Słabą stronę powieści stanowi, niestety, konstrukcja postaci, które w żadnym wypadku nie wypadają autentycznie. Zwłaszcza główna bohaterka pozostawia wiele do życzenia, gdyż pisarz na siłę kreuje ją jako tę najlepszą – wiecie, jest potężna, przebiegła, bandę zbirów rozkłada małym palcem na łopatki, mądrzejsza od wszystkich (żeby nie rzec: wszechwiedząca) i w dodatku zarozumiała. Czytanie o tej wspaniałości doprowadzało do irytacji. Jej brat wypada nieco lepiej, bo przynajmniej ma jakieś wady czy ograniczenia i zdaje sobie z nich sprawę. Pozostali? Właściwie statyści, którzy niczym specjalnym się nie wyróżniają.
W Krwi rodu Allgar narrację poprowadzono z perspektywy pierwszej osoby. Pomijam fakt, że średnio przepadam za tym zabiegiem – musi go stosować naprawdę dobry pisarz, będący w stanie okiełznać to trudne narzędzie – niemniej Warchlewski sporo tu namieszał, ponieważ mimo wszystko nie rezygnuje z przedstawiania wydarzeń oczami różnych osób. Przeskakuje pomiędzy narratorami co rozdział lub częściej i czasem trudno zorientować się, z czyją wypowiedzią ma aktualnie do czynienia czytelnik.
Choć autor porusza w swej książce ciekawy temat, to jednak nie jest on innowacyjny (ciemiężenie magów przez resztę ludzkości? Ot, choćby te godziny spędzone nad Dragon Age…) – niemniej z pewnością ciekawy, chwytliwy i o dużym potencjale. Niestety, czasem można odnieść wrażenie, że niektóre wątki zostały potraktowane zbyt powierzchownie, zbyt banalnie. Do tego język nie zawsze licuje z sytuacją czy bohaterem, który wypowiada daną kwestię – co daje efekt kiepskiej i raczej niezamierzonej groteski. Pisarz częściej wdaje się w relacjonowanie trywialnych pogaduszek między bohaterami niż w konkretne opisy. Parokrotnie różne postaci – czy to w monologu wewnętrznym, czy wygłaszanym do innych – wręcz łopatologicznie wyjaśniają sytuację sobie, otoczeniu (i czytelnikowi). Przyznaję bez ogródek, że takie tyrady były bardzo nużące, a przy tym rzadko uzupełniały moją wiedzę – nie okazywały się wcale dogłębne, po prostu rozwlekłe. Do tego dochodzi banalnie ujęty morał – nie chcę ujmować mu na znaczeniu, ponieważ jestem skłonna zgodzić się z wygłoszonym na końcu przez główną bohaterkę pouczeniem o ludzkiej naturze i skłonności do ksenofobii – wydaje się jednak, że czytelnik potrafi sam wysnuć wnioski wypływające z przewodniego tematu powieści, nie trzeba mu dla pewności podsuwać ich jeszcze raz pod nos na tacy.
Przyznaję, że samo wydanie przedstawia się dobrze. Okładka (choć z początku niewiele mówiąca i dająca się właściwie odczytać dopiero po lekturze) jest po prostu ładna, a smukły format i dobry skład to dodatkowe atuty. Także od strony redakcyjnej nie mam nic do zarzucenia, jeśli tylko kilka drobnych przeoczeń.
Ostatecznie, choć obiecująca z początku, Krew rodu Allgar mnie nie zachwyciła. Książka okazała się przewidywalna i na dłuższą metę nudna. Nawet jeśli niektóre fragmenty czy motywy budzą mgliste skojarzenie z takimi utworami, jak Mistrz i Małgorzata, Faust, a nawet Władca pierścieni, wątpię, aby były to świadome aluzje literackie. Myślę, że każdy bez trudu odnajdzie szereg innych dzieł, po które warto sięgnąć w to miejsce.
Anna „Kresyda” Jakubowska
korekta: Matylda Zatorska
Wydawnictwu Novae Res
Tytuł: Krew rodu Allgar
Autor: Janusz Warchlewski
Wydawca: Novae Res
Projekt okładki: Krzysztof Urbański
Miejsce wydania: Gdynia
Data wydania: 2014
Liczba stron: 394
ISBN: 978-83-7942-242-5