czas nagle przestał biec. Kolejna błyskawica rozświetliła pokój. Niby to tylko ułamek sekundy, jednak moje oczy dostrzegły Go. Pojawił się tak jak zawsze. Po cichu. Nie wiem nawet, czy jest świadom mojej obecności. Mam nadzieję, że nie, bowiem moje ciało sparaliżował strach. Oddycham głęboko. Wpatruję się w miejsce, w którym go dostrzegłem. Mógłbym zapalić światło, ale musiałbym w tym celu ruszyć się z miejsca, a co jeśli on jest już za moimi plecami? Jeśli zdaje sobie sprawę z tego, że chcę sięgnąć do włącznika? Z pewnością wykorzysta szansę i zaatakuje. Swymi kłami zada mi ból o jakim nigdy nie śniłem.
Kolejny błysk rzucił przerażający cień na ścianę. Moje serce na chwilę zamarło. Chciałem krzyczeć, jednak nie potrafiłem wydusić z siebie żadnego dźwięku. Modliłem się jedynie, by ten koszmar jak najszybciej się skończył. By było tak, jak zawsze. Wyciągnąłem nieśmiało rękę w stronę włącznika i… O Boże! Dotknąłem go! Był tam, najwyraźniej zdziwił się moją śmiałością, gdyż natychmiast cofnął się. Kudłaty olbrzym z przerażającymi ślepiami i czterema parami odnóży.
Pająk. Zwyczajny, kurwa, pająk.