Fabuła obejmuje losy dwóch nastoletnich bohaterów: Jonaha Kinlocka oraz Emmy Greenwood. Chłopak jest młodym zabójcą w organizacji zwalczającej cienie, czyli zjawy z pogranicza świata żywych i umarłych. Jego życiowe decyzje wynikały z ciężkiej dziecięcej traumy, jaką było przeżycie masakry Wajdlotów w brazylijskim Thorn Hill. Z kolej Emma jest młodą dziewczyną, która do szesnastego roku życia nie miała zielonego pojęcia o istnieniu magii. W wyniku niejasnych okoliczności zostaje zmuszona do zamieszkania ze swoim ojcem Tylerem Boykinem, wprowadzający ją w arkana czarodziejskiego świata. Mniej więcej do połowy powieści akcja prowadzona jest dwutorowo: czytelnik naprzemiennie poznaje dzieje Jonaha i Emmy. Ich losy stykają się gdzieś pośrodku i od tej pory są ze sobą związane aż do samego końca.
Nawet pobieżna lektura Dziedzica zaklinaczy pozwoli zauważyć prostą zależność: pod względem fabularnym nie jest ona tak ściśle powiązana jak poprzednie części Kronik dziedziców. Sama Chima w posłowiu wyjaśnia, iż czwarty tom powstał pod wpływem presji wywieranej przez czytelników. Czy autorce to wyszło na dobre? Niekoniecznie, do czego sama się przyznaje: „Niektóre książki rodzą się w większych bólach niż inne”. Miejsce krwawych i dosadnych opisów starć między poszczególnymi gildiami zajął opis codziennego życia Emmy i zdobywania jej pierwszych doświadczeń w sferze miłosnej. Tak jak łatwo się domyślić, między dziewczyną a Jonahem zaczyna coś iskrzyć, ale nie wiadomo dokładnie co. Niestety podczas lektury książki aż chciało mi się krzyknąć: pisarko, nie idź tą drogą! Tylko nie jestem do końca pewna czy finansowa pokusa nie okazała się silniejsza niż zdrowy rozsądek zwolenników starej trylogii, w której to magia grała główną rolę w każdej powieści.
Największą wadą Dziedzica zaklinaczy okazało się jego zakończenie, a konkretniej cliffhanger. To niemiłe zaskoczenie, bowiem po raz pierwszy autorka postanowiła zastosować ów chwyt (wcześniejsze tomy stanowią względnie zamknięte całości), co nieuchronnie wymusza na czytelniku zakup kolejnej części Kronik (przymus zamiast chęci sięgnięcia po książkę to naprawdę słaby zabieg marketingowy). Z drugiej strony można mieć pewność, że pojawi się kolejny tytuł cyklu. Kto będzie jego głównym bohaterem? Dotychczas pojedynczy tom (za wyjątkiem Dziedzica smoka był poświęcony danej gildii, odpowiednio: wojownikom, czarodziejom, zaklinaczom), tak więc dość łatwo zgadnąć, iż kolejny Dziedzic powinien dotyczyć gildii uzdrowicieli, niemniej zagranicą wyszedł jako The Sorcerer Heir (znowu czarownicy?).
Podsumowując, czwarta odsłona Kronik Dziedziców to lekka, niezobowiązująca powieść dla nastoletnich odbiorców. Książka jest bardzo podobna do poprzednich tomów, stosunkowo przewidywalna i niewymagająca znajomości wcześniejszych tytułów serii. Wprowadzenie nowej bohaterki, która nie znała dotychczas magicznego świata sprawia, iż czytelnik wraz z Emmą poznaje zasady rządzące różnymi gildiami. Dziedzic zaklinaczy stawia wcześniejszą trylogię Kronik dziedziców w niezbyt pochlebnym świetle. Inna fabuła i postacie nie są na tyle świeże i innowacyjne, aby móc przyciągnąć rzesze nowych czytelników, zaś fani starszej serii mogą być lekko rozczarowani ponownym tłumaczeniem reguł wykreowanego świata. I chociaż powieść jest lepsza niż Dziedzic smoka to muszę przyznać, iż z obawą sięgnę po piąty tom cyklu.
Patrycja ‘Pattyczak’ Wołyńczuk
Korekta: Monika „Katriona” Doerre
dziękujemy Wydawnictwu Galeria Książki
Tytuł: Dziedzic zaklinaczy
Autor: Cinda Williams Chima
Seria: Kroniki Dziedziców tom IV
Tłumaczenie:Dorota Dziewońska
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data i miejsce wydania: 08.10.2014, Kraków
Oprawa: miękka
Wydanie: I
Liczba stron: 525
ISBN: 978-83-64297-32-8