Bardzo ciężko jest ocenić produkcję najnowszego Terminatora. Dlaczego? Z jednej strony film czerpie garściami z pierwszej i drugiej odsłony kultowej serii w reżyserii Jamesa Camerona, co zasługuje na pochwałę, zaś z drugiej fatalny dobór aktorów (za wyjątkiem Schwarzeneggera, o czym później) sprawił, iż po seansie nowego Genisys wychodzi się z sali z mieszanymi uczuciami.
Jeśli ktoś sądzi, że obraz Taylora przedstawia prostą historię o tym, jak John Connor wysyła w przeszłość swego najlepszego przyjaciela, Kyle’a Reesa, by ten uchronił jego matkę, Sarę Connor, przed śmiercią ze strony Terminatora, ten jest w błędzie. To znaczy nie do końca, bo owszem, Reese wyrusza z taką misją, jednakże dość szybko zostaje ona zweryfikowana przez nową rzeczywistość roku 1984 i, jak się okazuje, 2017. Terminator: Genisys w bardzo ciekawy sposób wyjaśnia zawiłości dotyczące podróży w czasie i anomalii, które w niezwykle znaczący sposób wpłynęły na losy Johna Connora.
Moim zdaniem największą bolączką filmu jest fatalny dobór aktorów. Zgrabna i ładna Emilia Clarke (znana głównie panom z roli pięknej Deanerys z serialu Gra o tron) zupełnie nie sprawdziła się w roli twardej wojowniczki Sary Connor. Jest zbyt czarująca i dobrze ułożona, a nadmierna uczuciowość i brak umiejętności radzenia sobie z otaczającą rzeczywistością najlepiej widać w finałowej scenie (całkowite zaprzeczenie postaci wykreowanej przez Lindę Hamilton). Z kolei Jason Clarke (tożsamość nazwisk przypadkowa) w roli Johna Connora okazał się niezwykle irytującym (tu wpisz dowolne, niecenzuralne słowo). Mało przekonywający i pozbawiony charyzmy bohater (już Christian Bale w Terminatorze: Ocalenie wypadł o wiele lepiej) odgrywa dość przewidywalną i niczym niezaskakującą rolę. Jai Courtney jako Kyle Reese może poszczycić się całkiem niezłą kondycją fizyczną i… w sumie tyle, bowiem na twarzy aktora nie sposób odnaleźć wojennych blizn, nie wyraża praktycznie żadnych emocji. Prawdziwą gwiazdą filmu okazał się Arnold Schwarzenegger. Mimo podeszłego wieku i, nie ukrywajmy, ogromnego ryzyka autoparodii postaci z poprzednich serii, były kalifornijski gubernator wyszedł obronną ręką z roli terminatora T-800. Warto wybrać się do kina, by zobaczyć jego uśmiech, a raczej terminatorską próbę wtopienia się w społeczeństwo. Przednia zabawa gwarantowana.
O dziwo, film nie grzeszy nadmierną ilością efektów specjalnych. Owszem, już od pierwszych minut uderza widza mocną, dynamiczną sceną ataku na główną siedzibę Skynetu, jednakże wraz z kolejnymi przeskokami czasowymi częstotliwość skoków, pościgów i wybuchów systematycznie maleje. Zamiast masy komputerowo wygenerowanych efektów, widz otrzymuje zgrabnie nakręcone sceny walk, gdzie nic od razu nie wylatuje w powietrze, lecz uderza, hamuje lub się zwyczajnie niszczy (nareszcie można zobaczyć film przestrzegający podstawowych praw fizyki!). Jednakże osoby szukające mrocznego, ciężkiego klimatu znanego z T1 i T2 muszą o tym zapomnieć, ten bowiem przepadł bezpowrotnie.
Jak ocenić Terminatora Genisys? Moim zdaniem plasuje się on niżej niż pierwsze dwie odsłony, zaś wyżej niż ma to miejsce w przypadku Buntu maszyn i Ocalenia. Film znacznie stracił na źle dobranych aktorach i fatalnym wątku romansowym (o którym nawet szkoda wspominać), niemniej motyw nałożenia się linii czasowych i postać Schwarzeneggera zgrabnie spajają obraz. Co ciekawe, najnowsza odsłona pozwala na rozwinięcie uniwersum Terminatora w całkowicie nowym kierunku, niemniej czy jego potencjał zostanie wykorzystany? Cóż, dopiero wynika box office’a pokażą, czy jest na to realna szansa.
Patrycja ‘Pattyczak’ Wołyńczuk
Korekta: Monika „Katriona” Doerre
Tytuł polski: Terminator: Genisys
Gatunek: akcja, sc-f
Czas trwania: 120 minut
Kraj produkcji: USA
Premiera światowa: 21 VI 2015
Premiera polska: 01 VII 2015
Obsada:
Terminator: Arnold Schwarzenegger
John Connor: Jason Clarke
Sarah Connor: Emilia CLarke
Kyle Reese: Jai Courtney
O’Brien: J.K. Simmons
Produkcja:
Reżyseria: Alan Taylor
Scenariusz: Laeta Kalogridis, Patrick Lussier
Muzyka: Lorne Balfe
Zdjęcia: Kramer Morgenthau