Bogata, niezwykle metaforyczna treść sprawia, że utwór jest skierowany do czytelnika w każdym wieku, bowiem wielokrotna lektura pozwala na nowo odkryć niezauważone wcześniej spostrzeżenia dotyczące ludzkiej kondycji w świecie. Wynika to z faktu, iż na interpretację książki wpływają życiowe doświadczenia odbiorcy. Jednym słowem – każdy odczyta tę książkę zupełnie inaczej i właśnie dlatego tak ciężko było ją sflimować.
Mały Książę doczekał się już kilku ekranizacji: jako film z 1965 roku, musical z 1974 roku, można go było obejrzeć nawet i pod postacią serialowego anime (1978 rok), nie wspominając o kolejnych obrazach (1990 i 2005). Niestety, żadna z nich nie odniosła większego sukcesu. Biorąc pod uwagę nieudane ekranizacje oraz same trudności wynikające z przeniesienia magicznej historii bezpośrednio na ekrany kin, Mark Osborne podjął się nie lada wyczynu. Jego Mały Książę to tak naprawdę hybryda dwóch opowieści: adaptacja dzieła Antoine’a de Saint-Exupéry’ego oraz przedstawienie losów małej dziewczynki, samotnie wychowywanej przez korpo-matkę pragnącą wykształcić idealnego dorosłego, perfekcyjną korpo-córkę. (Nie)stety, jej plany psuje nowy sąsiad, szalony pilot, który chce nauczyć bohaterkę marzyć i walczyć o swoje szczęście.
Pierwsze minuty filmu w niczym nie przypominają literackiego Małego Księcia. Widz jest świadkiem sceny, kiedy to matka przyjeżdża z córką na przesłuchanie do jednej z renomowanych francuskich akademii dla uzdolnionych dzieci. Wszystko idzie zgodnie z planem rodzicielki do momentu, aż dziewczynka musi odpowiedzieć na pytanie, kim chce być, kiedy dorośnie. Żaden scenariusz rodzicielki nie przewidział tego typu trudności, jednakże matka nie poddaje się i organizuje ścisły plan wakacyjnych dni, podczas których jej córka ma się uczyć i zdobywać nowe umiejętności godne przyszłego uczestnika poważnej akademii.
Mały Książę to nie tylko opowieść o przyjaźni, poświęceniu, oddaniu i miłości, ale także satyra na współczesnych korpo-ludzi, nie mający czasu na hobby, a tym bardziej na rodzinę. Świadczy o tym chociażby sytuacja głównej bohaterki, która jest wychowywana przez samotną matkę, ponieważ tata tak długo poświęcał czas swojej firmie, że nie mógł się zając własnym dzieckiem i małżeństwem. Mieszkają oni na szeregowym osiedlu, gdzie każdy dom i samochód wygląda tak samo, dorośli noszą identyczne ubrania i pracują od rana do wieczora. Przerażająca wizja ze świetnym, antykorporacyjnym morałem skierowanym do rodziców.
Pierwsza część filmu zachwyca i chwyta za serce. Stopniowo ukazywana historia Małego Księcia wzrusza pod wieloma względami i mimo znajomości fabuły, nie ma najmniejszych problemów, by się w nią całkowicie wciągnąć. Jeśli dodamy do tego niezwykle pracochłonną, poklatkową animację (wyłącznie sceny z książki zostały w ten sposób wyróżnione) oraz wspaniałą muzykę Hansa Zimmera, to nic dziwnego, że podczas pożegnania Małego Księcia z Lisem i następnie z Pilotem ów sceny wywołują łzy wzruszenia. Nieco gorzej wypadła druga część filmu, ale z racji mniejszej bajkowości i niesamowitości. Została pozbawiona swej barwnej, ciepłej kolorystyki na rzecz mrocznych, cięższych klimatów świata dorosłych ludzi. Nieco kontrowersji może wzbudzić także przemiana głównego bohatera, który… dorósł. Niekanoniczne? Jak najbardziej! Niemniej tego typu poprowadzenie fabuły daje wiele do myślenia nad destrukcyjnym wpływem otoczenia na życiowe decyzje.
Warto zwrócić uwagę także na narrację filmu. Jest to historia opowiadana małej dziewczynce, która pełni rolę sceptycznego słuchacza. Pilot, nieco szalona, ale niezwykle ciepła i barwna postać, to taki dobry dziadek, z ogromnym pokładem cierpliwości i radości. Wyjaśnia bohaterce wiele faktów i wykłada jej niezwykłą naukę, którą sam odebrał dawniej od Małego Księcia: najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, dobrze widzi się tylko sercem.
Reżyser podjął się niełatwego zadania – zamiast prostego przeniesienia na ekrany kin dziecięcej lektury, postanowił znacznie zrewolucjonizować fabułę, jednocześnie zachowując ducha oryginału. Niełatwa sztuka, jednak Osbornowi się udało. I chociaż Mały Książę nie produkcja Disneya ani Pixara, to francuscy animatorzy nie mają powodów do wstydu, bowiem ich praca, pod względem wizualnym, bez problemu dorównuje produktom wspomnianych wielkich marek. Wielkie brawa należą się także Hansowi Zimmerowi oraz Richardowi Harveyowi za ścieżkę dźwiękową. Tego pierwszego nie trzeba przedstawiać, to kompozytor tworzący perfekcyjną, niezwykle harmonijną muzykę. Z kolei Harvey znakomicie dobrał świetne piosenki, odzwierciedlając uczuciowe przeżycia bohaterów: od wielkiej radości, poprzez smutek i melancholię, aż do spokoju i wszechogarniającego ukojenia.
Podsumowując, Mały Książę to znakomita animacja dla dużych i małych. Zachowano ducha literackiego oryginału oraz zgrabnie wpleciono antykorporacyjny morał. Każdy widz znajdzie tu coś dla siebie, wzruszy się do łez i zaśmieje z radości. Dawno nie widziałam tak dobrego filmu dla dzieci (i dla dorosłych także).
Patrycja ‘Pattyczak’ Wołyńczuk
Korekta: Monika „Katriona” Doerre
uprzejmości Cinema City
Tytuł oryginalny: Le Petit Prince
Tytuł polski: Mały Książę
Gatunek: Animacja, Fantasy, Przygodowy
Czas trwania: 1 godz., 48 minut
Kraj produkcji: Francja
Premiera światowa: 22 V 2015
Premiera polska: 07 VIII 2015
Polski dubbing:
Mały Książę: Bernard Lewandowski
Mała dziewczynka: Aleksandra Kowalicka
Pilot: Włodzimierz Press
Róża: Anna CIeślak
Lis: Antoni Pawlicki
Wąż: Robert Więckiewicz
Matka: Małgorzata Kożuchowska
Produkcja:
Reżyseria: Mark Osborne
Scenariusz: Irena Brignull, Bob Persichetti
Muzyka: Hans Zimmer, Richard Harvey