Wszystko zaczęło się zaledwie kilka lat temu, w 2008 roku, kiedy roku na ekranach kin zagościł „Iron Man”. Potem jego kontynuacja oraz inne produkcje marvelowskiego uniwersum, jak „Kapitan Ameryka”, „Thor”… i lawina ruszyła. Kiedy w 2012 pojawili się pierwsi „Avengersi”, świat oszalał. Obraz Jossa Whedona uplasował się na trzecim miejscu najbardziej kasowych filmów wszechczasów. Wiadomo było, że kolejna odsłona historii o niesamowitych superbohaterach okaże się tylko kwestią czasu. I tak nadszedł maj 2015 roku, kiedy nastąpiła premiera „Avergers 2: Czasu Ultrona”. Czy najnowsza produkcja ze stajni Marvela spełniła oczekiwania odbiorców?
Tony Stark nie ma łatwo, mimo ogromnym sukcesów i sławy nadal jest niezaspokojony i pragnie stworzyć armię ulepszonych robotów, które w przyszłości mogłyby zastąpić drużynę Avengersów i pomóc w ochronie ludzkości przed różnymi niebezpieczeństwami (miejmy chociażby w pamięci finałowe wydarzenie z pierwszej odsłony, gdzie Ziemię zaatakowali kosmici). Film rozpoczyna się dynamiczną sceną przechwycenia berła Lokiego gdzieś na terenach odległej Azji (a przynajmniej można tak podejrzewać, bo Sokovia posiada bardzo dużo cech państwa Putina, na czele z językiem i specyficznym akcentem oraz pomnikami Lenina na ulicach). Ogromna moc, jaka tkwi w lasce Lokiego (a konkretnie znajdującym się w niej kamieniu), staje się pokusą nie tylko dla Tony’ego, ale także i dla doktora Bannera, który pomaga mu zaprojektować Ultrona – niezależną od człowieka sztuczną inteligencję. Jednakże w trakcie badań coś idzie nie tak i robot buntuje się przeciwko swoim panom. Rozpoczyna się wojna, podczas której po raz kolejny Avengersi będą musieli schować swoją dumę do kieszeni i połączyć siły, by stawić czoła nowemu zagrożeniu.
Joss Whedon wie, czego oczekuje publika: na ekranie aż iskrzy od walk, wybuchów, strzałów, jakich jest znacznie więcej niż w pierwszej części (wszak w jakiś sposób trzeba pobić popularność wcześniejszego obrazu), a fakt, ze poszczególne sceny są przesadzone i wywołują co najmniej zdziwienie na twarzy – cóż, to kino science-fiction, wszak rządzi się ono swoimi specyficznymi prawami i nie ma sensu szukać w nim głębszej logiki. „Avengersi 2” doskonale się sprawdzają jako blockbuster: efekty na najwyższym poziomie, dużo huku i absorbujących oczy widowiskowych scen – pod tym względem reżyserowi nie można niczego zarzucić, spisał się na medal.
Nieco gorzej wypada warstwa fabularna, konkretnie to nieścisłości między historią z pierwszej części a jej kontynuacją. Fani Sokolego Oka z pewnością będą ukontentowani, bowiem łucznik po raz pierwszy odgrywa naprawdę istotną rolę w całym filmie. Cóż z tego, skoro pod względem relacji z Czarną Wdową Whedon popełnił ogromne faux-pas, którego nie może naprawić nowo wprowadzony wątek z Natashą i Hulkiem na czele. Zdecydowanie zabrakło nawiązań do pojedynczych historii o superbohaterach: Stark po „Iron Manie 3” miał nieco zwolnić, lecz coś mu nie wyszło; Thor, biorąc pod uwagę zagrożenie, jakim jest nadchodzący Ragnarok („Thor: Mroczny świat”), podejrzanie długo gości na Ziemi, zaś Kapitan Ameryka jakimś cudem nie wspomina o swojej prymarnej misji, którą stanowi odzyskanie swego najlepszego przyjaciela, Bucky’ego („Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz”). O ile na ów elementy da się jeszcze przymknąć oko, to jednak ciężko pogodzić się z zachowaniem Avengersów: znowu się kłócą i przepychają, jakby niczego się nie nauczyli za pierwszym razem. Jest to miejscami męczące i nużące, bo ile razy można patrzeć na ten sam schemat: nieudana misja – kłótnie i waśnie – potężny cios od wroga – jednoczenie sił – sukces drużyny.
Na szczęście film, oprócz solidnych efektów specjalnych, ma do zaoferowania coś więcej. Obraz został okraszony sporą dawką humoru (warto chociażby wspomnieć o próbach podnoszenia młotu Thora i jego minie, gdy słynny Mjølner lekko drży pod ręką Kapitana Ameryki) oraz wprowadził do ekipy nowe postacie: bliźniaków Scarlet Witch oraz Quicksilvera, a także tajemniczego „Vision” z kamieniem nieskończoności umieszczonym na środku czoła. Bohaterowie mają ogromny potencjał, czy uda się go wykorzystać? Tego dowiemy się zapewne w trzeciej odsłonie trylogii o mścicielach ( Infinity War zostało podzielone na dwie części, które mają wejść odpowiednio w 2018 i 2019 roku) .
Podsumowując, „Avergers: Czas Ultrona” nie okazał się tak dobrym filmem, jak miało to miejsce w przypadku pierwszego filmu o superbohaterach. Słabsza fabuła nie jest w stanie zrekompensować, bądź co bądź, zapierających dech w piersiach pracy kamery typu slow motion (jak chociażby ma to miejsce w finale) i dopracowanych efektów specjalnych (zwłaszcza tych katastroficznych). Fanów komiksów Marvela nie trzeba przekonywać, bowiem i tak zapewne wybiorą się na seans, podobnie jak miłośnicy pojedynczych trylogii, skupiających się tylko na historii jednej postaci. I chociaż Whedon stworzył obraz w myśl „ma być to samo co wcześniej, tylko w bogatszej formie”, to jednak wyszedł z tego obronną ręką. Jest efektownie, jest dynamicznie i jest na co popatrzeć, warto kupić bilet. A scena po napisach? Zajmuje zaledwie trzydzieści sekund i nie wiem, czy warto na nią czekać, niemniej „Avengersów 2” zobaczyć trzeba, obowiązkowo.
Patrycja ‘Pattyczak’ Wołyńczuk
Korekta: Monika „Katriona” Doerre
Tytuł polski: Avengers: Czas Ultrona
Gatunek: Akcja, Sc-f
Czas trwania: 141 minut
Kraj produkcji: USA
Premiera światowa: 13 IV 2015
Premiera polska: 07 V 2015
Obsada:
Iron Man: Robert Downey Junior
Thor: Chris Hemsworth
Hulk: Mark Ruffalo
Kapitan Ameryka: Chris Evans
Czarna Wdowa: Scarlett Johanson
Sokole Oko: Jeremy Renner
Ultron (głos): James Spader
Nick Fury: Samuel L. Jackson
Produkcja:
Reżyseria: Joss Whedon
Scenariusz: Joss Whedon
Materiał do scenariusza: Stan Lee