Oto Sanitarium.
Kim jestem?
Max Laughton cierpi na amnezję. Wypadek samochodowy sprawił, że jego pamięć przypomina rozsypane puzzle, a twarz musiała zostać ukryta pod grubą warstwą bandaży. Pracownicy umieszczonego w murach starego zamku szpitala psychiatrycznego próbują mu pomóc, lecz – póki co – bezskutecznie. Do świadomości ich pacjenta docierają jedynie niepowiązane ze sobą urywki wspomnień, związanych z pracą, rodziną oraz tragicznie zakończoną podróżą.
Lecz Max będzie miał szansę na powrót do zdrowia. Eksplozja na oddziale stanowi początek długiej podróży w głąb własnej świadomości, na końcu której czeka zrozumienie.
Klasyczny model rozgrywki
Sanitarium to przygodówka typu point-and-click z izometryczną grafiką o bardzo prostym, niemal intuicyjnym sterowaniu. Prawy klawisz myszy służy do przemieszczania Maxa. Wystarczy przytrzymać, a on natychmiast ruszy we wskazane miejsce. Z kolei lewy odpowiada za interakcję z otoczeniem – podnoszenie przedmiotów, rozmowy, przyglądanie się, otworzenie kieszeni postaci.
Rozgrywka opiera się na tych samych zasadach, jakie istnieją w przygotówkach już od lat. Gracz musi więc szukać i wykorzystywać przedmioty, rozmawiać z napotkanymi osobami, przyglądać się wybranym elementom otoczenia, a to wszystko w celu rozwiązywania zagadek, które doprowadzą go do zakończenia. Rozmowy oparte są na ograniczonej, dla każdej postaci określonej odgórnie, liście słów, zaś bohater w jednej chwili będzie miał przy sobie najwyżej kilka przedmiotów. Miłośnicy sprawdzonych rozwiązań będą się tu czuć jak w domu.
Złożona historia
Opowieść o poszukiwaniu przez Maxa własnej przeszłości jest jedną z ciekawszych, jakie zdarzyło mi się zgłębić. Z początku wiedziałem niewiele – intro informuje mnie jedynie o jakimś wielkim odkryciu oraz niebezpiecznej, zakończonej wypadkiem samochodowej podróży w deszczu. Poznałem również doktora Morgana, głównego lekarza szpitala i jednocześnie opiekuna Laughtona. Potem miała miejsce eksplozja, a ja zostałem rzucony w sam środek dziwnej, a zarazem wymagającej skupienia i myślenia historii.
Graczowi dane będzie ujrzeć wiele ciekawych miejsc. Odwiedzi opanowane przez rośliny miasteczko, na ulicach którego bawią się zmutowane dzieci. Znajdzie się w samym środku owadziego miasta, gdzie jako bohater wojowniczej, czterorękiej rasy spróbuje rozgryźć intrygę insektów. Wcieli się w skórę małej dziewczynki, by na odciętej od świata wyspie wędrować między cyrkowymi namiotami. Jako święty wojownik Olmec odkryje sekrety azteckiego miasta, jak również zbada zakamarki wypełnionego obłąkanymi ludźmi zamku.
Historię Maxa poznawałem z różnych źródeł. Z jednej strony były to filmy, stanowiące niejako zapis jego wspomnień. Z drugiej rozmowy z pacjentami, bądź lekarzami, czytanie notatek oraz przyglądanie się przedmiotom – to również sporo wyjaśniło. Jednak to nie wszystko. Kluczem do zrozumienia, kim jest główny bohater, było dokładne badanie odwiedzanych przez niego miejsc, będących alegorią kolejnych etapów w jego życiu, podobnie jak postacie, w które dane mu było się wcielić.
Niewiele jest gier, które wywołują u mnie coś więcej, niż tylko czystą radość płynącą z rozgrywki. A tutaj? Tutaj, siedząc późną nocą ze słuchawkami na uszach, wsłuchując się w cichą, spokojną, budującą ponury klimat muzykę oraz świetnie dobrane głosy postaci, doświadczyłem, po raz pierwszy od bardzo dawna, smutku. Współczucia dla kogoś, kogo życie zostało wywrócone do góry nogami oraz istot, które spotykał na swej drodze do zrozumienia. Strachu na widok karykaturalnych postaci oraz miejsc, jakie przyszło Maxowi zwiedzić. O tym, co widziałem na ekranie, rozmyślałem jeszcze przez jakiś czas przed zaśnięciem.
W tym aspekcie tkwi siła gry, jak na dzisiejsze standardy, starej i brzydkiej. Złożoność, wieloznaczność, sposób budowy i przedstawiania zamysłów scenarzysty są tak wspaniałe, że wielu współczesnych twórców powinno przejść Sanitarium przynajmniej raz i pilnie notować wszystkie obserwacje. Jak skomentował jeden z graczy pod filmikiem z gameplay’a na YouTube: „Ta gra ma wiele zaskakujących zwrotów akcji. Rzadka rzecz we współczesnych grach wideo”.
Problemów kilka
Tempo rozgrywki jest wolne, głównie z powodu Maxa. On i większość jego inkarnacji porusza się, jak muchy w smole. Przejście z jednego na drugi koniec małych lokacji potrafi zająć nawet minutę, biorąc pod uwagę, że po drodze trzeba ominąć kilka przeszkód, a to wszystko przy stale wciśniętym prawym przycisku. Po jakimś czasie było to zwyczajnie irytujące.
Podobnie męczące, a przy okazji psujące nastrój, są elementy zręcznościowe. Owszem, wpisują się pięknie w fabułę gry i są naprawdę klimatyczne, ale raz, że są dość trudne i wymagają przynajmniej dwukrotnego (śmierć nie kończy gry, tylko zmusza do przejścia pewnego fragmentu jeszcze raz) podejścia, a dwa, że odrywają od opowiadanej historii i skutecznie psują immersję. Jak mam poczuć klimat grozy, gdy Max właśnie zginął, a ja jestem zmuszony po raz drugi walczyć z ożywionym strachem na wróble?
Chociaż w roku 2002 wydano wersję gry kompatybilną z systemem XP, należy wystrzegać się używania kombinacji Alt-Tab. No chyba, że ktoś ma ochotę ujrzeć całkowicie zepsutą paletę kolorów, którą naprawić można jedynie przez ponowne uruchomienie programu.
Piękno szaleństwa
Sanitarium to na dzisiejsze standardy gra brzydka, zbyt długa (jest to wada zgodnie z tendencją do tworzenia tytułów krótkich, możliwych do przechodzenia na raty przez kilka weekendów), wyposażona w toporne sterowanie oraz mogąca sprawiać problemy na nowych systemach operacyjnych. Można by rzec, że produkt minionej epoki. To prawda. Jest to dzieło twórców starej daty, którzy potrafili tworzyć i opowiadać ciekawe, warte poznania historie. Ludzi, dla których warstwa fabularna produktu była najważniejsza i to dzięki niej przyciągali graczy do ekranów. Dali oni światu tytuł, który pomimo upływu lat wciąż może zainteresować i bawić i robi to doskonale.
Niewiele filmów, książek czy gier potrafi wpłynąć na moje emocje. Sanitarium wywołało we mnie smutek, głębokie zamyślenie, zaniepokojenie, wreszcie zdziwienie. Jaki inny tytuł, zwłaszcza współczesny, jest w stanie to zrobić? Jaki inny tytuł może, przy użyciu niewielkich środków, tak po prostu zaciekawić sobą gracza i przekonać go do jej przejścia? Na YouTube można odnaleźć gameplay’e pochodzące sprzed dwóch lat, wciąż oglądane i komentowane. Jak wiele produkcji jest w stanie zainteresować sobą gracza w trzynaście lat po premierze? Ile spośród do tej pory wydanych tytułów fani są skłonni wskrzesić, tak jak w przypadku opowieści o Maxie czyni grupa dziewięciu zapaleńców?
Sanitarium stanowi dla mnie esencję starych gier, które nie musiały mieć wspaniałej grafiki, stworzonej przez znanego kompozytora muzyki, bądź wielkiej, wymieniającej wszystkie jej zalety akcji marketingowej. Produkcji, których wartość tkwiła w historii, w tworzonym wieloma metodami klimacie oraz tym, co potrafiły robić z graczami. Żałuję, że z powodu braku czasu nie byłem w stanie jej ukończyć, a tym samym poznać w całości historii Maxa. Wiem jednak, że pewnego dnia z pewnością to uczynię.
Łukasz „Salantor” Pilarski