Ioanneos, główny bohater powieści Marka S. Huberatha pod tytułem Portal zdobiony posągami, znajduje się w ośrodku konferencyjnym, w którym bierze udział w zajęciach dotyczących sztuki. Przynajmniej tak mu się na początku wydaje. W ośrodku poznaje nowe osoby, które po pewnym czasie budzą w bohaterze niepokój. Okazuje się bowiem, że każda z poznanych przez Ioanneosa postaci nie jest tym, za kogo się podaje. Dodatkowo bohatera męczą dziwne sny, które są swego rodzaju preludium do wykładów odbywających się następnego dnia. Jednak największy niepokój budzą w protagoniście zupełnie inna rzeczy. Ioanneos powoli zapomina o tym, co robił przed trafieniem do ośrodka. Dodatkowo, podczas swojego pobytu w tym dziwnym miejscu jest świadkiem niewytłumaczonych zjawisk (znikająca w nocy łazienka, samochody-atrapy czy drewniane książki).
Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę, był podział powieści na cztery rozdziały: Il Inferno, Il Refrigerio, Il Purgatorio oraz Il Paradiso. Skojarzenie, jakie przyszło mi do głowy? Boska komedia Dantego Alighieri. Podział wydaje się oczywisty. Właśnie w tym momencie książka mnie zaciekawiła. Osobiście jestem wielką miłośniczką Boskiej komedii, dlatego interesowało mnie, jak autor poradzi sobie z nawiązaniami do tego klasycznego dzieła. Sam motyw piekła jest jednym z bardziej znanych – wystarczy wspomnieć o jego występowaniu w mitologiach całego świata (choćby mit o Orfeuszu i Eurydyce), Biblii, współczesnych powieściach (cykl Kennetha B. Andersena), poezji (Co myśli Pan Cogito o piekle) albo filmach (Constantin). Nie wspominając już o motywach nieba i czyśćca. Jak z ciężarem tych wizji poradził sobie autor? Nie chcę zdradzać zbyt wiele, dlatego ograniczę się do stwierdzenia, że byłam mocno zaskoczona i pod wielkim wrażeniem.
Każdy większy rozdział składa się z licznych podrozdziałów, pod którymi, w nawiasach, wspomniano imiona bohaterów pojawiających się w danej scenie. Nie trudno odnaleźć tutaj kolejne nawiązanie, tym razem do dramatów. Wprawdzie autor nie wprowadził podziału na akty i sceny (przynajmniej nie oficjalnie), jednak tak można odbierać budowę tej powieści – poszczególne podrozdziały to kolejne sceny, a rozdziały to akty.
Na tym jednak nie koniec nawiązań do dzieł kultury czy gatunków literackich. Portal zdobiony posągami to nie tylko dzieło piśmiennicze, ale także jeden wielki obraz. Po pierwsze – cała powieść jest swego rodzaju wykładem o sztuce. Dywagacje na temat obrazów przedstawiających Sąd Ostateczny czy prelekcja o diablich twórcach to tylko preludium do większej dawki wiedzy o malarstwie. Po drugie… ta obrazowość autora, która przyćmiewa wszelkie walory literackie.
Powieść Huberatha jest wprost przesycona wszelkiego rodzaju nurtami i konwencjami występującymi zarówno w literaturze, jak i sztuce. I tak realizm łączy się z naturalizmem. Autor przedstawia bardzo szczegółowe opisy scen. Każda wizja, jaką roztaczał przede mną pisarz była żywa, przemawiała do mnie, urzekała mnie, a co najważniejsze, wydawała się prawdziwa. W powieści odnalazłam również mnogość wpływów impresjonicznych – zabawa barwami, światłem, skupianie się na ulotności chwili (sceny), a nie na tym, co się dzieje. Co jeszcze? Ekspresjonizm – dzieło jak najbardziej oddziaływało na moją psychikę, dostarczało mi swego rodzaju bodźców, albo dadaizm – absurdalność niektórych obrazów, pełna abstrakcja zdarzeń czy mieszanie różnych technik. Mogłabym tak wyliczać jeszcze przez chwilę. Nie ma to jednak sensu, gdyż chciałam tylko pokrótce zarysować mnogość i różnorodność konwencji splatających się ze sobą w tym dziele.
Warto wspomnieć jeszcze o dwóch rzeczach. Pierwszą z nich jest połączenie jawy ze snem. Autor wykorzystuje oniryzm, by lepiej wpłynąć na odbiorcę swojego dzieła, by nim potrząsnąć. Tak było w moim przypadku. W pewnym momencie nie wiedziałam, co jest jawą, a co snem bohatera. Miałam wrażenie, że tkwię w jakimś psychodelicznym świecie, gdzie jedna postać zlewa się z drugą. Do tego dochodziły jeszcze te wszechobecne opisy, które w pewnym momencie po prostu mnie przytłaczały. Mój mózg stawał się papką. I właśnie tutaj pojawiają się moje ambiwalentne odczucia – nie wiem czy to dobrze, czy źle, że dzieło wywarło na mnie aż tak wielki wpływ. Lubię obrazy urojeń i absurd, dlatego oglądam pokręcone horrory. I muszę przyznać, że ta książka to również taki powykręcany i chory twór (o dziwo, w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać.
Najbardziej męczyła mnie jednak stylizacja językowa. W utworze miałam do czynienia zarówno z prostym językiem, jak i stylizacją. Ta druga spowalniała tempo mojego czytania, wprowadzała pewnego rodzaju zamęt. Jednak świetnie komponowała się z konwencjami, które autor ze sobą połączył. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że gdyby nie ona, stylistyka książki byłaby niekompletna.
Największy zarzut mam do kreacji bohaterów. To duży minus powieści. W tym momencie nie musiałam się zastanawiać nad tym czy to dobrze, czy źle. Autor za bardzo skupił się na malowaniu obrazów, a zapomniał o stworzeniu wyrazistych postaci. W pewnym momencie wszystkie zlewały mi się w jedno. Bohaterki różniły się między sobą tylko imionami i wadami genetycznymi czy chorobami. Jedynie Ioanneos odznaczał się na tle jednolitych manekinów. Jednak nie na tyle, bym go zapamiętała. Dokładnie, największa wada tej powieści to znikający z pamięci bohaterowie.
Ostatnią rzeczą, o której chcę wspomnieć jest okładka powieści. Przedstawia w połowie zmodyfikowany rysunek autorstwa Leonarda da Vinci – „Człowiek witruwiański”. Na obwolucie, tak jak i w oryginale, widzimy ludzką postać wpisaną w dwie figury – okrąg i kwadrat. Człowiek widziany jest w dwóch nałożonych na siebie pozycjach. Jak już wspominałam, na okładce występuje zmodyfikowana wersja, gdyż tylko prawą stronę grafiki można nazwać wierną oryginałowi. Po lewej widzimy jakiegoś człekokształtnego upiora/demona, pentagram oraz czerwone krople (prawdopodobnie krew). Już sama obwoluta stanowi pewnego rodzaju kierunkowskaz wskazujący to, co kryje treść książki.
Resumując, Portal zdobiony posągami to swego rodzaju literacki majstersztyk, który jednak nie spodoba się każdemu czytelnikowi. Jest to ciężka i strasznie poplątana powieść. Nie czyta się jej szybko i lekko, do tego ma prawie siedemset stron. Jeżeli ktoś liczy na krótką i przyjemną lekturę, rozczaruje się. To nie jest książka na jeden, dwa dni. Trzeba przy niej myśleć, wracać do pewnych scen i wydarzeń, nie da się jej od razu połknąć. Ta powieść wymaga skupienia i chwili refleksji. Bombarduje mnogością obrazów i pobudza, dlatego spodoba się osobom, które uwielbiają tego rodzaju przekazy.
Monika „Katriona” Doerre
Redakcja i korekta: Paulina Maria “Lorelay” Szymborska-Karcz
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękujemy Fabryce Słów.
Tytuł: Portal zdobiony posągami
Autor: Marek S. Huberath
Wydawca: Fabryka Słów
Premiera: 23 listopad 2012
Wydanie: I
Gatunek: powieść
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 643
ISBN: 978-83-7574-865-9