Z czym kojarzą się chyba większości czytelników legendy arturiańskie? Z dzielnym, idealnym królem Arturem, z jego wiernymi rycerzami Okrągłego Stołu, z piękną Ginewrą, mądrym Merlinem? W Zimowym monarsze autor zrywa ze stereotypowymi wizerunkami bohaterów. Nikt nie ma czystego sumienia, nawet sam Artur, Lancelot jest zadufanym w sobie idiotą, który sztucznie tworzy swoją legendę, Morgana zaś nosi maskę, bo ma straszliwie poparzoną twarz. Także Ginewra przeszła metamorfozę – nie jest już słodką paniusią, lecz świadomą swojego wdzięku kobietą, potrafi zawalczyć o swoje, manipulować ludźmi. Mało tego – rycerzy Okrągłego Stołu nie ma, zamiast tego są po prostu żołnierze oddani Arturowi.
Na próżno też szukać w książce Cornwella potężnej magii – czary zostały tu sprowadzone do postaci przyziemnych rytuałów i zabobonów – na przykład złe duchy można przepędzić, oddając mocz w kącie sali. Nawet Merlin nie jest w stanie czynić cudów, jego druidzka magia to zwykłe tanie sztuczki, a bogowie, mimo pokładanej w nich wiary, nie mieszają się w sprawy swoich wyznawców.
Mamy więc legendy arturiańskie odarte zarówno z magii jak i z bohaterskich rycerzy – cóż więc nam zostaje? Kawał dobrej książki. Twardej, brutalnej, trzymającej się rzeczywistości. Przedstawiającej wydarzenia tak, jak mogły one wyglądać naprawdę, bez zbędnego upiększania czy łagodzenia. Sam autor wspomina, że nie jest to próba rekonstrukcji historycznej, ale (jako że jest historykiem) starał się zawrzeć w lekturze jak najwięcej szczegółów, takich jak nazwy miast, uzbrojenie z epoki, sytuację polityczną, które dodają historii autentyzmu.
Nie wspomniałam jeszcze o głównym bohaterze – nie jest nim wcale Artur. Narrację prowadzi Derfel, stary mnich, który za młodu walczył u jego boku. Udając, że pisze przekład Biblii, spisuje swe wspomnienia, kiedy to wychowywał się wśród podopiecznych Merlina, kochał się w Nimue, był świadkiem narodzin Mordreda… Zawsze udawało mu się być blisko ważnych wydarzeń – dzięki temu został zauważony przez samego Artura, stał się jego żołnierzem, powiernikiem, a po pewnym czasie nawet lordem.
Język książki jest oszczędny – brak w niej rozwlekłych opisów przyrody. Autor skupia się na rzeczach konkretnych, istotnych dla fabuły, akcja pędzi do przodu, a czytelnik nie ma czasu się znudzić.
Wydanie Zimowego monarchy jest bardzo dobre. Nie rzuciły mi się w oczy żadne literówki czy błędy ortograficzne, czcionka jest wystarczająco duża, nie męczy wzroku. Dodatkowym atutem jest umieszczona z przodu mapka oraz spis postaci i miejsc. Okładka jest przyzwoita i, co najważniejsze, pasuje do dwóch pozostałych tomów, przez co ładnie wyglądają obok siebie na półce.
Komu mogę polecić książkę Cornwella? Wielbiciele legend arturiańskich powinni się z nią zapoznać, zawsze to świeże spojrzenie na ich ulubioną historię. Oprócz tego Zimowy monarcha powinien się spodobać także tym, którzy lubią opowieści osadzone w realiach historycznych, wojny, intrygi, walkę o wpływy.
Gosia “Firewarrior” Stopińska
dziękujemy wydawnictwu ERICA
Tytuł: Zimowy monarcha (The Winter King. A Novel of Arthur)
Cykl: Trylogia Arturiańska
Tom: 1
Autor: Bernard Cornwell
Tłumaczenie: Jerzy Żebrowski
Wydawca: Instytut Wydawniczy Erica
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 19 maja 2010
Liczba stron: 600
ISBN-13: 978-83-62329-00-7
Oprawa: miękka ze skrzydełkami