Dotychczasowy cel podróży Paula, Siostry i reszty grupy okazał się chybiony, w Matheson nie odnaleźli niczego, co ukazywałaby w tajemniczych, indywidualnych wizjach dzięki magii zawartej w szklanym pierścieniu. Nowojorczycy nadal poszukują dziewczyny, która ma w sobie dar życia i może ocalić ludzkość przed jej kresem. Josh, Swan i były członek grupy cyrkowej Rusty podróżują po kolejnych miasteczkach, oferując magiczne występy w zamian za żywność, świeżą wodę i dach nad głową. Widmowy żołnierz, pułkownik Macklin wraz z dorosłym już, na wpół obłąkanym Rolandem dowodzą Armią Doskonałych, ich głównym zadaniem jest likwidacja osób noszących liczne keloidowe znamiona na twarzy i dłoniach, pustosząc tym samym kolejne krainy. I oczywiście na kartach przewija się motyw znany z zakończenia pierwszej części, czyli śledzenie Swa przez tak zwanego Przyjaciela, tajemniczego mężczyzny będącym czystym uosobieniem wcielonego Zła. Jego jedynym celem jest śmierć dziewczyny.
Oprócz postaci znanych z poprzedniego tomu, na kartach powieści pojawia się kilka nowych, równie interesujących i zajmujących uwagę czytelnika bohaterów. Najbardziej mroczną, na wpół opętaną osobą okazuje się Zbawca, przywódca parareligijnej grupy Wierni Ameryce, podróżującej na szczyt góry Warwick, gdzie rzekomo czeka na nich Bóg (sic!), mający przy pomocy czarnej skrzynki i klucza podjąć decyzję o ocaleniu bądź ostatecznym końcu świata. Zależeć to ma od tego, czyje siły będą wiodły prym w dotychczasowym starciu o przetrwanie: dobra czy zła. Jednak gdzie skrywają się owe przejawy dobroci, jeśli większość ludzi żyje według zasady, iż zabijanie stanowi akt miłosierdzia, a wszelkie nieposłuszeństwo jest karane śmiercią?
Kiedy rozum śpi, budzą się demony – to powiedzenie najlepiej oddaje obraz sytuacji, w jakiej siedem lat po nuklearnej katastrofie znaleźli się ocaleni. Armia Doskonałych wędruje od miasteczka do miasteczka, wycinając w pień wszystkich noszących tak zwane hiobowe maski, skrywające rzekomy trąd. Do listy niebezpieczeństw zaliczają się również oszalałe z głodu stada dzikich zwierząt, grupy dziecięcych band uzbrojonych w noże, a także psychopaci i szaleńcy, którzy wyszli z więzień i szpitali psychiatrycznych (nie licząc innych, pomniejszych samozwańczych rebeliantów usiłujących wprowadzić wojskową dyktaturę). McCammon rewelacyjnie kreśli obraz społeczeństwa pozbawionego jakiejkolwiek kontroli ze strony władz, nie zapominając o realistycznych detalach takich jak SR, czyli ciągnąca się za wojskiem organizacja zrzeszająca prostytutki, buszujących bandach złodziei w lasach, a także o medycznych skutkach braku leków i lekarzy (świetnie opisana scena zabiegu chirurgicznego przy pomocy tępych noży i podejrzanej butelki burbonu).
Jednak element, za jaki czytelnicy pokochali Łabędzi śpiew, nadal stanowią bohaterowie wplątani w początkowo dość zawiłą fabułę. W pierwszej książce nie istniały praktycznie żadne związki przyczynowo-skutkowe między trzema grupami protagonistów, natomiast w drugiej części wszystko zaczyna przybierać wreszcie logiczną całość, którą spina postać Swan. Już w Księdze I narrator zaakcentował jej wyjątkowy dar, jakim było ożywianie roślin. Niemniej to preludium do tego, co potrafi zrobić dziewczyna w drugim tomie. I w tym momencie warto wspomnieć o jednym zabiegu, który daje o sobie znać w kontynuacji. Otóż McCammon mocno zaakcentował wątek nadprzyrodzonych mocy (siła Swan, działanie pierścienia oraz sylwetkę i umiejętności Złego). Pozwala to na wymknięcie się Łabędziemu śpiewowi ze sztywnych ram gatunkowych science-fiction, przenosząc utwór na pogranicze prozy apokaliptycznej z domieszką thrillera i powieści psychologicznej.
W dziesięciostopniowej skali utwór spokojnie klasyfikuje się w granicy dziewięciu gwiazdek. Dlaczego, moim zdaniem, nie zdobył najwyższych not? Z powodu zbyt wczesnego porzucenie nielicznych wątków (a zwłaszcza rozwoju relacji Swan i Josha, liczyłam na coś zdecydowanie innego niż to, co przedstawił autor!) oraz prowadzenia elementów nadprzyrodzonych, które niejako osłabiały przerażający wydźwięk powieści. Jednakże dynamiczne i niespodziewane zwroty akcji stanowią niewątpliwą zaletę pozycji. Uczciwie przyznaję, iż Łabędzi śpiew to jedna z najlepszych powieści literatury obcej, z jaką przyszło mi mieć do czynienia.
Ciężko jest mi porównać cykl do jakiś innych tytułów, bowiem znane mi utwory science-fiction skupiają się na wątkach kosmicznych, ewentualnie na motywach transhumanistycznych, nie zaś na zagadnieniach końca świata. Z drugiej strony książkę traktuje się jako horror, z czym kompletnie się nie zgadzam, bowiem dziewięćdziesiąt pięć procent zagadnień poruszonych przez autora posiada swoje naukowe uzasadnienie i blisko stuprocentową pewność, iż mogą mieć one miejsce w rzeczywistości. Mało tego, jestem w stanie zaryzykować tezę, iż Łabędzi śpiew stanowi typowo męską książką, ponieważ pełno w niej akcji oraz twardych i ambitnych bohaterów.
Komu nie spodoba się cykl? Miłośnikom wątków romantycznych (na szczęście praktycznie nie uświadczą ich w książce), fanom „czystej fantastyki” (żadnych mutantów, zombie ani nic w tym stylu) czy też osobom lubującym się w delikatnej, refleksyjnej prozie. Reszta (czyli grupa czytelników ze sprecyzowanymi oczekiwaniami wobec gatunku) powinna być wysoce zadowolona z lektury, bowiem występuje w niej postapokaliptyczny survival na najwyższym poziomie.
Patrycja ‘Pattyczak’ Wołyńczuk
Korekta: Monika ‘Katriona’ Doerre
dziękujemy Wydawnictwu Papierowy Księżyc
Tytuł: Łabędzi śpiew. Księga II
Autor: Robert McCammon
Tytuł oryginalny: Swan Song
Tłumaczenie:Maria Grabska-Ryńska
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data i miejsce wydania: Słupsk, grudzień 2013
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Wydanie: I
Format: 145x205mm
Liczba stron: 545
ISBN: 978-83-61386-37-7