Nie miała wątpliwości, dokąd skieruje swoje kroki. Jeden z lokali przyciągał ją najbardziej. Ciemnoczerwone ściany, przygaszone światła i gęsty dym papierosowy wypełniający salę, unoszący się leniwie nad czerwonymi fotelami i kanapami. A do tego ostra, rockowa muzyka i panowie w czarnych skórach siedzący przy barze. Właśnie do nich podeszła Wiktoria, ruda dziewczyna o mlecznej skórze, w skórzanych spodniach i króciutkim czarnym topie. Najprzystojniejszego z bywalców zmierzyła od stóp do głów, intensywnie zielone oczy zabłyszczały, ale ona już oderwała wzrok od mężczyzny i zwróciła się do barmanki.
– Jakiegoś mocnego drinka, najlepiej ostrego. – Uśmiechnęła się i usiadła na jednym z wysokich, czarnych krzeseł.
Niska dziewczyna za barem sięgnęła po składniki i po chwili przed Wiktorią stanęła wąska szklanka czerwonawego płynu. Dziewczyna zapłaciła za drinka i zanurzyła w nim usta. Alkohol i tabasco wyczuwalne w napoju przyjemnie zapiekły kubki smakowe.
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i zsunął się z barowego krzesła.
– To ciekawe uczucie spotkać dziewczynę, która znajomości nie rozpoczyna pytaniem: “Czy postawisz mi drinka?”, ale pamiętaj, że za następnego już ja zapłacę.
– Dziwne przywitanie. – Wiktoria uśmiechnęła się niemal niezauważalnie. – A gdybym odmówiła?
– Nie odmówisz.
W ciemnym oku mężczyzny aż zabłyszczało. Czarne włosy długimi kosmykami oplatały męskie rysy twarzy i dziwnie kontrastowały z jasną skórą. W przeciwieństwie do większości okolicznych facetów, ten z pewnością nie należał do bywalców solarium. Już samo to wystarczyło, żeby zaintrygować, ale najbardziej niezwykły był wyraz jego oczu. Wiktoria, choć próbowała, nie potrafiła określić ich słowami. Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że wpatruje się w nieznajomego uważnym wzrokiem.
– A nie mówiłem, że nie odmówisz? – Mrugnął. – Dla mnie to samo, co dla tej pani… – rzucił jeszcze w stronę barmanki i przysiadł się do Wiktorii.
– Jesteś zbyt pewny siebie – mruknęła i znów zamoczyła usta w szklance. Ponownie spojrzała na towarzysza – pod skórzaną kurtką kryła się czarna koszula z niedopiętym kołnierzykiem, a czarne spodnie zmysłowo opinały ciało mężczyzny.
– I nie tylko tego mi nie odmówisz – dodał, wciąż z niezmąconą pewnością w głosie.
– Skąd możesz wiedzieć? Nawet nie wiesz, jak mam na imię…
– A czy to ważne? Ważne jest tylko to, że nie protestujesz. I nie zaprotestujesz. – Uśmiechnął się zawadiacko, błyskając białymi zębami.
– A jeśli…?
– Chciałbym to zobaczyć. Naprawdę bym chciał. A może i dla ciebie to byłoby lepsze… – urwał.
– Jak to? – Wiktoria zbladła nieco. Przez głowę przemknęły jej dziesiątki myśli, kim może okazać się brunet z pubu.
– Dowiesz się, w swoim czasie. Albo nigdy się nie dowiesz. Ale raczej należysz do ciekawskich osób.
– Skąd wiesz?
– Bo nadal ze mną rozmawiasz. Twoje zdrowie! – Nieznacznie uniósł szklankę.
Wiktoria obserwowała nieznajomego z zainteresowaniem. Nie pierwszy raz była podrywana przez obcego faceta… ale jeszcze nigdy nie w ten sposób. Zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest atrakcyjna, jak i z tego, że mężczyźni jej pragną. Nagabywali ją, zarzucali stosami informacji o sobie, próbując zabłysnąć. Byli jak koguty stroszące na pokaz piórka. A ten… Po pierwszych, intrygujących słowach, zamilknął. Trwał tylko obok w ciszy, z wyrazem twarzy nie zdradzającym żadnych emocji. Dziewczyna wiedziała jednak, że jej towarzysz zdaje sobie sprawę z tego, jak ogromne wrażenie na niej zrobił. Nie musiał podejmować żadnych prób. Była jego, zbyt oczarowana osobowością bruneta, by nie próbować dociekać, kim on jest. I jaki jest.
– Wychodzimy – rzucił nagle, chwytając Wiktorię za rękę i wstając z krzesła.
– A kiedy dotrzymasz obietnicy o drinkach? – zadrwiła.
– Zobaczysz, jeśli pójdziesz ze mną teraz.
– Cóż za warunek! – prychnęła, ale posłusznie podążyła za nim. Nie miała zresztą wyboru, uścisk wokół nadgarstka był taki silny, że musiałaby się mocno szarpać, by uwolnić dłoń.
Brunet wyprowadził ją z pubu. Była spokojna, bezwietrzna noc, a chmury nie zasłaniały czarnego nieba. Liczne gwiazdy połyskiwały jasno. Przez myśl Wiktorii przemknęło, że do jej towarzysza najbardziej pasowałaby pełnia, ale księżyc był akurat w nowiu. Niestety.
Mężczyzna nie pozwolił jej długo napawać się nocnym niebem, szedł szybkim, zdecydowanym krokiem. Gdyby jeszcze przyśpieszył, dziewczyna musiałaby zacząć biec.
– Zaskoczyłeś mnie – mruknęła niechętnie.
– Nie pierwszy raz. I zapewne nie ostatni. Czym konkretnie?
– A co? Nie czytasz w myślach, musisz pytać? – zaczęła przekornie.
– Może po prostu lubię słuchać, jak odpowiadasz. Nie pomyślałaś o tym? – Zadziwił ją. Odpowiedział tak gładko, jakby było to prawdą. A przecież nie mogło być.
– Skoro tak, to odpowiem. Każdy inny facet zaciągnął by mnie do kibla i chciałby, żebym zrobiła mu loda. A ty ciągniesz mnie gdzie indziej… dżentelmen – zaśmiała się.
– Może po prostu nie lubię…
– Robienia loda? – przerwała mu.
– ..tutejszych toalet – skończył, nie zwracając uwagi na jej słowa.
– Fajnie, że stawiasz sprawę wprost. To gdzie chcesz, żebym obciągała? W parku, na dworcu? – drwiła, zirytowana tym, że nie potrafi przejrzeć mężczyzny. Dowiedzieć się o nim czegokolwiek.
– Nie bądź tak prostacka, to do ciebie nie pasuje. Na pewno nie przy mnie.
– A co, impotent? – żachnęła się.
Szorstkim ruchem położył palec na jej ustach. Uśmiechnęła się i przesunęła po nim językiem. Brunet zignorował prowokację.
– Wiele tracisz, gdy zachowujesz się w ten sposób. Robisz się… zwyczajna.
Zapiekło ją to. Zbyt często spotykała się z uwielbieniem ze strony mężczyzn, by bez mrugnięcia okiem przyjmować krytykę. A tym bardziej uznawanie ją za kogoś zwyczajnego.
– Nie złość się, ruda. Nie złość, to nic nie zmieni – szepnął, jakby wprost do jej myśli.
Zdziwiła się, gdy poinformował, że są na miejscu. Była pewna, że nie odezwie się już więcej z własnej woli. Miejsce, do którego brunet zaprowadził Wiktorię, budziło w niej respekt. To był stary dworek, od dawna opuszczony. Co prawda widziała go już nie raz, i w nocy, i za dnia, ale tym razem coś – może towarzystwo mężczyzny z pubu – spowodowało, że odbierała budynek inaczej. A może miały na to wpływ głupie plotki miejscowych dzieciaków, że to miejsce jest nawiedzone?
Nigdy wcześniej dziewczyna nie podeszła tak blisko muru, przez co przytłaczał ją ogrom budowli.
– Jak niby chcesz tu wejść? – spytała cicho. Zorientowała się, że nastrój, jaki ją ogarnął, nie pozwala nadać słowom drwiącego tonu.
– Powiedzmy, że mam swoje sposoby. – Wiktoria pomyślała, że brakuje mu na ustach tego uśmiechu, który tak przyciągał spojrzenie. Nie wiedziała, dlaczego jej towarzysz nagle przestał się uśmiechać – czy też przestał okazywać to przed nią.
– Nie wątpię…
– A co, rozmyśliłaś się?
– Nie – powiedziała cicho, ale z pewnością, która zaskoczyła nawet ją samą.
Brunet najzwyczajniej w świecie podszedł do drzwi, które ustąpiły natychmiast po naciśnięciu klamki. Wiktoria spróbowała ukryć zdziwienie, ale nie udało jej się – od lat po mieście krążyły słuchy, że to wejście jest nie do sforsowania. Zdarzały się dzieciaki, które wlazły do dworku oknami czy przez dziurę w dachu, ale opuszczały go szybko. W każdym razie drzwi do tej pory nie ruszył nikt, a próbowano nie raz, różnymi technikami. Dopiero temu facetowi udało się to bez problemu, a sądząc po łatwości, z jaką to zrobił – nie był to pierwszy raz.
– Wchodzisz? – rzucił krótko, a gdy skinęła głową, przepuścił ją w drzwiach.
Wnętrze było całkowicie ciemne, brakowało promieni słońca wpadających przez brudne szyby, a światła latarni ulicznych nie docierały do pomieszczeń. Wiktoria mrużyła oczy, ale te nie chciały przywyknąć do ciemności. Szła za brunetem, który nic sobie nie robił z mroku, jakby ten nie stanowił dla niego najmniejszej przeszkody. Długi korytarz skończył się wreszcie i weszli do jednego z pokoi. Wiktoria bardziej wyczuła niż zobaczyła, że obok nich znajduje się szerokie łóżko. Brunet wreszcie zlitował się nad nią, bo zajrzał gdzieś i po chwili zapalił kilka świec. W ich świetle zobaczyła, że wyjął je z szuflady małej, antycznej szafki. “Więc był tu już wcześniej…” – pomyślała, nie pierwszy raz zresztą. Czuł się tu niezwykle pewnie, no a świece ostatecznie upewniły rudą w tym, że mężczyzna jest tu częstym gościem i tym łatwiej grać mu na niepewności sprowadzanych tu kobiet (bo czuła, że nie była jedyną).
– Jeszcze nie uciekłaś? – spytał z zaciekawieniem, przyglądając się, jak w zielonych oczach odbijają się płomienie światła. – Już nie uciekniesz – dodał po chwili.
– Skąd ta pewność? – Włożyła wszystkie siły w to, by zabrzmiało to stanowczo.
– Po prostu, nie pozwolę ci już.
Wstawił świecę do lichtarza i podszedł do Wiktorii, tak blisko, że mógł poczuć jej oddech na swojej skórze.
– Pragnę cię. Całej.
Wplótł palce jednej dłoni w jej włosy, drugą ręką objął dziewczynę mocno, a swoimi wargami odnalazł jej. Dziewczyna zadrżała, gdy zachłanny język wdarł się do jej ust i rozpoczął namiętną walkę z jej językiem. Odwzajemniła pocałunek najgoręcej jak umiała. Wymieszana z brutalnością tajemniczość bruneta podniecała ją, mężczyzna tymczasem wziął rudą na ręce i przeniósł na łóżko. Od niechcenia rzucił na podłogę skórzaną kurtkę i ponownie wpił się w usta Wiktorii. Jedną ręką wdarł się pod jej top, wyczuwając z uśmiechem, że nie ma pod nim nic więcej, i nieco brutalnie zaczął pieścić piersi dziewczyny. Jęknęła, gdy drugą dłonią pogładził wewnętrzną stronę jej ud. Oplotła go ramionami i wbiła palce w skórę mężczyzny, a po chwili zaczęła walczyć z czarnymi guziczkami jego koszuli. Zdarła ją z niego i mocno przejechała wszystkimi paznokciami wzdłuż kręgosłupa, zostawiając na plecach kilka czerwonych smug. Brunet ściągnął z Wiktorii skąpy top, i nie przestając pieścić jej piersi przygryzł płatek ucha, z początku delikatnie, później mocniej, tak, że jęknęła – tym razem z bólu.
Dwie pary skórzanych spodni spadły na posadzkę w chwilę potem, gdyż spragnieni swoich ciał kochankowie nie chcieli czekać już ani minuty. Mężczyzna przewał pocałunek, schodząc językiem do sutków, a później niżej, wzdłuż brzucha dziewczyny. Gdy zaczął drażnić nim łechtaczkę, Wiktoria westchnęła głośno i wplotła palce w kosmyki czarnych włosów, a po przedłużającej się chwili pieszczoty, wygięła ciało niczym kotka. Brunet przerwał jednak, nim doprowadził ją do szczytu, i wszedł w nią, ostro i mocno. Dwa przyśpieszone oddechy splotły się w jeden rytm, który zaburzył dopiero krzyk rozkoszy rudej.
– Podoba się…? – szepnął, poruszając się w niej szybciej i szybciej. Dopiero po dłuższej chwili znalazła w sobie dość sił, by odpowiedzieć cicho:
– Och, tak…
Wiktoria nie miała najmniejszych wątpliwości – z żadnym z dotychczasowych kochanków nie było jej tak dobrze. Gdy doszedł i mocno objął jej ciało, wtuliła się w niego, mając nadzieję, że nigdy nie wypuści jej ze swoich ramion. Brunet głaskał delikatnie włosy Wiktorii, a ona wpijała palce w jego skórę, zapominając, że poznali się tak niedawno i że pewnie równie szybko rozstaną się na zawsze. Mężczyzna jednak nie miał dość – jego dłoń szybko zsunęła się niżej, pieszcząc kochankę najpierw leniwie, potem coraz szybciej, znów doprowadzając jej dopiero co łapiące oddech ciało do wrzenia. Czuł jej urywany oddech na policzku i wiedział, że pragnie jej coraz bardziej, bardziej niż jakiejkolwiek dziewczyny, która była przed nią.
Ruda drżała, pod wpływem dotyku twardej dłoni, ale nie chciała pozostawać dłużna. Wysmyknęła się z objęć i wodząc językiem po brzuchu mężczyzny, zbliżyła się do jego twardniejącej znów męskości. Polizała ją kilka razy, ale nim zdążyła zrobić coś więcej, powstrzymał ją. Zdecydowanym ruchem pociągnął w górę.
– Nie – wyszeptał.
– Dlaczego…? – zdziwiła się. – Chciałam…
– Nie to, nie teraz… Chcę cię… Chcę cię czuć, zdobyć… ale nie tak… – W ciemnych źrenicach zalśnił dziwny blask.
– Kochaj się ze mną… – zamruczała mu wprost do ucha, ale miała wrażenie, że nie usłyszał lub nie zrozumiał słów.
Zaczął ją całować, gorąco i łapczywie, nie odrywając od niej dłoni. Jego język wypełniał jej usta, poruszał się w nich coraz szybciej, a ona tylko upajała się jego smakiem. Pragnęła go.
Brunet nie potrafił wytrzymać już dłużej, nie chciał sprzeciwiać się targającym nim żądzom. Obsypywał pocałunkami już nie tylko usta dziewczyny, ale także jej policzki, powieki, uszy, szyję… Pieszczota stawała się coraz brutalniejsza, coraz mocniej przygryzał skórę kochanki. Ta nie robiła sobie z tego już nic, była zbyt podniecona, by zdawać sobie sprawę z odczuwanego bólu. Zbyt podniecona, by poczuć kilka kropli własnej krwi spływających wzdłuż szyi. Gdy język mężczyzny zaczął intensywniej pieścić ranę, jęknęła tylko z rozkoszy. Odpływała bardziej niż kiedykolwiek, doznawała dziwniej, nie znanej jej dotąd przyjemności. Jedną z ostatnich przytomnych myśli była ta, że Wiktoria nigdy nie spotkała równie niezwykłego mężczyzny. On natomiast zdawał sobie sprawę z jej przeżyć i im bardziej traciła kontakt ze światem, tym mocniej wpijał się w jej krtań, spijając krople gorącej słodyczy, choć o metalicznym posmaku. Jej życie smakowało malinami wymieszanymi ze słodkim winem, a ona była idealnym kielichem. Gdyby mógł, chciałby pić z niego wiecznie, i choć nie było to możliwe, to dzięki niej znów przybliżył się do wieczności.
Rude włosy bezwładnie zasłaniały śliczne rysy dziewczyny, jak również paskudną ranę na jej gardle. Nagie ciało o bladej skórze w ciemności zdawało się fosforyzować. Czarnowłosy mężczyzna dawno opuścił dworek, uśmiechając się na samo wspomnienie minionej nocy. Żałował tylko, że na pożegnanie nie mógł już spojrzeć w intensywnie zielone tęczówki. Wątpił, by ktoś szybko odnalazł jego kochankę. Starego dworku bało się wiele osób, ponieważ krążyły o nim niedorzeczne plotki. Miejscowe dzieciaki upierały się, że był nawiedzony.