Serce Kelsey znowu zostało złamane. Wyrwany z niewoli Lokesha Ren ucierpiał na tym nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Z niewiadomej przyczyny mężczyzna stracił pamięć, lecz, jak się okazuje, nie kojarzy jedynie Kelsey i wszystkiego, co z nią związane. Dziewczyna mocno przeżywa to, że ukochany traktuje ją jak całkowicie obcą osobę. Rozpacz dodatkowo pogłębia fakt, że każdy jej dotyk sprawia mu fizyczny ból. Mimo wszystkich nieszczęść, jakie ją spotkały, Kelsey w dalszym ciągu pomaga w złamaniu starożytnej klątwy. Tym razem przeznaczenie skieruje grupę do Miasta Siedmiu Świątyń, gdzie przyjdzie im się zmierzyć z pięcioma przebiegłymi smokami.
O ile poprzednia część serii „Klątwa tygrysa” była w moim odczuciu lekką, dziecinną powieścią ku pokrzepieniu nastoletnich serc, którą przeczytałam stosunkowo szybko i bez większego uszczerbku na zdrowiu psychicznym, tak w przypadku trzeciego tomu cyklu już od samego początku czekały mnie niedogodności.
Przede wszystkim – nie wiem jak to możliwe – „Wyprawa” jest jeszcze bardziej infantylna niż „Wyzwanie”. Gdyby książki te napisała jakaś trzynasto-, czternastolatka, zadurzona w piosenkarzu z boysbandu, to jeszcze jakoś bym to przełknęła. Lecz, jakby na to nie popatrzeć, autorka serii, Colleen Houck, to dorosła, ponad czterdziestoletnia, kobieta. Z racji samego jej wieku książki powinny być głębsze, wnosić coś wartościowego. A tu sama słodycz, lukier i dziecięca naiwność. Tym bardziej rzuciło mi się to w oczy z racji tego, że gdy czytam książki jednego pisarza, to zawsze mam nadzieję, że każda kolejna będzie lepsza od poprzedniej, przede wszystkim pod względem warsztatu literackiego twórcy. Naiwnie wierzyłam, że tak jest w przypadku „Klątwy tygrysa. Wyprawy”, lecz – jak łatwo się domyślić – przeliczyłam się. Niedojrzałość autorki przewija się przez całą książkę, dotyczy nie tylko nakreślenia charakteru czy wyglądu bohaterów, lecz również widać ją przy rozwiązywaniu poszczególnych wątków powieści. Jako że historia opowiadana jest z punktu widzenia Kelsey, to w kulminacyjnym momencie, gdy Houck niejako sama zapędza się w kozi róg i musi w jakiś sposób wyjść z tej sytuacji, to główna bohaterka w chwili, gdy wpakowała się w poważne problemy i nie wie, jak z nich wyjść, po prostu mdleje albo traci przytomność. Kiedy odzyskuje świadomość, wszystko już jest w porządku, zaś jej mężczyźni w kilku słowach opisują, jak to uratowali ją z opresji. Można i tak.
Co do bohaterów pojawiających się na kartach powieści, sytuacja wygląda identycznie jak w poprzednim tomie. Dwaj niezwykle urodziwi bracia rywalizują o względy amerykańskiej nastolatki, która sama o sobie mówi, iż jest przeciętnej urody, ale jakimś dziwnym trafem wszyscy faceci ciągną do niej jak pszczoła do miodu. Nawet główny czarny charakter serii, Lokesh, chce dostać Kelsey właśnie z tego względu.
Mogłoby się wydawać, że wszystkie przygody, spotykające Kelsey, zmienią jej podejście do świata, że dojrzeje pod względem emocjonalnym – wszak ma dziewiętnaście lat, ale co to, to nie. Dziewczyna w dalszym ciągu zachowuje się jak głupiutki podlotek, który naczytał się tanich romansów i pozyskane stamtąd rady stosuje w swoim życiu uczuciowym. A potem dziwi się, że nie wygląda ono tak, jak zostało to opisane w książkach…
Co do książąt, niewiele się zmieniło, nadal są playboyami, na widok których mdleją nastolatki i staruszki, a ich uroda wychwalana jest praktycznie co stronę. Nastąpił jednak pewien zwrot, dość mocno rzucający się w oczy. Otóż bracia zamienili się osobowościami. Ren stał się porywczy, buńczuczny, zaś Kishan przemienił się w delikatnego i wyrozumiałego mężczyznę. Z tego, co pamiętam z „Wyzwania”, było całkowicie na odwrót i zastanawiam się czy autorka świadomie podmieniła charaktery książąt, czy wynikło to z jej pomyłki. W każdym razie, Kelsey nadal tkwi w miłosnym trójkącie z hinduskimi braćmi, co jakiś czas zwracając się raz w stronę Rena, raz Kishana. Na dobrą sprawę wątek romantyczny całego cyklu doskonale podsumowuje poniższy cytat:
Na czym polega mój problem? Biedactwo musi wybrać pomiędzy dwoma najprzystojniejszymi facetami na świecie. Dobrymi, czułymi, uczciwymi ludźmi, którym naprawdę na niej zależy. Wiem, że Kishan będzie dla mnie dobry. Będzie mnie kochał. Naprawdę mogłabym trafić gorzej. O wiele gorzej.
Nic dodać, nic ująć. Biedactwo…
W przypadku fabuły również nie zauważyłam istotnej zmiany; grupa wygodnie podróżuje po całym świecie, by zdjąć klątwę z królewskich braci, pokonuje kolejne przeszkody, prowadzi dysputy natury miłosnej oraz śpi i je. I znowu śpi i je. Rozumiem, że poszczególne zadania mogą wymagać od nich dużych zapasów energii, ale jeśli tak dalej będzie, to, koniec końców, w ostatniej części serii pozostanie im się toczyć, a nie biec. Chyba że mają tak dobrą przemianę materii, ale o tym nic nie wiadomo.
Jako że ulżyłam sercu i opowiedziałam o tym, co mnie drażniło, to teraz wspomnę o plusach powieści. W sumie nie zmieniły się one w stosunku do poprzedniej części. Są to: ładna okładka, choć muszę przyznać, że bardziej podobała mi się ta zdobiąca „Wyzwanie”, ciekawostki dotyczące innych kultur, w tym kilka interesujących mitów wywodzących się z hinduizmu, i na koniec: szybkość, z jaką czyta się tę powieść.
Podsumowując, cieszę się, że to już koniec mojej przygody z naiwną amerykańską nastolatką i superprzystojnymi tygrysami. Choć seria liczyć sobie będzie jeszcze dwa tomy, to ja ich już nie przeczytam. Lektura ma mi przynosić radość i zadowolenie, a nie wyzwalać we mnie duże pokłady złości i irytacji. Dlatego też, dla własnego zdrowia, swoją znajomość z prozą Colleen Houck zakończę na tym właśnie etapie.
* cytat pochodzi z recenzowanej książki
Anka „Wiedźma” Chramęga
Redakcja i korekta: Monika „Katriona” Doerre
Autor: Colleen Houck
Tytuł: Klątwa tygrysa. Wyprawa
Tytuł oryginalny: Tiger’s Voyage
Tłumaczenie: Martyna Tomczak
Seria: Klątwa tygrysa
Tom: 3
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 17 września 2012 r.
Ilość stron: 472
ISBN: 978-83-7515-224-1
Okładka: broszurowa