“Piraci północy. Bractwo” Dariusza Domagalskiego to książka eksploatująca dość rzadko wykorzystywany przez autorów okres – początki kształtowania się europejskich mocarstw i potęgi Hanzy. I można powiedzieć wprost, że twórca miał przed sobą naprawdę wiele materiału, który mógłby umiejętnie wykorzystać do odtworzenia wizji Europy z tamtych czasów. I raczej nie powinien przeszkadzać mu fakt, że głównym motywem powieści są piraci chcący zawładnąć Bałtykiem, wszak nawet tacy muszą uważać na wszelkie polityczne i militarne pakty i układy. Niestety, ale Domagalski od początku do samego końca pokazuje, że daleko mu nawet do średniej ligi polskich pisarzy.
Pierwsze, co można zarzucić “Bractwu” to niesamowicie irytujące, siłowe wpychanie do książki, jakżeby inaczej, wątku miłosnego, w tym wypadku porwanej szlachcianki z hersztem pirackiej bandy. Niby można taki zabieg usprawiedliwić, niemalże tysiąc lat temu wiadomo było, że miłość jest i ślepa, i głupia, niemniej sposób w jaki Domagalski kreuje zalążki uczucia między dwójką bohaterów przywodzi na myśl tanie romanse dla nastolatek. Próby stworzenia wiarygodnej relacji wzbudzają u poważnego czytelnia jedynie ataki śmiechu i politowanie – a co gorsza, to tylko jeden z przykładów na to, jak wspomniany pisarz wybitnie nie radzi sobie z ludzkimi emocjami i pragnieniami. Zachowania protagonistów są nieracjonalne, wymuszone i do przesady monochromatyczne – nie ma tu postaci innych jak “dobre” i “złe”.
Warstwa fabularna także trąci tandetą – to niemalże tradycyjny już schemat opowieści o zemście i jednoczesnej próbie wyrwania się z okowów władzy, wręcz jej przeciwstawienie (temu ma służyć tytułowe bractwo, którego pomysłodawcą jest właśnie jeden z renegatów chcący odegrać się na wysoko postawionych urzędnikach Hanzy). Do tego dojdzie jeszcze kilka wątków początkowo zupełnie niepowiązanych z tematem głównym powieści (i polski rycerz będzie miał tutaj swoje pięć minut, wraz z Zakonem Krzyżackim). Problem jednak w tym, że “Bractwo” to wydmuszka (nawet biorąc pod uwagę fakt, że to pierwszy tom dłuższej historii), z której nie wynika po prostu nic – mamy do czynienia bardziej z chaotycznym zbiorem luźno powiązanych ze sobą scen, niezbyt z pełnoprawną powieścią.
Chociaż elementy historyczne w “Bractwie” nie są zbyt mocno wyeksponowane, to trzeba przyznać, że pod tym względem autor poradził sobie nieźle i zdołał faktycznie oddać realia towarzyszące epoce panowania Hanzy, zarówno pod względem geo-politycznym, jak i w kwestii ówczesnego rozwoju technologii (co przy marynistyce ma istotne znaczenie). Z drugiej jednak strony Domagalski nigdy nie zdobył zbytniej popularności na naszym rynku czytelniczym, a “Piraci północy. Bractwo” to potwierdzenie tezy, że jest to pisarz po prostu mierny i ewidentnie nieumiejący poradzić sobie z wykreowaniem niebagatelnej, nieprostackiej historii. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne tomy będą lepsze – o to w sumie nietrudno.
Dziękujemy wydawnictwu Erica za egzemplarz do recenzji
Dawid “Fenrir” Wiktorski
Korekta: Marta “Prokris” Sobiecka
Tytuł: Piraci północy. Bractwo
Autor: Dariusz Domagalski
Wydawca: Erica
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-64185-01-4
Oprawa: miękka