“Sabat Czterech Wiedźm”
Z dala od malin, jaworów
W zimnym blasku księżyca
Cztery cienie pospołu
Przemknęły uczcić bożyca
Bóstwem swym czyniąc prawdę
Krąg utworzyły wśród lasów
Spaliły jaśmin i rutę
By przyćmić obraz swych czasów
I ciche zaczęły szepty
I kruk na ramieniu przysiadł
Gdyż cztery potężne wiedźmy
Czar rozpoczęły dzisiaj
Mgła szara ziemię spowiła
A w parach głos się roznosił
Wraz z nim się niosła nowina
Ten głos nie szeptał, nie prosił
Śmiech dziki i dziki wrzask
Przeciął nie raz ciszę nocną
To wiedźmy śmiały się wraz
Widząc swą pracę owocną
W kręgu płonęło ognisko
Pod kotłem rozlał się żar
Światło w kotle rozbłysło
Rozpoczął, rozpoczął się czar!
Z wywaru słowa wzleciały
I niosły się z mgłą ponad lasem
I na świadomość działały
By człowiek pomyślał czasem
Dumały wciąż czarownice
Jak dotrzeć do horyzontów
Jak głupie ludzkie granice
Rozszerzyć, dodać poglądów
Sabat trwał, nie przemijał
Choć noc zakończyć się miała
Choć księżyc mrugnął i zgasł
Moc słowa i tak przetrwała