„Pierwsze starcie” z udziałem Kapitana Ameryki z pewnością było niezłe, chociaż teraz wyraźnie już widać, że nawet ono nie przygotowało widza na rozległość ekranizacji komiksowego uniwersum Marvela. W międzyczasie powstało jednak dość sporo dzieł bezpośrednio z nim związanych, co pozwoliło twórcom na kontynuację opowieści o najsłynniejszym żołnierzu Stanów Zjednoczonych. Akcja „Zimowego żołnierza” rozgrywa się niedługo po wydarzeniach przedstawionych w „Avengersach” (ataku armii obcych na Nowy Jork). Świat w końcu uświadomił sobie, z jakim zagrożeniem może przyjść mu się mierzyć, co poskutkowało projektami badawczymi o podłożu militarnym. T.A.R.C.Z.A. znajduje się o krok od uruchomienia trzech ogromnych powietrznych lotniskowców, co rzekomo powinno zapewnić znaczną stabilizację sytuacji na świecie. Rzekomo, bo okazuje się, że dobrze znana widzom organizacja wcale nie jest tak krystalicznie czysta, jak można by się spodziewać.
Pomijając oczywistą zmianę czasów, w których ma miejsce akcja (pierwsza część przygód Kapitana rozgrywała się podczas drugiej wojny światowej), dość diametralne zmiany zaszły w głównym bohaterze. Zaskakująco szybko zdołał się odnaleźć w nowej rzeczywistości – wyraźnie widać jednak, że walka z Hydrą i jej finał odcisnął na nim spore piętno. Kapitan Ameryka znany z „Pierwszego starcia” zniknął wraz z pochłonięciem samolotu przez lody Arktyki – jego odświeżona wersja ma znacznie mniej skrupułów w walce ze złoczyńcami; jest także bardziej zdeterminowana, by osiągnąć cel (chociaż to nie postać będąca w stanie poświęcić cywili w ferworze walki, co udowadnia zresztą scena z ostrzałem autobusu). Jednakże już zrzucanie przeciwników z dachu w celu wymuszenia zeznań pokazuje tu Amerykę od raczej tej gorszej strony. Zdecydowanie nie można powiedzieć, by Rogers Steve nadal był tym samym facetem z ideałami, które kazały mu walczyć za ojczyznę na froncie.
Fabularnie „Zimowy żołnierz” prezentuje się dość ciekawie – z jednej strony jest dość mocno hermetyczny względem innych filmów z universum Marvela (nie licząc Nicka Fury’ego i Czarnej Wdowy, do innych bohaterów związanych z Avengersami pojawiają się dosłownie pojedyncze nawiązania), z drugiej jednak jego fabuła ma kluczowe znaczenie dla kolejnych produkcji, jakie wyjdą opatrzone czerwonym, charakterystycznym logiem – bo sporo rzeczy diametralnie się zmienia. Prawdopodobnie jak i natura zagrożenia, z którym przyjdzie walczyć superbohaterom w przyszłości – scena po napisach pozostawia bardzo wiele pytań, ale jednocześnie zostawia pewną poszlakę w kwestii fabuły „Avengers 2”.
Połączenie sił przez Kapitana Amerykę i Czarną Wdowę nie pozostało bez wyraźnego oddźwięku – o ile ten pierwszy nigdy nie mógł się pochwalić finezją w walce wręcz, tak była agentka KGB wnosi do filmu to, co przy okazji jej wcześniejszych „występów” – grację, kocie ruchy i niemałą radość dla męskiej części widowni (aczkolwiek w swoim charakterystycznym obcisłym kombinezonie pojawi się na ekranie raczej nieczęsto). Trzeba jednak przyznać, że ta dwójka (a później sił trójka, wraz z nowym bohaterem, prawdopodobnie epizodycznym, ale niewykluczone, że będzie miał rolę także w przyszłości) potrafi zrobić niezłe show. A to w połączeniu z naprawdę niezłymi efektami specjalnymi (eksplozji i strzelanin w filmie jest naprawdę sporo) daje dobrej jakości widowisko.
Zdecydowanie nie można jednak powiedzieć zbyt wiele o grze aktorskiej – o ile w „Pierwszym starciu” ta naprawdę zasługiwała na uwagę, tak w „Zimowym żołnierzu” scenarzyści skupili się raczej na efektach, niż na historii. W praktyce oznacza to zaś tyle, że bohaterowie „są” – i nic poza tym. Nie zachowują się jak kłody drewna, które przypadkiem znalazły się na planie, ale i też nie mają okazji, by zaprezentować w swojej grze aktorskiej coś więcej niż tylko poprawność.
„Zimowy żołnierz” to film zupełnie inny od tego, co widz miał okazję ujrzeć w „Pierwszym starciu”. Sam Kapitan Ameryka wyraźnie zhardział, wyzbył się wielu dręczących go w przeszłości skrupułów, co, paradoksalnie, wyszło jego postaci na dobre. Z drugiej jednak strony wraz z tymże zabiegiem ze strony scenarzystów z drugiej cześci jego przygód niemalże wyeliminowano tę część filmu, za którą wcześniej odpowiadali bezpośrednio aktorzy – rysy psychologiczne bohaterów. Owszem, nie można zaprzeczyć, że sceny walk w „Zimowym żołnierzu” to przerost formy nad treścią, bo tak nie jest – eksplozje, walka wręcz i strzelaniny prezentują się naprawdę widowiskowo. Aczkolwiek w tej pogoni za hollywodzkimi efektami zatracono to „coś”, co nawet w przypadku „Iron Mana” decydowało o ludzkiej stronie bohatera. Tutaj zaś generalnie mamy do czynienia po prostu z agentami T.A.R.C.Z.Y. zmuszonymi do walki z dawnymi pracodawcami. Oznacza to jednak na szczęście tylko tyle, że „Zimowy żołnierz” dość mocno odcina się od „Pierwszego starcia” – jako dzieło Marvela nadal prezentuje się bardzo dobrze, i zdecydowanie popycha komiksowo-filmowe uniwersum do przodu.
Dawid “Fenrir” Wiktorski
Korekta: Matylda Zatorska
Tytuł: Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz
Tytuł oryginału: Captain America: The Winter Soldier
Gatunek: science fiction, przygodowy
Czas trwania: 2 godz. 8 min.
Kraj produkcji: USA
Premiera polska: 26 marzec 2014
Reżyseria: Anthony Russo, Joe Russo
Scenariusz: Christopher Markus, Stephen McFeely
Obsada: Chris Evans, Samuel L. Jackson, Scarlett Johansson