Zamiast poprzestać na kilku książkach, próbują rozciągnąć akcje na kolejne tomy, co w rzeczywistości nie prowadzi do niczego dobrego. O ciekawych przygodach i wartkiej akcji czytelnik może tylko pomarzyć – otrzymuje bowiem wlokącą się historię, która nie wnosi nic nowego do przedstawionych w poprzednich częściach wydarzeń. I często dzieje się tak, że dobra historia traci swoje walory artystyczne. Albo jej miłośnicy uznają, że tom stanowiący przysłowiowy zapychacz po prostu nie istnieje. Czwarty tom Darów Anioła to właśnie powieść, która, w mojej opinii, nie powinna powstać. A dlaczego? O tym za chwilę.
Od wydarzeń przedstawionych w Mieście Szkła minęło sześć tygodni. Kiedy bohaterowie są przekonani, że ich życiu nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo, Valentine i Sebastian ostatecznie zostali pokonani, okazuje się, że wcześniejsze zmagania to dopiero preludium do nowych kłopotów. Jace’a męczą krwawe koszmary z Clary w roli głównej, Simon wyznaje rodzicielce, że został wampirem, a Nocni Łowcy giną w niewyjaśnionych okolicznościach. Do tego wszystkiego dochodzi zbliżająca się uroczystość zaślubin Jocelyne i Luke’a – normalne życie nie jest przeznaczone dla bohaterów powieści Cassandry Clare.
Miasto upadłych aniołów to typowy paranormal romance z odrobiną nawiązań do powieści gotyckiej. O ile w pierwszych trzech tomach to właśnie ten drugi element stanowił kluczowy składnik, o tyle w najnowszej odsłonie cyklu można śmiało powiedzieć, że wszelkie ciekawe i mroczne opisy odeszły w zapomnienie. Autorka postanowiła uraczyć swoich czytelników opisami miłości i dylematów uczuciowych głównych bohaterów cyklu. Mamy więc zakochaną bez pamięci Clary, dla której nie liczy się nikt poza Jacem. Ten z kolei, pod wpływem niepokojących snów, odpycha protagonistkę, gdyż a) nie zasługuje na nią, b) boi się, iż wyrządzi jej krzywdę, c) odkryje prawdę o swoim ojcu (względnie: ojcach) miało bezpośrednie przełożenie na uczuciowość postaci. Do tego dodajmy jeszcze Simona działającego na przysłowiowe dwa fronty – skoro jest się wampirem, nie można randkować tylko z jedną dziewczyną. To że kiedyś było się sympatycznym, porządnym i poukładanym chłopakiem nic nie znaczy. Ugryzienie zmienia całe dotychczasowe życie, nawet podejście do spraw spotykanie się z płcią przeciwną. I tak, sferę uczuciową przedstawioną w powieści uważam za jej największy minus. Bo po co tak dosadnie, rzekłabym, groteskowo? Rozumiem – powieść dla młodzieży, rozumiem – miłość jest ważna. Jednak o wiele lepiej było we wcześniejszych tomach, gdzie przecież ten aspekt również się pojawiał (pomijam motyw miłości kazirodczej, bo to do tej pory spędza mi sen z powiem). Wielka szkoda, że z dwóch ciekawych i dobrze rokujących postaci Clare stworzyła bohaterów romantycznych. Wprawdzie nie strzelali sobie w głowy niczym Werter, jednak Jace’owi niewiele brakowało.
W książce widać jeden znaczący progres, o który dosłownie modliłam się odkąd zaczęłam swoją przygodę z Nocnymi Łowcami – mam na myśli postać Clary. Nareszcie przestała jawić się jako typowa dama w opałach i nauczyła się kopać tyłki demonom (no dobrze, może nie od razu kopać, ale na pewno potrafi się obronić), wreszcie skończyła z zasadą „myślenie odkładam na później”. Alleluja! Pierwszy raz mogę napisać, że Clary przestała mnie irytować. Owszem, usychała niczym Bella, gdy Edward ją opuścił, jednak już wolę więdnąca Nocną Łowczynię niż pannę, która dosłownie staje i krzyczy „Tu jestem, demony!”.
Wobec akcji – kolejne rozczarowanie. Bo o wszystkich rzeczach, o których autorka wspomina na blisko czterystu pięćdziesięciu stronach, mogła opowiedzieć spokojnie na stu. Większość powieści stanowią wspomniane wyżej dylematy miłosne. Oznacza to, iż ciekawa i zawrotna akcja znana z poprzednich tomów zniknęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A szkoda, bo przykrym jest fakt, że po raz pierwszy nie śledziłam losów bohaterów z zainteresowaniem. Może poza Lukiem, Aleciem i Magnusem. Aczkolwiek dwaj ostatni pojawili się dopiero w połowie książki.
Cóż, mam wielką, naprawdę wielką nadzieję, że kolejna część okaże się lepsza, bo w przypadku czwartego tomu zauważam niepokojący spadek. Niemniej warto sięgnąć po tę pozycję, jeżeli zna się wcześniejsze przygody Clary i jej przyjaciół. Ten tom wprawdzie rozczarowuje, jednak poprzednie nie. Możliwe, że to chwilowa słabość autorki, możliwe, że kolejna część wróci na pierwotny tor. Zresztą wkrótce się przekonam.
Monika “Katriona” Doerre
Korekta: Patrycja “Pattyczak” Wołyńczuk