Rzecz ma miejsce w przyszłości, w roku 2059. Magia została zakazana wiele lat temu, a osoby, które posiadają nadnaturalne zdolności, są wywożone do kolonii karnych. Paige Mahoney jest śniącym wędrowcem, czyli potrafi wpływać na czyjeś senne krajobrazy. Jej pracodawca, Jaxon Hall, pełni funkcję mim-lorda w jednym z największych syndykatów przestępczych w Londynie. Główna bohaterka to jego faworyta i następczyni w jednym. Paige to niezwykle pechowa dziewczyna. Przez swoją lekkomyślność zostaje schwytana podczas nagonki policyjnej na osoby nadnaturalne, a potem przetransportowana do Oksfordu – legendarnej kolonii karnej stworzonej na dwieście lat przed akcją przedstawioną w książce. Rządzą w niej przybysze z zaświatów, Rafaici, którzy życzą sobie, by Syjon oddawał im haracz w ludziach. Paige dopiero, gdy tam trafi, dowie się, jak cenna jest jej moc, i jak wiele osób pragnie ją przywłaszczyć. Protagonistka postanawia stawić zaciekły opór i spróbować uratować siebie, świat i innych współtowarzyszy niedoli. Czy samotna dziewczyna może uratować ludzkość przed Rafaitami?
Po tym jak Suzanne Collins wydała „Igrzyska śmierci”, które stały się kasowym hitem, niczym grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się kolejne powieści dystopijne. Większość z nich to imitacje i na dodatek mierne, jednakże świat stworzony przez Shannon jest rewelacyjny i nieszablonowy. Londyn w 2059 roku to rozległa rzeczywistość, opisana i wykreowana od przysłowiowego A do Z. Wspaniała atmosfera brytyjskiego miasta została zachowana, zaś fantastyczne elementy, opisane w najdrobniejszych szczegółach, dodają wyśmienitego posmaku niezwykłości. I choć przez natłok informacji nie było mi lekko odnaleźć się w tym imaginarium, to jednak podziwiam i boję się tamtej przestrzeni. Autorka umieściła słowniczki, opisy, drzewa genealogiczne osób obdarzonych magicznymi zdolnościami, czyli zrobiła, co mogła, by ułatwić „wgryzienie się” w świat przedstawiony. Oczywiście żaden opis, nawet najdoskonalszy, nie zastąpi wyobraźni czytelnika. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak ciekawą wizją i muszę przyznać, że przeraża mnie ona, bo gdyby odczytywać ją jako zapis historii świata, to ludzkie żniwa zdarzały się nie raz. Kulturę, prawdę, cywilizację i sztukę budowano od zawsze rękoma innych. I należy pamiętać, jak całkiem niedawno naziści pokonywali całe narody, a mianowicie odzierając ich z godności i działając tak, by swoją agresję ofiary skierowały na własnych pobratymców. Rafaici czynią bardzo podobnie. Od razu widać, że bliżej tej książce do „Opowieści podręcznej” Margaret Atwood, czy też wizji świata z komiksu „V jak Vendetta”, niż do „Igrzysk śmierci”. Jestem zachwycona wyobrażeniem przyszłości, jaką zaprezentowała Shannon.
Bardzo polubiłam główną bohaterkę. Teoretycznie to typowa protagonistka dla takich książek młodzieżowych, czyli jako jedyna sprzeciwia się systemowi, jest odważna i butna, ale w praktyce ma w sobie coś realnego. I pomimo że Paige to młoda dziewczyna niestabilna emocjonalnie, cechuje ją w tym wiarygodność w swoim postępowaniu i za to obdarzyłam ją sympatią. Reszta bohaterów, mimo ich ogromnej ilości, została dobrze scharakteryzowana, co jest wspaniałą umiejętnością. Postacie to nie jednowymiarowe kukiełki, każda z nich posiada złożone charaktery, dobre i złe cechy. I tak chociażby Jaxon, jest wyrachowanym manipulatorem i posiada nad Paige ogromną władzę, gdy ta potrzebuje pomocy, staje na wysokości zadania.
Podobało mi się nie tylko uniwersum, ale i dzieje Śniącej Wędrowczyni. Oczywiście widać schemat w fakcie, że samotna dziewczyna ma uratować świat, jednak zostało to przedstawione tak nowatorsko i bardzo nietypowo, iż śmiem twierdzić, że pisarka nadała sztampowym motywom nowy koloryt. To opowieść o dojrzewaniu do tego, by dokonywać samodzielnych wyborów. Zanim Paige trafiła do Oksfordu ludzie z jej otoczenia podejmowali za nią wszystkie decyzje. Los rzucał ją to tu, to tam, dokonując wyborów – szczęśliwych bądź nie. W tamtych potwornych warunkach uświadamia sobie, że jedyną drogą jest wzięcie steru życia we własne ręce, gdyż ani jej ojciec, ani Jaxon, ani nawet Naczelnik, czyli osoba, która opiekuje się nią w kolonii, nie przeżyją za nią żywota i nie wybiorą drogi.
Polubiłam styl, jakim został napisany tekst. Po przeczytaniu pierwszych rozdziałów mogłam przypuszczać, że autorką powieści jest osoba oczytana. Wielokrotnie odnosiła się ona do klasyków literatury, chociażby w tytułach rozdziałów, które są nazwami wierszy Johna Donne’a. Łatwo można dostrzec inspirację Emily Dickinson w ogólnej poetyce dzieła, ale też Charlotte Bronte, a cytat pochodzący z „Jane Eyre” jest mottem książki. Na końcu powieści, oprócz słowniczka, znalazłam listę piosenek, które występują w dziele. To piękna, klasyczna lista gigantów muzyki począwszy od Chopina, na Franku Sinatrze skończywszy. Wiara w gust muzyczny mojego pokolenia jeszcze nie umarła.
Nie przypadło mi to pokraczne poczucie humoru, które nijak mi nie odpowiadało. Wiem, że teraz modnie jest kreować główną bohaterkę na kick ass heroine, jednakże gdy ta konwencja zostanie wymuszona, to się nie sprawdza. Wydukane cięte riposty tracą siłę rażenia. Paige, w towarzystwie Naczelnika, miotają ambiwalentne odczucia, dlatego, znając jej emocje, ironiczne powiedzenia stają się nienaturalne.
„Czas żniw” to jeden z najlepszych debiutów literackich, z jakimi się zapoznałam. Polecam osobom, które lubią silne bohaterki i ciekawy świat przedstawiony.
Karolina “Scarlett” Baran
Redakcja i korekta: Monika “Katriona” Doerre
Autor: Samantha Shannon
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Projekt okładki: Rafał Tyński, Paweł Szczepanik
Data i miejsce wydania: 06.11.2013, Kraków
Liczba stron 520
ISBN:: 978-83-7924-082-1