Wstała. Bose stopy dotknęły zimnej posadzki, a dziewczynę przeszedł delikatny dreszcz. Zrzuciła z siebie kołdrę i wyszła z sypialni. Nagie ciało szybko pokryło się gęsią skórką, jak zawsze zapomniała zamknąć na noc okna. Przez małe mieszkanie przeszła bezszelestnie, na palcach, tak jakby ktoś mógł usłyszeć jej kroki. A przecież była sama, jak co noc, już od tak dawna. Weszła to kuchni, sięgnęła po wysoką szklankę z ciężkiego szkła. Napełniła ją wodą mineralną, wrzuciła do środka plasterek cytryny. Sięgnęła do zamrażarki po kostki lodu. Kilka ostatnich, odnotowała w pamięci, żeby napełnić foremki. Wrzuciła kostki do szklanki, a jedną od niechcenia przesunęła po swoim ciele. Gdyby gęsia skórka nie pokrywała jej ciała wcześniej, to pojawiłaby się teraz. Zimna, mokra strużka po roztapiającym się lodzie zalśniła na karku, dekolcie, piersi. Ciemnobrązowy sutek dziewczyny stwardniał natychmiast, przesunęła dłoń na drugą pierś, zsunęła na żebra. Kiedyś sprawiało jej to wielką przyjemność, ale teraz była po prostu zamyślona. Topiący się kryształ wrzuciła do zlewu i napiła się wody. Czuła po prostu chłód, zarówno na skórze, jak i wewnątrz siebie. To ten chłód przepędził jej dawnych kochanków, niegdyś tak spragnionych kształtnych piersi, jędrnych pośladków, smukłych ud, aksamitnych piersi… I wewnętrznego gorąca. Ale tego nie mogli u niej odnaleźć, żaden nie potrafił rozpalić jej naprawdę. Coraz bardziej obca i nieczuła, coraz bardziej zagubiona, sama zniechęcała ich do siebie. Zimna jak kostki lodu towarzyszące jej każdego poranka. Samotna Królewna Śnieżka.
Nie zawsze taka była. Raz w życiu poczuła, że płonie naprawdę, że ktoś skruszył lód w niej, w jej sercu. Królewna spędziła z nim jedną noc, której miała nie zapomnieć już nigdy. Noc, która nie raz potem powróciła w snach i marzeniach. Noc, która z czasem stała się tylko koszmarem niespełnienia. Jej Książę odszedł, zniknął. Był jedynym, który potrafił obudzić pocałunkiem śpiącą w kryształowej trumnie Śnieżkę. Wiedziała, że jeśli go nie odnajdzie, już na zawsze pozostanie sama. Lodowa rzeźba wśród śnieżnobiałej pościeli, koło której nikt nie chce spędzić dłuższej chwili. Seksowna, ale odpychająca. Nawet mężczyźni z najbardziej przedmiotowym podejściem pragnęli od niej odrobiny ciepła, a ono było tym, czego dać nie mogła nikomu. Nikomu, poza Jej Księciem. Tajemniczym nieznajomym, który odjechał na ciemnym wierzchowcu obietnic w świat, który dawno przestał być bajką.
Srebrne paznokcie, niebieski cień do powiek. Ten sam, od lat, makijaż, który mogłaby wykonać choćby z zamkniętymi oczami. Mocno podkreślała bladobłękitne tęczówki, proste włosy, niemalże platynowego koloru, opadały miękko na jej plecy. Było w niej coś, co przyciągało wzrok mężczyzn, nawet jeśli nie uważali jej za szczególnie piękną. Może jasna skóra, a może wrażenie, że jej rysy wyrzeźbiono w białym marmurze? Było w niej coś trwałego, nie do złamania. A może to była tylko lodowa tafla?
Mijani w klubie dawni kochankowie mijali ją niechętnie. Wiedzieli, że nie liczą się dla Śnieżki, że ona nie potrafi kochać. Każdy zbyt dobrze pamiętał lód w jej spojrzeniu. Królewna nie była uczuciowa, nie dbała o mężczyzn, którzy dzielili z nią chwile pośród nocy. Gdy trafiła na bardziej uczuciowego, bez skrupułów łamała mu serce. Bo co mógł znaczyć dla niej ktoś, kto nie roztopił w niej bryły wiecznego lodu? Nic.
Nie przypuszczała, że go tu spotka. To było nierealnie, niemożliwe. Ale jednak brązowe oczy Księcia patrzyły na nią spod kosmyków długich, sięgających ramion włosów. Dzieliła ich duża odległość, ale Królewna nie mogła się mylić – to był On. Drugi raz w życiu poczuła, że nogi pod nią miękną. Pragnęła tylko tego, by natychmiast znaleźć się przy nim, zatopić się w nim – w jego zapachu, smaku. Miała nadzieję, że podejdzie do niej, zawoła. Nie zrobił tego. Mrugnął tylko nieznacznie, ale Śnieżka zrozumiała to spojrzenie. Niespokojnym wzrokiem odprowadzała jego sylwetkę, wydawało jej się, że widzi dokładnie grę mięśni pod czarną koszulą. Już miała ruszyć za nim, gdy hałas przy drzwiach przykuł jej uwagę. Odwróciła się, czyżby wiedziona przeczuciem? W drzwiach pojawił się mężczyzna, a za nim kolejny. I następni. Siedmiu, częstych bywalców siłowni. Pierwszy z dziwnie błyszczącym, nieobecnym wzrokiem. Znała go aż za dobrze. Pamiętała cios jego pięści, gdy był pijany. Chciałaby zapomnieć, że kiedykolwiek zetknęła się z tym człowiekiem. A teraz nie był sam. Grupa zbliżyła się do niej, roześmiani, jak zawsze. Ex-kochanek podszedł do Śnieżki, przewyższał ją o głowę. Wyobraziła sobie, że mężczyzna kurczy się, a ona miażdży go obcasem, jeden z siedmiu Krasnoludków. Nie odezwał się ani słowem, usłyszała tylko śmiech. A jeden z mężczyzn pochwycił jej wzrok. Porozumieli się szybko – ta panna szukała tam czegoś – ucieczki, oparcia. Sześciu bez wahania skierowało się w stronę drzwi, za którymi zniknął Książę.
Gdy zerwała się do biegu, mogła przypuszczać, że to daremne. Nie sądziła jednak, że silne szarpnięcie tak szybko osadzi ją w miejscu. Krasnal nadal stał przed nią, znów wyższy, ogromny, miażdżąc jej nadgarstki. Nie zwracała uwagi na słowa wypowiadane przepitym głosem. Wrzeszczała i szarpała się. Ludzie w klubie pewnie zwróciliby na to uwagę, gdyby nie wyjątkowe pustki na sali. I to, że zbyt wielu mężczyzn poznało już Śnieżkę – jeśli nie osobiście, to słyszeli o niej zbyt wiele, by śpieszyć z pomocą. Perfekcyjny lodowy makijaż rozmyły łzy, ale nie miała szans na wyrwanie się z uścisku. Straciła poczucie czasu.
Wieść o pobiciu w najbardziej znanym klubie w mieście rozniosła się szybkim echem wśród mieszkańców. Niemal każdy wiedział, że sześciu napastników zaatakowało bezbronnego w męskiej toalecie. Trzy doby umierał w szpitalu, gdy plotki nabierały sił. Niejeden szeptał, że mogło pójść o dziewczynę, choć racjonalni przekonywali, że żaden z sześciu nigdy wcześniej nie widział ofiary. Byli pijani, znani w okolicy z mniejszych lub większych wykroczeń. Wszystkich dziwiło tylko, że zabrakło wśród nich siódmego, nieoficjalnego przywódcy grupy, ale podobno kłócił się wtedy z kochanką, a jego kompani z nudów zorganizowali sobie czas.
Królewna Śnieżka wciąż budzi się, gdy koszmary nawiedzają jej myśli. Pośród bezsennych nocy wciąż rzuca się bo białej pościeli, w łóżku, którego nie ma z kim dzielić. Nie śni się jej już najpiękniejsza noc życia, śni się martwy Książę i Siedmiu Krasnoludków. Otwiera usta w niemym krzyku, ale gdy podnosi powieki, nie ma kto na nich złożyć uspokajającego pocałunku. Śnieżka wie o tym, zbyt dobrze. Wie, że już nigdy nie pojawi się nikt zdolny roztopić bryłę lodu, ponownie paraliżującą jej wnętrze. Nawet poranne zabawy kostkami – codzienny rytuał od tylu miesięcy – przestały się dla niej liczyć. Jak wszystko. Jak bajka, której nie napisano.