W niedalekiej przyszłości mutanci są ścigani i zabijani, zaś sprzyjający im ludzie traktowani jak najgorsi przestępcy. Porządku pilnują gigantyczne roboty zwane Strażnikami, które potrafią przejąć mutacje osób, z którymi walczą. Świat jest pozbawiony nadziei, a wszelki opór – szybko tłamszony. Niewielka grupa X-Menów, pod dowództwem Profesora Xaviera i Magneto, decyduje się na ostatnią, desperacką próbę powstrzymania grożącej im zagłady. Wykorzystując jedną z umiejętności Kitty Pride (Ellen Page), postanawiają wysłać świadomość Wolverina (Hugh Jackman) w przeszłość, aby ten powstrzymał wydarzenia, które spowodowały powstanie Strażników i sprawiły, że uwaga ludzi skoncentrowała się na tym jak niebezpieczni potrafią być mutanci.
Przez dużą część filmu można odnieść wrażenie, że ogląda się trzecią produkcję koncentrującą się na Wolverinie, a nie kolejną część z serii „X-Men”. Zapewne powinnam była się tego spodziewać, kiedy dystrybutor wypuścił plakaty z Hugh Jackmanem zajmującym centralne miejsce. Niektórym może nie do końca podobać się fakt, że na początku młodzi Charles Xavier (James McAvoy) i Erik Lehnsherr (Michael Fassbender) odgrywają role drugoplanowe. Na szczęście nie trwa to zbyt długo.
Dosyć ciekawym doświadczeniem było również oglądanie na ekranie Patricka Stewarta (jako starego Xaviera) i Iana Mckellena (w roli starszego Magneto), którzy grali w pierwszych filmach z tej serii. Możliwość porównania ich wersji postaci z młodszymi odpowiednikami jest czymś niesamowitym. Wyszukiwanie podobieństw i różnic zajęło by pewnie wieki, ale warto zobaczyć tę produkcję choćby po to, aby samemu się przekonać ile manieryzmów McAvoy i Fassbender zaczerpnęli od swoich poprzedników.
Czuję się w obowiązku wspomnieć o Quicksilverze, który po wypuszczonych zdjęciach promocyjnych stał się pośmiewiskiem internetu, zaś charakteryzatorzy zostali oskarżeni o całkowite zepsucie postaci. Tymczasem okazuje się, że w filmie aktor nie tylko wygląda bardziej wiarygodnie, to jeszcze ma jedne z najzabawniejszych wypowiedzi i najlepsze sceny. Mistique, grana przez niezwykle popularną ostatnio Jennifer Lawrence, również posiada większą rolę niż w poprzedniej części i wiele od niej zależy. Decyzję czy to dobrze, czy źle zostawię już innym.
Efekty specjalne to kolejny plus produkcji. Spośród wszystkich tegorocznych filmów od Marvela, „X-Meni” musieli wykorzystać chyba najwięcej trików komputerowych ( „Thor” pozostał w tyle). Czy to sceny transformacji Mistique, czy początkowa sekwencja Strażników przejmujących umiejętności mutantów, czy Magneto manipulujący w powietrzu dużymi kawałkami metalu – wszystko robi niesamowite wrażenie. Każdy fragment jest zapięty na ostatni guzik i wszystko zostało połączone w spójną całość.
„X-Men: Przeszłość, która nadejdzie” to bardzo dobry wiosenny blockbuster i zawiera wszystko, czego można by chcieć od komiksowej produkcji: ulubieńców widzów znanych z poprzednich części, spektakularne efekty specjalne i obiecującą fabuła. I choć film nie jest bez wad, zalet ma znacznie więcej. Bardzo polecam, zwłaszcza fanom opowieści o superbohaterach.
Agnieszka „Cala” Siemieńska
Korekta: Monika „Katriona” Doerre
sieci Cinema City
Tytuł: X-Men: Przeszłość, która nadejdzie
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Czas trwania: 2 godz. 10 min.
Kraj produkcji: USA, Wielka Brytania
Obsada:
Hugh Jackman: Logan / Wolverine
James McAvoy: Charles Xavier
Michael Fassbender: Erik Lehnsherr
Jennifer Lawrence: Raven / Mystique
Peter Dinklage: Dr Bolivar Trask
Ellen Page: Kitty Pryde
Produkcja:
Reżyseria: Bryan Singer
Scenariusz: Simon Kinberg
Studio: Twentieth Century Fox Film Corporation, Bad Hat Harry Productions, Big Screen Productions