Za progiem stal Victor. Włosy – zazwyczaj rozpuszczone, teraz były związane w estetyczny „koński ogon”. Znikła zwyczajowa skóra i ćwieki: teraz stał przed nią ubrany w modnie skrojony, trzy częściowy garnitur, narzucony na bordową, jedwabną koszulę. Patrzyła na niego przez chwile.
– Zdziwiona moim ubiorem? – mężczyzna przerwał milczenie.
– Raczej faktem, że raczyłeś skorzystać z drzwi. – uśmiechnęła się – wchodź.
Przestąpił przez próg i wszedł do zalanego czerwienią pokoiku, rozglądając się wokoło. Wtedy też zauważył, że ubrana jest tylko w jego długą, czarną koszule (tego, czy pod spodem miała coś jeszcze, nie wiedział). Uśmiechnęła się do niego filuternie.
– Jestem zdziwiona, że przyszedłeś… tak wcześnie – chrząknęła – jak widzisz, jestem trochę… niegotowa. Ale cóż – rozgość się.
W tym samym momencie chwycił ją w pasie i pocałował. Długo i namiętnie.
– Ciekawie pojmujesz gościnę – powiedziała z ironią w głosie
– To źle?
– W żadnym wypadku… w żadnym wypadku.
Pchnęła go na łóżko z siłą, o jaką jej nie podejrzewał. Zwalił się na miękką pościel, by za moment poczuć na sobie jej ciężar. Milena wskoczyła na niego i usiadła okrakiem, mrucząc niczym rozkapryszona kocica. Chwyciła jego nadgarstki i pochyliła się nad nim; kosmyki włosów delikatnie muskały jego twarz.
– No i co teraz „bohaterze”? Myślałeś, że ze mną będzie tak łatwo? A może miałeś ochotę na małą zabawę w doktora?
– Raczej w nauczycielkę i nieznośnego ucznia…
– W takim razie zaraz nauczę cię trudnej sztuki miłości – liznęła go po policzku
– Wątpię – uśmiechnął się – W tym wypadku uczeń prześcignął mistrza…
Szybkim ruchem uwolnił ręce i przewrócił dziewczynę. Okulary poszybowały gdzieś na podłogę, a obydwoje zastygli w pozycji podobnej do poprzedniej – z tą różnicą, że tym razem Victor był na górze.
– I co teraz O-wielki-i-wspaniały-mistrzu-Kamasutry? – prychnęła, próbując ukryć uśmiech rozbawienia – Weźmiesz mnie do haremu? A może założysz diamentową obroże i będziesz prowadził na smyczy jak zwierzątko?
– Pomysł ciekawy. Może pomyślimy o tym w przyszłości. Ale teraz…
Pocałował ją i zaczął wodzić językiem po jej szyi. Znowu zaczęła mruczeć z rozkoszy. Zdjął ręce z jej nadgarstków i zjechał nimi do pasa – nie rozpinał jednak koszuli, a tylko podniósł ją do góry, odsłaniając brzuch i kształtne piersi. Złączył dłonie i pociągnął je w górę, dotykając skóry opuszkami palców, a chwile potem pokonał tą samą drogę, tyle, że językiem. Chwycił delikatnie obie piersi w dłonie i zbliżył do siebie, całując i gryząc delikatnie sutki. Milena chwyciła go za szyję i przycisnęła do swojej piersi tak blisko, jak się tylko dało.
Spojrzał jej w oczy, a ona przejechała palcem wzdłuż jego nosa.
– Niżej…- wyszeptała.
Uśmiechnął się; uniósł jej nogę i zaczął całować, poczynając od stopy, dalej po łydce i wewnętrznej stronie uda. Zatrzymał się dopiero wtedy, gdy poczuł chropowatość koronek. Uchwycił zębami brzeg bielizny i powoli zaczął ją ściągać. Po chwili Milena ukazała mu się w całej okazałości.
– I jak? – wyszeptała – Podoba się?
Zamiast jednak odpowiedzieć, leciutko wodził językiem z góry na dół, skupiając się zwłaszcza na małym, niepozornym guziczku. Doskonale wiedział, co się stanie, gdy powoli i delikatnie będzie zakreślał na nim okrężne ruchy językiem – czuł wpijające się w jego głowę palce, szarpiące włosy dłonie i ciche jęki dziewczyny. Rozchylił delikatnie wejście do tego „ogrodu rozkoszy” i wsunął tam język – najpierw nieznacznie, ale potem coraz głębiej, aż wreszcie wsunął cały, obejmując jednocześnie całość wargami. Dało się posłyszeć krótki jęk ekstazy – ciało wyprężyło się a ręce zacisnęły na pościeli. Po chwili opadła na łóżko, dysząc ciężko. Mężczyzna powoli nachylił się nad nią.
– I jak? – zapytał z uśmiechem – Podobało się?
– Owszem – westchnęła, podnosząc się na rękach – Ale teraz moja kolej…
Wstała i zaczęła go całować, zachłannie, jakby z obawą, że nagle go zabraknie. Zdjęła mu marynarkę i cisnęła w kąt, zabierając się za rozpinanie koszuli, ale widząc jak ciężko to idzie, po prostu rozerwała ją, odpruwając guziki i przylgnęła do jego piersi, odwzajemniając się takimi samymi pieszczotami, jakimi on obdarzył ją. Dotknął jej włosów i przeczesał palcami. Spojrzała na niego – trochę niczym łowca na zdobycz, i zaczęła odpinać jego spodnie.
– Jesteś tego pewna? – zapytał, widząc jak wsuwa rękę pod bokserki – Z daleka nie wygląda to zachęcająco… Na filmach znaczy się…
– Kiepskie pornosy oglądasz chyba – zaśmiała się – Te wszystkie siksy mogłyby się ode mnie uczyć… Poza tym, podobno nie ma wspanialszego widoku, niż kobieta robiąca dobrze swojemu ukochanemu…
Pogładziła go delikatnie palcami, wadząc nimi w górę i w dół. Zbliżyła go do swojej twarzy – poczuła to cudowne, charakterystyczne ciepło. Ujęła go na samym dole i zaczęła drażnić językiem – najpierw powoli, potem szybciej, kreśląc przeróżne wzory. W końcu objęła swoimi wargami.
Powoli, ekstatycznie pochylała się nad nim, by po chwili znów unieść się do góry, a Victor z minuty na minutę czuł zalewającą go fale ciepła i rozkoszy. Nie chciał jednak żeby to się zakończyło w ten sposób; ujął Milenę pod brodę.
– Chodź… Nie mogę pozwolić, żeby moja królowa sprawiała przyjemność swemu rycerzowi, sama nic z tego nie mając…
Wstała i stanęła przed nim, a on znów miał okazje przyjrzeć się jej doskonałemu ciału, harmonijnym proporcjom i przepięknej twarzy. Ujęła jego dłoń i usiadła na nim okrakiem. Poczuła jak wchodzi w nią, głęboko – miała wrażenie, że wypełnia ją całą. Przylgnęła do niego i wyszeptała do ucha:
– No to rycerzu, pokaz, na co cię stać…
Ktoś kiedyś powiedział, że człowiek jest tylko zwierzęciem, sprowadzając go tym samym do poziomu bestii, kierującej się prymitywnymi instynktami, myślącej tylko o tym, aby przeżyć, zjeść i zapewnić sobie potomstwo.
Gdyby ktoś jednak w tym momencie spojrzał na tych dwojga, zmieniłby zdanie. Dwie sylwetki, splecione w miłosnym uścisku. Ład i harmonia przebijająca się z ich ruchów i artyzm, o jakim marzyli antyczni artyści, gdy patrzyło się na ich ciała. Złączeni w akcie, niczym w jakimś misterium, należeli tylko do siebie…
Milena czuła, że spełnienie jest już blisko; popatrzyła na ukochanego, ale nie musiała nic mówić: w jego oczach wyczytała, że i on jest blisko. Przylgnęła do niego i wyszeptała:
– Mój… na wieki…
Oboje doszli w tym samym momencie. Spoceni i rozpaleni pożądaniem, z ekstazą trawiącą ich wnętrza, padli na pościel, nadal w czułych objęciach. Przez chwile leżeli w bezruchu, nasycając się wzajemną obecnością. Po chwili Victor otworzył oczy, czując na sobie wzrok dziewczyny. Ta rzeczywiście patrzyła na niego, a z jej oczu mógł wyczytał radość i… zakłopotanie?
– Victor – wyszeptała, rumieniąc się lekko – Możemy to zrobić… jeszcze raz? A potem… raz jeszcze?
Nie odpowiedział. Uśmiechnął się i zanurzył w jej włosach. Tej nocy kochali się tak, jakby jutra nie było, chłonąc każdą chwilę spędzoną razem. Zasnęli dopiero, gdy słońce leniwie zaczynało swoją codzienną wędrówkę…
Vivaldi (2007)