– Widzę dom mojej matki – odparła wyraźnie do niewidzialnego rozmówcy. Przebiegła wzrokiem po zaniedbanym trawniku, poprawiła futro.
Wydawało jej się, że jest zimno.
– Spójrz na okna. Co widzisz, Ewo?! – usłyszała ponownie. W tej chwili zorientowała się, że specjalnie odwracała wzrok, aby nie patrzeć w miejsca, gdzie powinny być okna. Gdy patrzyła na nie kątem oka wydawały się być w porządku, jednakże gdy tylko zogniskowała wzrok, widziała zamiast nich różnokolorową mgłę. Spróbowała skupić się na jednym, położonym na lewo od drzwi wejściowych. Jej oczy natychmiast zaprotestowały. Cokolwiek kryło się za oknami, nie chciała tego widzieć.
– Co widzisz?!
Ponownie zadrżała.
– Nic. Cholera, nic nie widzę!
Usłyszała skrobanie pióra po papierze.
– Spróbujmy jeszcze raz. Zasłonki. Jakiego koloru są zasłonki?
Skupiła się ponownie, tym razem na pomieszczeniu za oknem. Mgła zawirowała. W pewnej chwili kolorowa mieszanina wyblakła.
– Szare – szepnęła Ewa, trąc załzawione oczy. – Zasłonki są szare.
– Bardzo dobrze. Dotknij szyby.
Dziewczyna zapatrzyła się ponuro w kopczyk kamyków, pod którymi spoczywały zwłoki jej pierwszego psa, pudelka Nuki. Znaczy się, mentalnie spoczywały. Mentalny psi trup spoczywający w urojonym grobie na dnie jej własnego umysłu, pomyślała z nagłym obrzydzeniem. Czy gdyby zaczęła tam kopać, napotkałaby mały szkielet? Przecież nie widziała, jak zakopują Nukę, a tym bardziej jego zwłok, więc teoretycznie powinna
napotkać jakiś opór.
Jak przy oknach.
Pokonując wewnętrzną niechęć, podeszła bliżej, dotknęła ostrożnie szyb. Aby nie myśleć o tym, co by zobaczyła, gdyby udało jej się przez nie spojrzeć, skoncentrowała się na zasłonkach. Czemu były szare? W końcu to taki ponury kolor… Czyżby jej matka nie lubiła cieplejszych barw?
Ta szarość z czymś jej się kojarzyła. Z czym?
– Spójrz do pokoju. Co widzisz?!
Nie mogła spojrzeć.
– Co widzisz?!
– Nic – skłamała.
– Co widzisz?!
– Naprawdę…
– CO WIDZISZ?!
Ewa cofnęła się. Pobladła, była teraz szara jak zasłonki w oknie. I jak twarz kobiety, która patrzyła na nią niewidzącym wzrokiem zza szyby. Widziała. Teraz widziała. Obrazy, które na dwadzieścia lat wyparła ze swojego umysłu, wśliznęły się tam na powrót, gotowe udawać, że
były tam zawsze.
Zasłonki nie były szare. Były zielone. A dom nie był brudny. To martwa
twarz matki stanowiła powód tej szarości. Nawet zaschnięta pod jej nosem i w kącikach ust krew wydawała się być szara. Łamiącym się głosem Ewa powiedziała, co widzi.
– Słuchaj. Teraz zamknij oczy. Kiedy je otworzysz, będziesz ze mną w gabinecie, pamiętając wszystko, co tutaj widziałaś.
Kobieta posłusznie wykonała polecenie. Nie chciała już więcej niczego widzieć. Nie wiedziała też, czy chce pamiętać.
– Trzy. Dwa. Jeden. Ewo, otwórz oczy. – Doktor Limoński, hipnoterapeuta, obdarzył ją szerokim, profesjonalnym uśmiechem. – Szczerze powiedziawszy, zaskoczyłaś mnie. Masz naprawdę… wyjątkowy umysł. Ale chyba udało nam się osiągnąć sukces. Na pewno odzyskałaś część utraconych wspomnień.
Podziękowała mu za komplement, nie zauważając nawet, że psychiatra ukradkiem zerka na jej piersi. Gdy poprosił o spotkanie, grzecznie odmówiła. Dopiero po wyjściu z gabinetu zauważyła, że zaszła pewna zmiana.
Świat był szary.
I już zawsze będzie taki, zmiana bowiem nastąpiła w niej samej, nie w świecie.
W drodze do domu Ewa zorientowała się, że nigdy nie pochowała w umyśle ciała swojej matki. Może trzeba będzie to zrobić. Gdy spocznie obok kopczyka psa Nuki, świat prawdopodobnie wróci do normy.